z Białegostoku Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
Jeśli beniaminek przyjeżdża do aktualnego mistrza Polski, to nie jest trudno wskazać faworyta, ale bardzo szybko okazało się, że Lechia Gdańsk nie przestraszyła się Jagiellonii Białystok.
Co prawda finalnie to Jagiellonia zdobyła komplet punktów, ale bardzo długo zanosiło się na sporego kalibru niespodziankę, jeśli nie sensację. Bo przecież w przekroju całego meczu gdańszczanie wypracowali sobie wystarczającą liczbę sytuacji, by zwyciężyć w Białymstoku. Ale jeśli się ich nie wykorzystuje, a jednocześnie ma w obronie tykające bomby, to prędzej czy później skończy się to źle.
I tak też było tym razem. W 72. minucie do wyrównania doprowadził rezerwowy w tym spotkaniu Jesus Imaz, a cztery minuty później zrobiło się 3:2, bo z rzutu karnego pewnie uderzył Mateusz Skrzypczak. W obu tych sytuacjach nie popisał się środkowy obrońca gości Bujar Pllana (najpierw przegrał kluczowy pojedynek w polu karnym, a za chwilę sprokurował "jedenastkę").
Jagiellonia nie zachwyciła, ale okazała się zespołem bardziej doświadczonym, dojrzałym i ostatecznie to kibice tej drużyny cieszą się z trzech punktów. A przecież wygwizdywali zawodników schodzących z boiska na przerwę. Zresztą Imaz po golu też wykonał dość charakterystyczną cieszynkę, przykładając palce do uszu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wyjątkowe obrazki. Tak koledzy uczcili jubileusz Lewandowskiego
Inan sprawa, że gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia, zdominowali mecz w pierwszych minutach i wyszli na prowadzenie po składnej akcji lewą stroną. Wprawdzie strzał Tomasa Silvy z kilkunastu metrów nie był zbyt mocny, ale Szymon Weirauch popełnił błąd i przepuścił piłkę do siatki. Tyle tylko, że odpowiedź przyjezdnych była natychmiastowa - tu też należą się pochwały, bo gdańszczanie rozegrali to wzorowo i Bohdan Wjunnyk trafił do pustej bramki po podaniu Conrado.
Im dalej w las tym gra Jagiellonii coraz bardziej się nie kleiła. Stracony gol wybił z rytmu ekipę Adriana Semieńca i Lechia coraz częściej dochodziła do głosu. Zresztą, to Lechia mogła schodzić na przerwę z poczuciem niedosytu, bo wykreowała sobie wystarczającą liczbę szans, by prowadzić (sytuacje Maksyma Chłania czy Camilo Meny).
Zresztą, o słabej grze Jagiellonii najlepiej świadczy reakcja kibiców, którzy nie szczędzili gwizdów pod adresem swoich zawodników, a parę razy było słychać jęki niezadowolenia, gdy Taras Romanczuk podawał do tyłu, a niekoniecznie chciał napędzać akcje.
Druga połowa to drugimi fragmentami koncertowa wręcz gra Lechii, ale udało się w tym okresie zdobyć zaledwie jedną bramkę. Konkretnie zrobił to Maksym Chłań, dla którego było to pierwsze trafienie w Ekstraklasie. Długo czekał na ten moment, natomiast raczej nie będzie zbyt chętnie wracał do tego meczu. Były kolejne szanse dla gości, jednak albo brakowało dobrego strzału albo ostatniego podania. A Jagiellonia? Wykorzystała błędy rywala w defensywie i skarciła beniaminka w parę minut.
Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 3:2 (1:1)
1:0 Tomas Silva 13'
1:1 Bohdan Wjunnyk 16'
1:2 Maksym Chłań 59'
2:2 Jesus Imaz 72'
3:2 Mateusz Skrzypczak (k.) 76'
Składy:
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Michal Sacek, Mateusz Skrzypczak, Dusan Stojinović, Joao Moutinho - Miki Villar (83' Aurelien Nguiamba), Taras Romanczuk, Jarosław Kubicki (55' Marcin Listkowski), Tomas Silva (55' Jesus Imaz), Kristoffer Hansen (67' Peter Kovacik) - Lamine Diaby-Fadiga (82' Alan Rybak).
Lechia: Szymon Weirauch - Dominik Piła, Bujar Pllana, Elias Olsson (84' Serhij Bułeca), Conrado - Camilo Mena, Iwan Żelizko, Anton Carenko (77' Kacper Sezonienko), Rifet Kapić, Maksym Chłań - Bohdan Wjunnyk (77' Tomasz Neugebauer).
Żółte kartki: Sacek, Joao Moutinho (Jagiellonia) oraz Olsson, Wjunnyk (Lechia).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).