Analiza SportoweFakty.pl - Bramkarski mit

Jerzy Dudek w Realu Madryt, Tomasz Kuszczak w Manchesterze United, Łukasz Fabiański w Arsenalu Londyn, Artur Boruc i Łukasz Załuska w Celticu Glasgow. To tylko niektórzy polscy bramkarze, znajdujący się w kadrach czołowych europejskich zespołów. Dzięki temu, od kilku lat forsowana jest przez niektórych, teoria o istnieniu polskiej szkoły bramkarzy. Skoro mamy tak wielu golkiperów w dobrych klubach, to przynajmniej teoretycznie ona istnieje, ale czy aby na pewno? Postanowiliśmy przeanalizować, czy istnienie polskiej szkoły bramkarzy to mit, czy też nie. O zdanie na temat czołowych polskich golkiperów, poprosiliśmy znakomitego przed laty bramkarza reprezentacji Polski, Jana Tomaszewskiego.

Jeszcze na początku obecnej dekady, jedynym polskim golkiperem, który reprezentował Polskę w kadrze czołowego europejskiego zespołu, był Jerzy Dudek. Jako bramkarz FC Liverpool, wygrał nawet w 2005 roku Ligę Mistrzów, będąc największym bohaterem finałowego meczu z AC Milan w Stambule. Tamten sukces był początkiem końca wychowanka Concordii Knurów. Menedżer The Reds Rafael Benitez, sprowadził na Anfield Road swojego rodaka Jose Reinę i Dudek wylądował na ławce rezerwowych. W międzyczasie stracił szansę na wyjazd na mundial do Niemiec. W końcu zamienił deszczową Anglię na słoneczną Hiszpanię, a konkretnie trafił do Realu Madryt, gdzie od początku musiał się godzić z rolą zmiennika Ikera Casillasa. Nic to jednak, bowiem Polska doczekała się nowych bohaterów między słupkami bramki. Przede wszystkim Artur Boruc wyrósł na bramkarza klasy światowej, broniąc dostępu do bramki szkockiego Celticu Glasgow. Do dwóch czołowych klubów angielskiej Premier League, trafili także Tomasz Kuszczak do Manchesteru United, oraz Łukasz Fabiański do Arsenalu Londyn. Polscy bramkarze tak się spodobali szefom Celticu i Arsenalu, że ci wkrótce sprowadzili kolejnych polskich golkiperów. The Boys wzmocnił Łukasz Załuska a do Kanonierów trafił Wojciech Szczęsny.

Problem w tym jednak, że mimo obecności w kadrach czołowych klubów Europy, Polacy nie odgrywają w nich praktycznie żadnej roli. Z wyjątkiem Boruca oczywiście, który jest podstawowym bramkarzem swojego klubu. Co z tego wynika, ich rozwój nie idzie w odpowiednim kierunku. - Boruc został kupiony jako rezerwowy bramkarz i wykorzystał swoją szansę. Fabiański i Kuszczak także zostali kupieni w takiej roli, tylko oni nie wykorzystali swoich szans. Ile oni już nie grają? Chyba ze cztery lata. W podobnej roli został kupiony Jerzy Dudek, ale on już praktycznie zakończył karierę - zauważa w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jan Tomaszewski - Fabiański i Kuszczak to były diamenty, które nie zostały oszlifowane na brylanty. Nic z tych transferów do wielkich klubów nie skorzystali. Jeśli obaj nie zmienią w najbliższym czasie klubów, na takie gdzie będą grać, to trzeba będzie na nich postawić krzyżyk jeśli chodzi o Mistrzostwa Europy. To jest dla nich ostatni dzwonek - apeluje były bramkarz reprezentacji Polski. Tomaszewski widzi możliwość, by tę sytuację choć trochę poprawić. Doradza Borucowi opuszczenie Glasgow. - Artur Boruc już opatrzył się w Celticu. Życzę mu aby stamtąd odszedł. To będzie podwójna korzyść. Jeśli odejdzie, będzie grał obojętnie w jakiej lidze i jakim klubie, to wtedy zwolni miejsce dla Łukasza Załuski - zauważa w rozmowie z naszym portalem.

Co zatem z tą polską szkołą bramkarzy? Nie da się ukryć, że w ostatnich latach, to właśnie golkiperzy stali się czołowym towarem eksportowym polskiego futbolu. Jako jedyni, są poważani w całej Europie i brani pod uwagę przez największe kluby Starego Kontynentu. Jan Tomaszewski uważa, że bramkarze w Polsce wszystko zawdzięczają tylko i wyłącznie sobie, ponieważ szkolenie całkowicie kuleje. - Polska szkoła bramkarzy to jest mit, ponieważ nasi bramkarze są niejako samoukami. Dlatego że grają w bardzo dziwnej lidze. Ci bramkarze, którzy grają za granicą, wyróżniali się w polskiej ekstraklasie i na ich podstawie zostali kupieni, natomiast nie zapominajmy, że zostali kupieni w roli wyłącznie rezerwowych - przypomina. Według Tomaszewskiego, głównym problemem, który przeszkadza Polakom w zrobieniu wielkiej kariery, to słaba psychika. Były reprezentacyjny bramkarz zwraca uwagę, że treningów, nijak nie da się porównać do udziału w oficjalnym meczu. - Na najlepszym treningu świata nie da się zagwarantować, stresu przedmeczowego, meczowego i pomeczowego. W związku z tym, 60 procent klasy bramkarza to jest psychika. Jak bramkarz nie ma pewności siebie to puszcza takie bramki jak ostatnio Fabiański, czy Kuszczak, który dał się pokonać ze stu metrów - uważa Tomaszewski.

