Artur Wiśniewski: Co dwie fajtłapy, to nie jedna

Zagadnienie wprowadzenia konieczności zdobywania licencji piłkarskich przez zawodników było już poruszane w mediach. Wydaje się jednak, że temat nie został wyczerpany. Rażące, a wręcz kompromitujące błędy Marcina Cabaja z Cracovii oraz Sebastiana Przyrowskiego z Polonii rodzą pewną wątpliwość, czy nasza liga na pewno nie jest amatorska. Obaj panowie na boisku zachowują się jak... panie, krzywdząc swoich kibiców i drużyny, które reprezentują, w ogóle krzywdząc wszystkich posiadających zmysł wzroku.

Wpadki Cabaja i Przyrowskiego z minionej kolejki to pretekst do większej dyskusji na temat tych dwóch zawodników. Taką debatę można wywoływać niemal o każdej porze roku - obaj bramkarze błędy popełniają cyklicznie. Można jeszcze dodać złośliwie, że tak jak kobiety, obaj mają swoje słabsze dni w miesiącu. Co się dzieje wtedy z ich organizmami - tego może już nie roztrząsajmy, pozostawiając zawodnikom odrobinę intymności.

Aby zachować obiektywizm, przyjrzyjmy się faktom. Bramkarz Cracovii, Cabaj, rozdawał prezenty już co najmniej kilku ekipom w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Jesienią sezonu 2008/09 podał piłkę wprost pod nogę Artura Sobiecha i Ruch podwyższył wynik na 2:0. W tych samych rozgrywkach osłabił swój zespół m. in. w pojedynku z Jagiellonią, już w 4. minucie otrzymując czerwoną kartkę za faul na Tomaszu Pesirze, a także w prestiżowej konfrontacji z Wisłą, nokautując pod koniec meczu Marka Zieńczuka. Bieżące rozgrywki to aż 32 gole stracone przez Cracovię w 23 spotkaniach (średnia 1,39 na mecz). Gorsze są tylko Korona, Piast i... Polonia z Przyrowskim na czele. Cabaj grał aż w 20 meczach tego sezonu.

Podobny bilans błędów ma Przyrowski. Do dzisiaj ze względu na swoje pomyłki jest obiektem różnorakich drwin, a także wymyślnych pseudonimów (Sebastian "Zagrałem Jeden Dobry Mecz" Przyrowski i tak dalej, i tak dalej). Nic jednak za darmo. W tym sezonie pomógł już poprawić dorobek strzelecki Robertowi Lewandowskiemu na inaugurację wiosny, zaliczył także "czerwień" w 12. minucie pojedynku z Ruchem. Najlepszym sezonem golkipera Polonii był 2004/05, a najwięcej pochwał otrzymał za zatrzymanie warszawskiej Legii w półfinale Pucharu Polski. Ale od tamtego czasu minęło 5 lat!

Pomyłki są wpisane w życie piłko-łapaczy. Jest stare powiedzenie, że napastnik nie musi strzelić, ale bramkarz musi obronić, dlatego gra pod zdecydowanie większą presją. Wydaje się jednak, że jeśli Cabaj rozegrał w ekstraklasie blisko 150 spotkań, a Przyrowski niewiele mniej, bo niespełna 115, to obaj zdążyli nauczyć się:

a) łapać piłkę obiema rękami,

b) po mocniejszych strzałach strącać ją do boku,

c) w akcjach jeden na jeden skracać kąt,

d) dyrygować obrońcami.

Tymczasem obserwując kiksy obu graczy, można odnieść wrażenie, że obaj są w trakcie swego debiutanckiego sezonu na najwyższym szczeblu rozgrywek. Bardzo dobre mecze przeplatają z beznadziejnymi, dziennikarzy unikają jak ognia, uważając ich wszystkich prawdopodobnie za kretynów, nosy zadzierają do góry, a gdy kibice chcą od nich autografów, symulują rozmowę przez telefon.

Przyrowskiego i Cabaja zna w Polsce każdy kibic piłki nożnej, bo są to zawodnicy od lat utrzymujący się na futbolowym rynku. Pytanie tylko, czy to dobrze świadczy o nich, czy źle o naszym rynku.

artur.wisniewski@sportowefakty.pl

Źródło artykułu: