Bartosz Ława: Obyśmy nie musieli niebawem płakać

Gracze Pogoni Szczecin szybko otrząsnęli się po niezbyt udanym wyjeździe do Polkowic, skąd przywieźli rozczarowujący punkt. Nastroje w zespole poprawiła sobotnia wiktoria nad Wartą Poznań, po której długo nie milkły chóralne śpiewy w szatni. - Poważny test był nam potrzebny, ale liga nie kończy się na Warcie. Trzeba sprężyć się tak samo chociażby na Kolejarza Stróże - zapewnił Bartosz Ława.

Podopieczni Marcina Sasala nie ukrywają radości z zasłużonego zwycięstwa nad innym kandydatem do awansu - Wartą Poznań (2:1). Portowcy rozpoczęli mecz z wyraźnym impetem i już pierwszy gwizdek dał im sygnał do ataku. Początkowe pół godziny upłynęło pod znakiem dominacji gospodarzy, a przewaga była szczególnie widoczna w ilości ofensywnych akcji i strzałów na bramkę Zielonych. - Jesteśmy na tyle klasowym zespołem, że musimy dominować w każdym meczu od pierwszej minuty. Pokazaliśmy to już w obu spotkaniach otwierających sezon, gdyż nawet w Polkowicach stłamsiliśmy przeciwnika, tyle że wtedy waliliśmy głową w mur - opowiadał po ostatnim gwizdku kapitan Pogoni Bartosz Ława.

- Pokazujemy po prostu swoją piłkę, nie patrząc czy naprzeciw staje Polonia Bytom, czy Warta. Gramy typowy atak pozycyjny, musimy dokładnie i pomału konstruować akcje od tyłu, ale w pewnym momencie przyspieszyć, aby stwarzać sytuacje. Dzięki temu osiągnęliśmy przewagę. Trochę poprzestawiała nam szyki kontuzja Błażeja Radlera. Dłuższa przerwa wytrąciła nas z rytmu i poznaniacy zdołali to wykorzystać. Do przerwy nie potrafiliśmy już wrócić na wcześniejsze tory - oceniał doświadczony pomocnik.

Bartosz Ława zdaje sobie sprawę z dużych możliwości zespołu

Sobotnia konfrontacja wlała sporo optymizmu w serca szczecińskich kibiców, ponieważ Pogoń prezentowała dłuższymi fragmentami efektowną grę. Mecz mógł się skończyć okazalszym zwycięstwem szczecinian, ale szczególnie w drugiej połowie zmarnowali wiele dogodnych sytuacji podbramkowych. Festiwal pudłowania rozpoczął Vuk Sotirović, po przerwie kontynuował go były gracz Warty Marcin Klatt. Marna skuteczność mogła się zemścić w końcówce spotkania, gdy Mariusz Ujek stanął przed wyborną okazją do wyrównania.

- Brak skuteczności to bolączka, która ciągnie się za nami od Polkowic, gdzie także nie potrafiliśmy udokumentować bramkami zdecydowanej dominacji. Podobnie było w sobotnim meczu. Kontrolowaliśmy grę, mieliśmy przewagę w posiadaniu piłki i stworzyliśmy siedem sytuacji, z których co najmniej pięć było dwustuprocentowych. Nie zamieniliśmy ich jednak na trafienia do siatki. Musimy nad tym popracować, gdyż takie marnowanie może się kiedyś zemścić w ostatnich minutach i będziemy płakać z powodu straconych punktów - przyznał nasz rozmówca.

Nagrodą za cenne zwycięstwo jest powrót Portowców na pozycję lidera I ligi. Drużyna Marcina Sasala udowodniła, iż ich forma wciąż zwyżkuje, a aspiracje sięgają najwyższych pozycji w tabeli. - Poważny test był nam potrzebny. Wszyscy zachwycali się naszą grą po inauguracji, ale sami nie wiedzieliśmy - czy jesteśmy tak dobrzy, czy Polonia Bytom tak słaba. Okazało się, że w obu sądach jest dużo racji, ponieważ my punkty zdobywamy, a bytomianie tracą. Dopiero sobotni mecz udowodnił naszą wartość, ale liga nie kończy się na Warcie. Czeka nas trudny wyjazd do Gliwic, następnie przyjeżdża mocna Sandecja. Musimy sprężyć się tak samo chociażby na Kolejarza Stróże, grać w każdym meczu swoje i zdobywać komplet punktów - dodał Bartosz Ława.

Źródło artykułu: