Piotr Wiśniewski: Przed Tobą debiut w barwach Arki i to dodatku w meczu z Wisłą Kraków. Czy czuć presją z tym związaną?
Paweł Zawistowski: W związku z tym meczem nie czuję żadnej większej presji. Mój optymizm co do tego pojedynku podziela również cały zespół. Co prawda czeka nas konfrontacja z bardzo dobrą drużyną, wicemistrzem Polski, ale nie boimy się i jedziemy powalczyć o trzy punkty. Mamy pewne założenia, musimy je realizować. Wszystko i tak zweryfikuje liga.
Na co w takim razie stać Arkę w tym sezonie?
- Został nam postawiony bardzo ambitny cel, czyli zajęcie miejsca od ósmego w górę. Wielu ekspertów wskazuje nas jako głównego kandydata do spadku, ale cel ten jesteśmy w stanie zrealizować. Swoją postawą na boisku chcemy udowodnić jak bardzo mylne są te opinie.
W tym sezonie trener Pasieka będzie preferował ustawienie 4-5-1, a raczej 4-1-4-1 z trio środkowych pomocników, które tworzyć będziesz ty, Filip Burkhardt oraz Marcin Budziński. Jak czujesz się w takim schemacie gry?
- W takim ustawieniu mam możliwość gry ofensywnej, mogę zapędzać się pod bramkę rywali. Zresztą tego wymaga ode mnie trener. W Jagiellonii grałem w ustawieniu 4-4-2 i wraz z Hermesem byliśmy bardziej odpowiedzialni za defensywę. Lepiej jednak czuje się w tej roli, którą przydzielił mi szkoleniowiec Arki.
Jak ocenisz przygotowania do nowego sezonu?
- Z okresu przygotowawczego jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza, że mogłem trenować na pełnych obrotach po przebytej jakiś czas temu kontuzji. Po urazie nie ma jednak śladu, a ja mogłem uczestniczyć we wszystkich jednostkach treningowych. Wypada mi cieszyć się z tego faktu. Co do mojej formy i dyspozycji to dopiero mecze o stawkę tak naprawdę potwierdzą w jakim jestem miejscu. Nie mam prawa na nic narzekać.
A czy śledziłeś poczynania dawnych kolegów z zespołu w europejskich pucharach?
- Pierwszy mecz oglądałem na żywo, niestety drugiego pojedynku już nie widziałem. Ciężko było znaleźć jakąkolwiek relację ze spotkania rewanżowego. Z przebiegu obu meczów śmiało mogę stwierdzić, iż ze wszystkich polskich zespołów Jagiellonia zaprezentowała się najlepiej. Nie przestraszyli się rywala, odważnie atakowali i stoczyli zacięty bój do końca. Poza tym dostali karnego z kapelusza.
Czego więc zabrakło, aby awansować dalej?
- Wydaje mi się, że o wszystkim przesądziło pierwszych sześć minut meczu w Białymstoku. To niejako ustawiło przebieg tego pojedynku. Gdyby nie pechowe minuty to jestem przekonany, że Jagiellonia grałaby dalej.
Po meczu Jagiellonii pojawiły się także opinie, iż to sędzia zawalił sprawę, niesłusznie dyktując karnego. Takie same sugestie można było usłyszeć również po pojedynku Lecha Poznań ze Spartą Praga. Czy rzeczywiście całą winę za fatalny występ polskich drużyn należy zrzucać na barki sędziów?
- Takie uproszczenie byłoby zbyt łatwe. To zawodnicy grają i oni są odpowiedzialni za swoją postawę na boisku. Gdy się przegrywa 0:1 zawsze przecież można doprowadzić do wyrównania. Dlatego też absolutnie nie zrzucałbym wszystkiego na barki sędziów. Oczywiście mylą się, często i w lidze polskiej, ale tak na dobrą sprawę to już od kilku sezonów prezentujemy słabą postawę w europejskich pucharach. Najbardziej winni są więc sami piłkarze. Bez odpowiedniego zaangażowania, walce nie można myśleć o sukcesach w Europie.
W Arce puchary raczej wam nie grożą.
- Rzeczywiście, aczkolwiek w Jagiellonii też nam nie groziły, a ostatecznie zdobyliśmy puchar Polski, co dało nam przepustkę na arenę międzynarodową. Piłka nożna jest przecież nieprzewidywalna.
Jeszcze kilka lat temu grałeś w jednym zespole z Robertem Lewandowskim. Obaj się wybiliście, trafiając potem do ekstraklasy. Jednak to Robert zrobił większą karierę.
- (śmiech) Robert to zawodnik o nieprzeciętnym talencie. Wiedzieliśmy już o tym , gdy grał w Zniczu Pruszków. Cieszę się, że zaszedł tak daleko i się wybił. Swoją postawą na pewno na to zasłużył. Mi nie pozostaje nic innego jak tylko mu przyklasnąć. Trzymam kciuki za dalszy owocny rozwój jego kariery. Jestem przekonany, że w Niemczech potwierdzi wszystkie swoje atuty, z których znany był w Polsce, a Borussia będzie tylko odskocznią do dalszej kariery.
Robert poradzi sobie zatem w Bundeslidze?
- Jestem o tym święcie przekonany. Przez te kilka lat odkąd odszedł ze Znicza rozwinął się piłkarsko, stał się czołowym polskim zawodnikiem. Jest jeszcze młodym piłkarzem i ciągle się rozwija. Mam nadzieję, że jego następnym klubem będzie Manchester albo Real.
Jaka jest różnica między trenerem Pasieką, a Probierzem?
- Przede wszystkim mają inne podejście co do przygotowania fizycznego. Na temat przełożonych nie chciałbym się jednak wypowiadać. Nie mniej cieszę się, że było mi dane pracować z trenerem Probierzem, a teraz Pasieką. O tym jak prowadzi zespół podczas spotkań przekonam się dopiero w pierwszych meczach. Jedyne co mogę powiedzieć to fakt, iż szkoleniowiec Arki kładzie nacisk na fizyczność. Dużo jest zajęć biegowych. Z kolei u trenera Probierza było więcej treningów z piłką. O jednym i drugim mam bardzo dobre zdanie.
A jak układa się tobie współpraca z kolegami z zespołu? Wszak w Arce jest wielu obcokrajowców, czy macie problemy z komunikacją?
- W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować zawodnikom, gdyż świetnie mnie przyjęli w drużynie. Już po pierwszych zajęciach z nowym zespołem doświadczyłem wielu oznak sympatii z ich strony. Czuję się już częścią tego zespołu. Podziękowania kieruje także do działaczy, którzy w trudnym momencie podali mi rękę i obdarzyli zaufaniem.
W takim razie czego wypada tobie życzyć w tym nowym sezonie?
- Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Dla piłkarza jest to najważniejszy aspekt. Bez tego wszystko inne jakby schodziło na dalszy plan.