Sporo kontrowersji wzbudza obsada bramki reprezentacji Polski. Skoro bowiem mamy tylu bramkarzy w czołowych klubach Europy, to dlaczego w ostatnich miesiącach pojawił się problem z obsadą tej pozycji? Tomasz Kuszczak i Łukasz Fabiański, na których od początku swej kadencji stawia selekcjoner Franciszek Smuda, nie grają w swoich klubach. Pierwszy z nich otrzymał w tym sezonie kilka meczów, gdy nie było Edwina Van Der Sara, jednak mimo dobrej postawy na boisku, po powrocie Holendra ponownie zasiadł na ławce rezerwowych. Łukasz Fabiański również miał okazję się wykazać. Pod koniec sezonu zastępował kilka razy Manuela Almunię, jednak w kilku spotkaniach się skompromitował i Arsene Wenger zaczął się ponoć rozglądać za nowym bramkarzem. Selekcjoner powoływał do kadry także Wojciecha Szczęsnego. Ten ostatnio przebywał na wypożyczeniu w Brentford. Za kadencji Smudy, w kadrze znaleźli się również Sebastian Przyrowski z Polonii Warszawa oraz Mariusz Pawełek z Wisły Kraków. Obaj jednak mają za sobą fatalny sezon i mogą konkurować jedynie do miana najgorszego bramkarza ekstraklasy. Lekarstwem na całe zło, mógłby być Artur Boruc. Tyle że póki co Smuda go nie widzi. Jest to o tyle dziwna sytuacja, że wcześniej selekcjoner zapowiedział powołanie Boruca do kadry. Mediatorem w tej sprawie miał być trener reprezentacyjnych bramkarzy Jacek Kazimierski. Póki co jednak, Boruca w kadrze znów nie ma.

- Gdybym ja był na miejscu Boruca, to bym powiedział, że dopóki Smuda będzie selekcjonerem, to ja w życiu w reprezentacji nie zagram - nie ukrywa w rozmowie z nami Tomaszewski - Smuda ma to do siebie, że on jest dyletantem. Ba, on jest sabotażystą, jeśli chodzi o politykę bramkarską - twierdzi bohater polskiej kadry z Mistrzostw Świata w 1974 roku. - Na jakiej podstawie są powoływani Fabiański i Kuszczak? - pyta Tomaszewski - Przecież powinien być powołany Boruc i dwóch bramkarzy z polskiej ligi, Łukasz Sapela i Grzegorz Sandomierski, którzy mają szansę grać na Euro. Smuda tymczasem powołuje Pawełka i Przyrowskiego i tylko się kompromituje. Kuszczak w każdym meczu reprezentacji puszcza jakiegoś babola - przypomina. Tomaszewskiemu nie podoba się także to, kto zajmuje się szkoleniem reprezentacyjnych bramkarzy. - I jeszcze ten "wielki" fachowiec Kazimierski. Proszę mi powiedzieć za co on pracuje w reprezentacji? A dwaj najwięksi fachowcy w kraju, Krzysztof Dowhań i Andrzej Dawidziuk, nie są brani pod uwagę? Kazimierski, który nie ma żadnego osiągnięcia, doprowadził do tego, że powołano m.in. Pawełka. Jedynym jego osiągnięciem jest to, że jest kolegą Smudy? No to gratuluję - irytuje się Tomaszewski.

Polska szkoła bramkarzy jest jedynie medialnym mitem, wymyślonym na potrzeby redakcyjne. Kreowanie na wielkie gwiazdy piłkarzy, którzy jeszcze nic nie osiągnęli, jest w naszym kraju zjawiskiem całkowicie powszechnym. Ostatnią "ofiarą", jest Przemysław Tytoń. Ledwie otrzymał szansę występów w holenderskiej Eredivisie a Smuda już wysłał do niego powołanie. - Nie wiem kto jest Tytoń, bo nie widziałem jak gra, ale powołując zawodnika tylko dlatego, że on tam gdzieś kilka meczów zagrał i dając mu gwarancję gry z Finlandią, to ktoś tu na głowę upadł. Dla mnie to jest na wariackich papierach robiona praca - nie ukrywa Tomaszewski - Taki Łukasz Sapela udowodnił w wielu meczach, że gra bardzo dobrze a Smuda go nie widzi - przypomina. Zanim jednak w mediach zaistniał Tytoń, bohaterem został wspomniany już Szczęsny, który doczekał się debiutu w reprezentacji Polski, zanim zadebiutował w pierwszym zespole Arsenalu. - Propaganda sukcesu jest u nas większa jak za czasów Gierka. Zrobiono z niego nie wiadomo kogo. Na jakiej podstawie czwarty bramkarz Arsenalu jest powołany do kadry a drugi nie? To jest sabotaż, tylko dlatego że ojciec komentuje mecze w telewizji, to wielki show zrobiono? Jeśli on mówi, że Almunia i Fabiański popełniają podstawowe błędy, to to już nie jest sodówka, to jest saturator - komentuje Tomaszewski.

Źródło artykułu: