Wiele osób spodziewało się łatwego zwycięstwa poznaniaków nad Lechią, która do stolicy Wielkopolski przyjechała mocno osłabiona. Nieoczekiwanie podopieczni Tomasza Kafarskiego swobodnie poczynali sobie na boisku Lecha i byli lepszą drużyną. - Wiedzieliśmy, że jest to dobry zespół, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak dobrze operuje piłką To Lech powinien dyktować grę, a nie Lechia. Źle weszliśmy w mecz i w naszej postawie było sporo nerwowości oraz niecelnych podań. Gra się nam nie układała, a ciśnienie cały czas rosło - mówi Sławomir Peszko.
Gdańszczanie byli o tempo szybsi od lechitów, dzięki czemu zanotowali wiele przechwytów piłki. - Też to czułem na boisku. Lechia była szybsza, operowała piłką i prowadziła grę, a my liczyliśmy na kontrę. Lech przyzwyczaił do prowadzenia gry i stwarzania sytuacji, lecz tym razem tak nie było. Cieszą jednak trzy punkty, bo takie mecze też trzeba wygrywać - dodaje pomocnik Kolejorza.
To właśnie on został bohaterem. Jego gol w 79. minucie pozwolił zmniejszyć ciśnienie, które stawało się coraz większe. - Kamień spadł z serca i kibicom i nam, aczkolwiek bramka wisiała w powietrzu. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i albo byśmy ten mecz wygrali, albo przegrali. Na szczęście udało się przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę, chociaż końcówka była jeszcze bardziej dramatyczna - wspomina "Peszkin".
Peszko nie czuje się jednak bohaterem Kolejorza, choć jego gol przedłużył szanse na zdobycie mistrzostwa Polski. - Prawie każdą akcję starałem się przerzucać na prawą nogę, aż wreszcie "złamałem" na lewą i piłka wpadła do bramki. Ciśnienie było spore, bo przy remisie bylibyśmy wyautowani z gry o mistrzostwo - nie ma wątpliwości lechita. - Nie tylko ja grałem. Cała jedenastka przedłużyła te szanse i gramy do końca.
Poznaniacy nadal liczą się w grze o mistrzostwa, ale odrobić cztery punkty straty do Wisły Kraków w cztery kolejka będzie niezwykle ciężko. - Patrząc na to, jak łatwo Wisła zdobywa punkty, to nasze szanse są małe, ale póki są, to nie można się poddawać. Musimy wygrać wszystkie mecze, abyśmy z czystym sumieniem mogli patrzeć w lustro - zakończył Sławomir Peszko.