Andrzej Polak (trener Ruchu Zdzieszowice): Po raz drugi stadion Warty okazał się dla nas szczęśliwy, bo wcześniej wygraliśmy tu z Jarotą Jarocin. To słowo "szczęśliwy" należy tutaj podkreślić. Uważam, że nie zagraliśmy dobrego meczu. Na szczęście zdobyliśmy gola tuż przed przerwą i ta bramka pozwoliła nam z większym spokojem patrzeć na drugie 45 minut. Samo spotkanie nie należało do świetnych. To był brzydki mecz. Szczególnie widoczna była nerwowość. Piłkarze mieli świadomość, że punkty są potrzebne. Spokojnie mogliśmy z kontry strzelić bramki na 2:0 lub nawet 3:0. Niestety dla nas nie wykorzystaliśmy tego, że Polonia za wszelką cenę chciała strzelić gola i chociaż zremisować.
Tomasz Leszczyński (trener Polonii Nowy Tomyśl): Jest mi bardzo przykro, że po raz czwarty w tym sezonie schodzimy z boiska pokonani. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była dobra, ale druga fatalna. To było najsłabsze drugie 45. minut w całym naszym sezonie. Nie potrafiliśmy wymienić kilku podań, a dobra gra w drugiej linii była dziś kluczem do zwycięstwa. Wiedzieliśmy, że Ruch ma bardzo silną pomoc z Adamem Giesą i ciężko będzie im stawić czoła w tej formacji. Mam poważne uwagi do pracy sędziego. W takim spotkaniu walki nie gwiżdże się takich karnych. W środku pola było wiele takich starć, jak to z udziałem Maksymova, a sędzia nawet nie zareagował. Mało tego, jeden z moich zawodników po meczu spytał jeszcze raz sędziego o tę sytuację z 43. minuty. Arbiter odparł, że gdyby to nie było w polu karnym, to nie odgwizdałby faulu! To ja się pytam, jakie są przepisy? Albo faul jest, albo go nie ma. Ten wątpliwy rzut karny ustawił cały mecz. Po stracie gola musieliśmy zaryzykować, bo nie było już czego bronić. Nie straciliśmy więcej goli, ale też nie strzeliliśmy. Z każdą minutą coraz bardziej dawała o sobie znać nerwowość.