Daniel Myśliwiec rozgoryczony po porażce z Rakowem. "Nie mieliśmy prawa tego przegrać"

PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: trener Daniel Myśliwiec
PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: trener Daniel Myśliwiec

- Piłka jest po to, żeby dawać pozytywne emocje, a one są po zwycięstwach. Takich wyników nie będziemy akceptować nigdy - powiedział trener Widzewa Łódź Daniel Myśliwiec po porażce z Rakowem Częstochowa 2:3 w 17. kolejce PKO Ekstraklasy.

Najpierw łodzianie prowadzili po golu Jakuba Sypka w 3. minucie, lecz w 5. już był remis, a od 39. i gola Iviego Lopeza przegrywali. W drugiej połowie zdołali się jednak dźwignąć, a w 56. minucie Imad Rondić doprowadził do remisu 2:2, lecz w ostatniej akcji meczu w doliczonym czasie Rafała Gikiewicza pokonał Jonatan Brunes.

- Z perspektywy kultury gry, poziomu zawodów, myślę że to był mecz godny ekstraklasy i zrobiliśmy więcej sytuacji przy jednej z najlepszych drużyn tej ligi w kontekście pressingu. Niestety, wynik idzie w świat. To on jest kluczowy, bo po to to robimy. Żadne rozwodzenie się na temat tego, co było dobre i godne pochwały nie ma sensu. Jesteśmy rozgoryczeni, że nie wygraliśmy, a zrobiliśmy dużo, żeby tak było - przyznał Daniel Myśliwiec na konferencji prasowej. 

Teoretycznie dla Widzewa Łódź remis z wyżej notowanym Rakowem Częstochowa nie byłby złym wynikiem, ale szkoleniowiec gospodarzy wyraźnie wyartykułował swoje zamiary na to spotkanie.

ZOBACZ WIDEO: Tego nie powstydziłby się nawet Ronaldo. Co za bramka!

- Nie po to zdejmuję pomocnika ofensywnego, który widać, że nie może atakować, bo jest wypruty. I nie po to wpuszczam świeżego napastnika, żeby bronić wyniku. Najważniejsze jest nastawienie. Możemy się przekrzykiwać albo boksować, że "ta drużyna nie ma charakteru", bo trzy miesiące temu ta drużyna miała charakter, a teraz nie ma, bo wyniki nie są zadowalające. Każdą tezę można podciągnąć pod wynik. Z niego jesteśmy niezadowoleni, bo mamy poczucie, że mieliśmy prawa tego przegrać - uważa szkoleniowiec.

Dlaczego Widzew "nie miał prawa przegrać"? Myśliwiec rozłożył gola straconego w doliczonym czasie drugiej połowy na czynniki pierwsze. 

- Pomimo dużych emocji odnotowałem fakt, że straciliśmy bramkę po nieskutecznym pressingu. Jest zmiana strony, o której wiedzieliśmy. Raków robi to z powtarzalności maszyny, która się nie męczy. Nie domknęliśmy teog środka. Nie zrobiliśmy tego, co robiliśmy przez 93 minuty. Kapitalne dośrodkowanie Otieno. Maszyna. Można się zastanawiać, po co pressowaliśmy w doliczonym czasie meczu z Rakowem. Każdą tezę można obalić - mówił.

Nie zmienia to jednak faktu, że szkoleniowiec był rozczarowany końcowym rezultatem, który jest determinantem wszystkiego.

- Nie jestem osobą, która będzie oceniać przez efekt, tylko przez działanie. My w tych działaniach, patrząc na liczbę sytuacji stworzonych oraz ich klarowność, byliśmy drużyną, która zasłużyła na więcej niż taki nastrój jak teraz. Nie chcieliśmy bronić, chcieliśmy atakować. Dopóki tu będę, będziemy robić wszystko, by mecze wygrywać, a nie po to, żeby ich "nie przegrywać". Piłka jest po to, żeby dawać pozytywne emocje, a one są po zwycięstwach. A przy tym chcemy grać w określony sposób. A takich wyników nie będziemy akceptować nigdy - oznajmił Myśliwiec.

W sześciu z siedmiu ostatnich meczów minimalna liczba bramek stracona przez czerwono-biało-czerwonych wynosi dwie. Tutaj też jest sporo materiału do przemyśleń.

- Kluczowe są stałe fragmenty. Przed meczem z Puszczą o tym mówiliśmy. Efekt był średni, bo z Puszczą też straciliśmy po nich. Wiedzieliśmy, że Raków jest mocny w tym elemencie. W każdym tygodniu nie da się wszystkiego przepracować. "Systemowo" trudno znaleźć lukę, z której nie wiedzielibyśmy, że przeciwnik chce skorzystać. Po składzie Rakowa wiedziałem, że oni będą mieć więcej chęci do gry kombinacyjnej i szukania przestrzeni między liniami - odpowiedział trener Widzewa.

Do końca roku łódzki zespół czekają jeszcze wyjazdowe starcie z Koroną Kielce w 1/8 finału Pucharu Polski (środa 4 grudnia, godz. 18:00) oraz domowy mecz ze Stalą Mielec w 18. kolejce PKO Ekstraklasy (sobota 7 grudnia, godz. 17:30).

Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Komentarze (1)
avatar
Tom Kwiatkowski
1.12.2024
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Dość tego. Czas na zwolnienie go. Tak samo dyrektor sportowy do zwolnienia. To są kpiny.