Pierwszy punkt w rundzie wiosennej i dwie pierwsze w tym sezonie bramki na wyjeździe zdobyli w piątkowym starciu z Górnikiem w Zabrzu zawodnicy Arki Gdynia. Zespół outsidera tabeli długo na boisku beniaminka prowadził, dając sobie strzelić bramkę na wagę remisu na dziesięć minut przed upływem regulaminowego czasu gry. - Szkoda straconych dwóch punktów. Mieliśmy w tym meczu lepsze sytuacje od Górnika, ale zaprzepaściliśmy wszystko przez błędy przy stałych fragmentach gry. Zwycięstwo w tym spotkaniu było bardzo blisko, ale w naszej sytuacji każdy punkt się liczy - przyznaje Paweł Zawistowski, pomocnik Arki.
Gdynianie dominowali w Zabrzu od strzelenia bramki wyrównującej. Kilka minut po wznowieniu gry po przerwie zdołali trafić do siatki po raz drugi o objęli prowadzenie. - Zagraliśmy dwie niezłe połowy. Górnik w pierwszej połowie stworzył sobie dwie sytuacje, z których jedną zamienił na bramkę. My zagroziliśmy bramce rywala trzy czy cztery razy i byliśmy zespołem lepszym. Szkoda naprawdę tych dwóch punktów, bo po meczu powinniśmy dopisać ich trzy, nie jeden - przekonuje zawodnik żółto-niebieskich.
Mecz zakończył się podziałem punktów, choć obie drużyny prócz akcji bramkowych zmarnowały przynajmniej po jednej klarownej sytuacji pod bramką rywala. - Górnik stworzył sobie bardzo dobrą sytuację na początku spotkania, kiedy po strzale Jeża piłka dwa razy trafiła w słupek, ale i my mieliśmy swoją okazję w końcówce, kiedy Noll mógł ustrzelić hatricka i kto wie co by było, gdyby komuś krzyknął i miał czystą drogę strzału. Trzeba jednak przyznać, że mecz nie był najładniejszym widowiskiem. W grze dominowały długie piłki i walka, a nie to cieszy oko kibica - zauważa gracz outsidera tabeli ekstraklasy.
Dwa trafienia Arki w Zabrzu były inauguracyjnymi trafieniami gdynian na terenie rywala w tym sezonie. W szatni drużyny z Pomorza wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. - Te bramki powinny zakończyć spekulacje, że Arka nie potrafi strzelać bramek na naturalnej murawie. Trener dokonał przed tym meczem kilku roszad w składzie i przyniosło to efekty. Fajnie, że w tym meczu piłka wpadła do siatki cztery razy, ale z drugiej strony szkoda straconych dwóch punktów. Gdybyśmy zsumowali wszystkie oczka stracone w końcówce spotkania to bylibyśmy w tabeli zdecydowanie wyżej, niż dzisiaj się znajdujemy - wskazuje 26-letni zawodnik drużyny Dariusza Pasieki.