Koniec serii Rakowa. Śląsk postawił się ekipie Papszuna

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Petr Schwarz i Michael Ameyaw
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Petr Schwarz i Michael Ameyaw

Raków Częstochowa chciał w sobotę odnieść szóste zwycięstwo z rzędu w PKO Ekstraklasie. Zespół Marka Papszuna został jednak zatrzymany przez Śląsk Wrocław. Na Tarczyński Arena padł bezbramkowy remis, choć piłka raz trafiła do siatki.

W tym artykule dowiesz się o:

Śląsk jest w trakcie maratonu, który, uwzględniając formę, trafił się w nie najlepszym momencie. W zaledwie dziewięć dni podopieczni Jacka Magiery mają do rozegrania cztery mecze. Ostatni epizod był pozytywny, bo wrocławianie w środę odnieśli dopiero pierwsze zwycięstwo w ligowym sezonie 2024/2025.

Stal Mielec to jednak inny poziom niż Raków Częstochowa. Drużyna Marka Papszuna wygrała pięć spotkań z rzędu w PKO Ekstraklasie. - Za nami fajny tydzień, dobra pogoda i dobrze się pracuje w takiej atmosferze - mówił szkoleniowiec wicelidera (więcej TUTAJ).

Papszun zdawał zapewne sobie sprawę, że jego zespół zagra na Tarczyński Arena - terenie wicemistrza Polski. Choć wspomniana ekipa przechodzi niemały kryzys, czego potwierdzeniem jest przedostatnie miejsce w tabeli, pokazała w sobotę, że nie można jej skreślać.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego

Zespół Jacka Magiery stwarzał sobie konkretne sytuacje, szczególnie po dośrodkowaniach. Jako pierwszy sygnał ostrzegawczy w kierunku Rakowa wysłał Aleks Petkow, który wyskoczył najwyżej do piłki, a jego uderzenie sprzed linii bramkowej wybił Milan Rundić.

Mniej skuteczny niż w ostatnim starciu przeciwko Stali Mielec (2:1) był za to Sebastian Musiolik. Napastnik dwukrotnie miał dogodne okazje na strzał "szczupakiem", ale nie zdołał trafić do siatki i uszczęśliwić kibiców na Tarczyński Arena.

Śląsk mógł też mówić o pewnym szczęściu. W 30. minucie doszło do zamieszania w polu karnym gospodarzy. Z bliskiej odległości w poprzeczkę huknął Milan Rundić, a po chwili z trzech metrów koszmarnie przestrzelił Stratos Svarnas.

Do konkursu "pudła meczu" już po przerwie dołączył Aleksander Paluszek. Młody defensor wrocławian otrzymał piłkę przed bramką rywala i zamiast skierować ją do siatki, uderzył tuż obok słupka.

Raków przypomniał o sobie na dwadzieścia minut przed końcem regulaminowego czasu. Znów zrobiło się gorąco w "szesnastce" Śląska. Zamieszanie wykorzystał Jonatan Brunes, który pokonał Rafała Leszczyńskiego.

Bramka nie została jednak uznana. Sędzia Szymon Marciniak obejrzał sytuację na wozie VAR i wypatrzył zagranie ręką Patryka Makucha.

Po wejściu na boisko, Brunes był groźny. Już w doliczonym czasie Paluszek wybił piłkę za siebie, a zawodnik Rakowa huknął z powietrza tuż obok słupka.

Na Tarczyński Arena padł bezbramkowy remis. Jedni i drudzy zapewne nie są z niego zadowoleni. Szczególnie Śląsk, który wyglądał naprawdę nieźle na tle obecnego wicelidera PKO Ekstraklasy.

Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa 0:0

Składy:

Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński - Aleks Petkow, Aleksander Paluszek, Simeon Petrow - Mateusz Żukowski, Peter Pokorny, Sylvester Jasper (87' Łukasz Gerstenstein), Tommaso Guercio (83' Łukasz Bejger) - Piotr Samiec-Talar (87' Yehor Sharabura), Petr Schwarz - Sebastian Musiolik (80' Adam Basse)

Raków Częstochowa: Kacper Trelowski - Stratos Svarnas, Zoran Arsenić, Milan Rundić (58' Erick Otieno) - Fran Tudor, Władysław Koczerhin (46' Peter Barath), Gustav Berggren, Jean Silva - Michael Ameyaw (84' Jesus Diaz), Adriano (68' Patryk Makuch) - Ivi Lopez (46' Jonatan Brunes)

Żółte kartki: Aleks Petkow, Rafał Leszczyński (Śląsk Wrocław) - Gustav Berggren, Adriano, Peter Barath (Raków Częstochowa)

Sędzia: Szymon Marciniak

Źródło artykułu: WP SportoweFakty