W sobotę Niebiescy bezlitośnie rozprawili się z Pasami na Suchych Stawach. Mimo że cztery dni wcześniej zespół stoczył dwugodzinny pojedynek z Legią Warszawa w ćwierćfinale REMES Pucharu Polski, pokonał Cracovię 4:1. Głównym aktorem tego pokazu ofensywnej siły chorzowian był właśnie Sobiech. - W każdym meczu jest ciężko. To duży wynik, ale staraliśmy się grać ofensywnie i do przodu. Udokumentowaliśmy to czterema bramkami - mówi nastoletni snajper. - Nie było po nas tego widać, że graliśmy w pucharze Polski przez 120 minut. Myślę, że formę zdobywa się poprzez mecze, a nie treningi - twierdzi Sobiech, a to dość niepopularny sąd w polskim środowisku piłkarskim, gdzie gra co trzy dni rzekomo przeszkadza w procesie szkoleniowym.
To po jego przeszywającym defensywę gospodarzy podaniu już w 9. minucie Marcin Zając dał Ruchowi prowadzenie. - Widziałem, że Marcin wychodził na pozycję i udało mu się wykorzystać podanie ode mnie - tłumaczy skromnie Sobiech, ale to akcja, którą w tym sezonie Niebiescy kopiowali już nie raz. Grający na pozycji cofniętego napastnika Sobiech wypuszcza w uliczkę szybkiego partnera z ataku - teraz Zająca, a wcześniej Andrzeja Niedzielana. - Marcin bardzo godnie zastępuje Andrzeja. Również jest szybkim zawodnikiem, urywa się na prostopadłe piłki. Nasza współpraca układa się znakomicie. Dobrze czuję się na pozycji podwieszonego napastnika. Z tego co robię rozlicza się napastnika - z bramek i asyst - zauważa "Abdul", który w tym momencie z 10 bramkami i 5 asystami w punktacji kanadyjskiej ustępuje tylko super duetowi z Lecha Poznań - Robertowi Lewandowskiemu i Sławomirowi Peszce."
Ruch znakomicie spisuje się w bieżących rozgrywkach. Podopieczni Waldemara Fornalika są w walce o mistrzostwo Polski i jako jedyny zespół z czuba tabeli ekstraklasy rywalizują także o końcowy sukces w krajowym pucharze: - Gramy na dwóch frontach. W pucharze i w lidze będziemy walczyć o najwyższe cele. Jesteśmy w wyścigu o mistrzostwo, ale lepiej będzie, jak będziemy skupiać się na każdym kolejnym meczu, to w końcowym rozrachunku złoży się na dobry wynik. Sam Sobiech nie zaprzecza natomiast - co również jest zaprzeczeniem typowej wypowiedzi polskiego ligowca - że chciałby zdobyć koronę króla strzelców. - Można powiedzieć, że jestem w gazie. Dobrze przepracowałem okres przygotowawczy. Teraz tylko to potwierdzam na boisku. Staram się zdobywać bramki. Jeżeli będę strzelał w każdym meczu, to powalczę o koronę. Robert Lewandowski teraz pauzował za kartki, więc nie powiększył przewagi - mówi Sobiech, który ma na koncie 10 trafień. Starszy o dwa lata snajper Kolejorza strzelił do tej pory 13 bramek. Sobiech ma realną szansę zapisać się w historii polskiej ligi - ostatnim zawodnikiem, który w polskiej lidze sięgnął po tytuł króla strzelców przed 20. rokiem życia był w sezonie 1989/90 sam Andrzej Juskowiak.
Sobiech nie miał na razie okazji zadebiutować w reprezentacji Polski. Taki występ jak ten przeciwko Cracovii może go tylko do tego przybliżyć. Franciszek Smuda przyznał niedawno, że na polskich boiskach szuka "gówniarzy potrafiących grać w piłkę". Sobiech niewątpliwie wpisuje się w ramy tego określenia. 19-latek imponuje chłodną głową i w decydujących momentach wybiera najlepsze możliwe rozwiązanie. Jednak w miniony weekend selekcjonera, który tej wiosny chętnie odwiedza Suche Stawy, tym razem zabrakło na trybunach. - Nie żałuję, że selekcjonera nie było. Na pewno zobaczy to w telewizji - tłumaczy chłodno Sobiech.