Młody bydgoski talent idzie w ślady swojego ojca

Młody bydgoski pomocnik idzie w ślady swojego bardziej utytułowanego ojca. Mowa oczywiście o Macieju Kocie, który świetnie zadebiutował podczas sobotniego meczu z Chojniczanką.

Od czasu gdy do bydgoskiego klubu wrócił trener Adam Topolski w zespole nastały nowe porządki. Na kilkanaście godzin przed meczem szkoleniowiec wziął swoich piłkarzy na minizgrupowanie do podbydgoskiego Samociążka. To ma pomóc w konsolidacji drużyny przed najważniejszymi spotkaniami, a też ukrócić stosowany do niedawna proceder przez piłkarzy... regularnego odwiedzania nocnych klubów. Jak dowiedział się portal SportoweFakty.pl, kibice II-ligowca w piątek podzielili się na grupy i szukali w lokalach bawiących się zawodników.

Zabranie ekipy do Samociążka dobrze podziałało na młodych graczy. Szczególnie takich jak Maciej Kot. W Bydgoszczy ciągle mają w pamięci fantastyczny wyczyn jego ojca i wieloletniego kapitana - Jacka Kota. Kilkanaście lat temu podczas meczu z Lech w Poznaniu strzelił cztery bramki i przyczynił się do wygranej Zawiszy. W sobotę podczas meczu z Chojniczanką na boisku pojawił się jego młodszy syn i już w swoim debiucie strzelił przepiękną bramkę z dystansu. - Otoczyłem go troskliwą opieką. Właściwie traktuję go jak swojego syna - zażartował trener Topolski.

Sam zainteresowany był nieco przestraszony i zdeprymowany zainteresowaniem dziennikarzy. - Ojciec przed meczem mi mówił, że nie mam się denerwować - odpowiedział Kot. - Musiałem też wierzyć w swoje możliwości i grać jak potrafię. Zawsze jak pojawia się nowy trener, to pojawia się pewna presja. Dlatego chcieliśmy wygrać i być dalej w walce o I ligę.

Obserwatorzy są wręcz zachwyceni wychowankiem III-ligowego Chemika. - Poruszaniem się na boisku przypomina swojego ojca. Mały, ale za to filigranowy i dosyć zwinny. Widać, że drzemią w nim spore możliwości. przy Topolskim może się tylko rozwinąć - mówią trenerzy Zawiszy.

Niestety, są także i złe informacje. Do końca rundy wiosennej w barwach Zawiszy nie zobaczymy już doświadczonego pomocnika Łukasza Juszkiewicza. Były zawodnik Widzewa w ubiegłym tygodniu doznał kontuzji wiązadeł krzyżowych. Dlatego piłkarzy przed meczem z Chojniczanka wyszli na murawę z napisem - ''Juhas jesteśmy z Tobą''. Na szczęście do zdrowia powraca kapitan Marcin Łukaszewski. - Nie spodziewałem się, że zagram aż trzydzieści minut. Nie było u mnie jednak żadnej zadyszki i myślę, że podołałem trudom gry przeciwko Chojniczance - powiedział Łukaszewski.

Źródło artykułu: