Lech pokonał Portugalczyków 1:0, ale mecz stał na bardzo przeciętnym poziomie. Grę w piłkę znacznie utrudniały warunki atmosferyczne oraz murawa, która nie dość, że jest w fatalnym stanie, to jeszcze była pokryta śniegiem. - Nie ma co się tłumaczyć pogodą, bo Braga miała takie same warunki. Było widać, że im operowanie piłką w takich warunkach nie przeszkadzało - mówi Bartosz Ślusarski. - Graliśmy za dużo długimi piłkami, przez co Braga częściej utrzymywała się przy piłce, dlatego miała więcej z gry. W pierwszej połowie nie graliśmy dobrze. Zabrakło utrzymania się przy piłce na ich połowie.
Dla Ślusarskiego był to pierwszy występ w Lechu od sześciu lat. - Cieszę się, że wróciłem i wszystko jest ok. Myślę, że będą jeszcze lepsze mecze w moim wykonaniu - zapowiada lechita, który wystąpił na lewej pomocy, choć jego nominalną pozycją jest atak. - Grywałem już na tej stronie i nie sprawia mi to problemu. Z reguły grałem wysuniętego napastnika, ale ostatnio mogę występować również na lewej i prawej stronie pomocy - opowiada.
Powrót 29-letniego zawodnika nie wypadł okazale. Niczym specjalnym się nie wyróżnił, kilka razy wygrał pojedynki główkowe i raz dobrze wpadł w pole karne po podaniu Semira Stilicia. W przerwie trener Jose Maria Bakero postanowił wpuścić w jego miejsce Mateusza Możdżenia. - Była to typowa taktyczna zmiana. Braga dłużej utrzymywała się przy piłce, dlatego chciałem wzmocnić środek pola i wstawiłem Mateusza Możdżenia - tłumaczy trener Lecha.
Sporo osób krytykowało Ślusarskiego za czwartkowy występ, ale sam zainteresowany nie miał do siebie pretensji. - Trener powiedział, że było dobrze. Nie mam sobie nic do zarzucenia, chociaż jako drużyna nie zagraliśmy w pierwszej połowie najlepiej - mówi były zawodnik Cracovii, który żałował, że nie było mu dane wystąpić po przerwie. - Jest lekki niedosyt, że nie zagrałem dłużej, bo nikt nie lubi być zmieniany w przerwie, ale rozumiem taką decyzję - zakończył.