Szkoleniowiec Motoru Lublin Mateusz Stolarski rozpocznie sezon jako najmłodszy pierwszy trener w PKO Ekstraklasie. Stolarski był asystentem Goncalo Feio w Motorze, a gdy Portugalczyk pożegnał się z klubem, 31-latek dostał życiową szansę: poprowadzenia zespołu do walki o Ekstraklasę. W barażach jego drużyna pokonała ostatecznie Arkę Gdynia i powróciła do piłkarskiej elity, po 32 latach przerwy. Gdy po raz ostatni lublinianie występowali w najwyższej klasie rozgrywkowej, Stolarskiego jeszcze nie było na świecie.
Po awansie Stolarski pozostał na stanowisku, a teraz w rozmowie z nami opowiada o swojej wizji pracy. - Lubię czytać książki o stoicyzmie. Staram się czerpać z tej filozofii - wyznaje.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Jakie obrazki najbardziej zostaną panu w pamięci po wywalczeniu z drużyną Motoru Lublin awansu do Ekstraklasy?
Mateusz Stolarski, trener Motoru Lublin: Radość tych chłopaków, którzy dokonali rzeczy mało możliwej. Poprzez wiarę w siebie, poprzez to, że mieli mentalność silnej drużyny, osiągnęli dwa awanse z rzędu. To się nie zdarza często. Wprowadzili Motor po 32 latach do Ekstraklasy. Widziałem też kibiców w euforii, którzy mieli łzy szczęścia w oczach. Niektórzy z nich pamiętają ostatni moment, gdy ich klub był w Ekstraklasie, ponad trzy dekady temu. Zawsze, jak marzyłem, by być trenerem, to miałem trochę poczucie misji. W tym sensie, że chciałbym dawać trochę radości ludziom wokół naszą pracą. I teraz czułem takie małe spełnienie, że daliśmy radość wielu kibicom.
Ten region potrzebował powrotu dużej piłki? Kiedyś w innym kontekście śpiewano "Lubelszczyzna jest ci wdzięczna", ale tu też pasuje.
Motor ma wszystko, by grać na najwyższym poziomie: bazę treningową, stadion, kibiców. Jest stabilny finansowo, ma rozsądnego właściciela. I zespół, z którego kibice mogą być dumni. Mam nadzieję, że to spowoduje, że Ekstraklasa dla Motoru nie będzie tylko nagrodą, ale i fajnym wyzwaniem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zbigniew Boniek wciąż to ma! Cóż za opanowanie piłki
Negocjacje w sprawie pańskiej nowej umowy po awansie były jedynie formalnością czy pojawiły się pewne "schody"?
Nie. Prezes od razu po awansie zakomunikował mi, że chce kontynuować ze mną współpracę. Było to też spełnienie moich marzeń, by prowadzić kiedyś zespół ekstraklasowy. Poza tym, bardzo dobrze czuję się w Lublinie, moja rodzina również. A po trzecie, wszyscy wiemy, że ogranicza mnie kwestia licencji trenerskiej, bo nie mam jeszcze UEFA Pro. Tak naprawdę więc Motor był jedynym klubem, który mógłbym prowadzić na najwyższym poziomie rozgrywkowym na ten moment. Cieszę się, że udało się awansować, bo dzięki temu mogę być dalej trenerem Motoru.
Po tym, jak Goncalo Feio opuścił klub pisano, że Mateusz Stolarski przejmuje drużynę, ale "klub będzie się najpewniej rozglądał za innym szkoleniowcem". Jest satysfakcja, że udowodnił pan, że jednak nie było się potrzeby rozglądać?
Zdziwiłbym się, gdyby właściciel nie rozglądał się za nikim nowym w momencie, gdy przejmowałem zespół. Tak naprawdę bowiem debiutowałem w takiej roli. I miałem duże wyzwanie przed sobą, bo prowadzenie zespołu po Goncalo to nie była wcale łatwa sprawa. Były tam standardy najwyższych lotów. Dlatego "opcja B", którą właściciel klubu ewentualnie by chciał przygotować, to normalna rzecz w naszej pracy. Choć nie mam wiedzy, czy taką rzeczywiście szykowano. Natomiast chciałem cieszyć się tą szansą, którą dostałem. Nie myślałem o tym, czy wygram, czy przegram. Skoncentrowałem się na zadaniu. Cieszę się, że finalnie udało się awansować.
Jaki ma być Motor w Ekstraklasie? Ostatni sezon pokazał, że najważniejsze to mieć jakiś pomysł na siebie w tych rozgrywkach, jakąś tożsamość. Puszcza Niepołomice miała pomysł na siebie i go obroniła. ŁKS po drodze zmieniał koncepcję i to się źle skończyło, podobnie w przypadku Ruchu.
My, jako Motor, może nie mieliśmy na każdej pozycji najlepszych piłkarzy, ale mieliśmy najlepszą drużynę. Byliśmy mocno scaleni - więzi między sztabem i zawodnikami były bardzo silne. Opierały się na szczerości, zaufaniu, dużym wsparciu. Mieliśmy jako sztab wysokie wymagania, ale też mocno wspieraliśmy zawodników. Będzie więc ciężko "złamać" Motor, również w Ekstraklasie. Trudne momenty sprawiają, że stajemy się lepsi, a nie, że idziemy w otchłań i to jest na pewno duża siła. W Ekstraklasie będą trudne chwile, ale my z nich wyjdziemy. Motor potrafi cierpieć, bronić, być agresywny. Chcemy być zespołem, który spowoduje, że jak dana drużyna będzie miała z nami grać, to będzie chciała mieć to spotkanie najszybciej za sobą! Bo taki zespół będzie biegał, walczył na wysokiej intensywności. I to chcemy, by nas wyróżniało. Chcemy grać na własnych warunkach. Nie będziemy czuli lęku. Kto ogląda mecze Motoru ten, wie, że z piłką potrafimy robić fajne rzeczy, ale wychodzę z założenia, że najważniejsza jest intensywność i poświęcenie.
Ma wam w nowym sezonie pomóc m.in. Krzysztof Kubica.
Ściągnęliśmy stopera Marka Bartosa, do tego właśnie wspomnianego Kubicę. Dobieramy zawodników pod swój model gry, a jaki tego będzie efekt w praktyce - zobaczymy.
A był temat ewentualnego zainteresowania młodszym z braci Buksa w kontekście Motoru, zanim Aleksander ostatecznie objawił się w Górniku Zabrze? Pan zna tego zawodnika z czasów pracy w Wiśle Kraków.
Motor nie negocjował z Olkiem Buksą, ale ja byłem z nim rzeczywiście w kontakcie. Był już wtedy bardziej zdecydowany na grę w Górniku. Liczę, że jeszcze kiedyś spotkamy się w jakiejś fajnej drużynie.
Co Aleksander Buksa powinien zrobić, by tym razem w pełni odnaleźć się na poziomie Ekstraklasy? Ta zagraniczna przygoda czegoś go nauczyła pod względem mentalnego podejścia do pracy w piłce?
Najlepiej, by on sam opowiedział, jakie ma doświadczenia i co uważa, że powinien ewentualnie zrobić inaczej. Ja uważam, że jest to inteligentny piłkarz i człowiek. Wierzę w to, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Grał w ekstraklasie austriackiej, zaliczył spory rozwój. Myślę, że będzie dobrym transferem dla Górnika.
A jak się podobał starszy z Buksów, czyli Adam Buksa, na Euro 2024? Miał pan w ogóle czas oglądać mistrzostwa, skoro tyle pracy jest teraz w klubie?
Oglądałem mecze Polski na Euro. Adam utrzymuje swój poziom. Mądrze wybiera swoje kluby. Poza dotychczasową przygodą w Lens to w pozostałych klubach strzelał regularnie bramki. Jest rasowym napastnikiem i gol zdobyty z Holandią to potwierdził. To mądra osoba, która ma swoje atuty. Wielu też go skreślało na początku jego drogi. A okazało się, że zagrał w fajnych europejskich klubach. W Stanach Zjednoczonych też bardzo dobrze wyglądał. Teraz wystąpił na mistrzostwach Europy w reprezentacji narodowej i strzelił gola. Ma 28 lat i jeszcze z pięć lat grania przed sobą w takim najlepszym dla piłkarza wieku. On też jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Jako klub ogłosiliście współpracę [b]z Analytics FC - firmą konsultingową zajmująca się doradztwem w zakresie danych piłkarskich. "Szybka i skuteczna ocena zawodników", przy użyciu "zaawansowanych algorytmów" - brzmi jak deklaracje Jarosława Królewskiego z Wisły Kraków. Jest pan zwolennikiem jak największego użytkowania takich danych w pracy współczesnych działaczy i trenerów piłkarskich?[/b]
Przy dobrym nałożeniu na model gry zespołu dane mogą bardzo pomóc w obecnym futbolu. Najważniejszy jest człowiek i feeling między trenerem a piłkarzem i tego z danych nie wyczytasz. Natomiast taka pierwsza selekcja i wykorzystanie odpowiednio liczb pod kątem drużyny, do której szukasz zawodników jest bardzo ważne. Mocno wierzę w takie systemy. Liczby nie kłamią. My czasem w piłce bazujemy na opinii. A często są to jedynie nasze osądy, nie powiązane z faktami. Ja uznaję liczby za bardzo istotny element współczesnego futbolu. I my też chcemy się tymi programami posiłkować.
Zaczyna pan sezon jako najmłodszy obecnie trener w Ekstraklasie. Co to dla pana oznacza? Tylko liczbę na papierze, czy pewne wyzwanie? A może namacalny dowód, że wyjątkowo szybko się pan rozwinął jako szkoleniowiec?
W swoim życiu pracowałem z utalentowanymi trenerami, którzy dziś funkcjonują w Ekstraklasie lub w I lidze - Januszem Niedźwiedziem, Danielem Myśliwcem, Goncalo Feio. On zapoczątkował to wszystko, co wydarzyło się w Motorze, a teraz jest w - na ten moment - największym klubie w Polsce, czyli Legii Warszawa. Można więc powiedzieć, że tych mentorów miałem dobrych. Dzięki nim mam doświadczenia, które spowodowały, że mogłem wyrażać siebie w piłce seniorskiej. Idę przed siebie, nie patrzę zupełnie na to, ile mam lat. Nie patrzę, jakie wyzwanie przede mną. Staram się po prostu pracować dzień po dniu.
Mówił pan o sobie: "daję się wykazać osobom wokół". To jest też ważna umiejętność: nie chcieć wszystkiego wściekle kontrolować, tylko potrafić zaufać współpracownikom. Niektórzy młodsi trenerzy muszą się tego dopiero nauczyć.
Czy nie jest tak, że każdemu z nas się lepiej przychodzi do pracy, jak ma takie środowisko, w którym może się wykazać? A jednocześnie może popełnić błąd? Kiedy coś pójdzie nie tak, może się do kogoś zwrócić o pomoc? Ja też chcę takie środowisko tworzyć jako trener. Myślę, że dużym testem było dla nas starcie z Arką Gdynia w finale baraży o Ekstraklasę i stracona wówczas bramka. My po tej bramce nie zmieniliśmy siebie, swojego sposobu grania. Dlatego, że u nas można popełnić błąd. Najważniejsze jest to, co zrobimy po tym błędzie. Czy dalej będziemy odważni? Czy nadal będziemy spójni w tym, co gramy? Czy też ten błąd nas jednak rozdzieli - a tego bym nie chciał.
"W moim mindsecie jest, by nie miało znaczenia to, że jestem Polakiem i to mi może utrudnić drogę" – powiedział pan w wywiadzie dla Goal.pl. To młodsze pokolenie trenerów, które teraz zaczyna się rozpychać w polskiej piłce w końcu może zerwać z łatką, że polski trener niespecjalnie ma szanse w zagranicznej piłce, poza nielicznymi wyjątkami? Teraz inspiracją będzie pewnie Łukasz Piszczek.
Ograniczenia są po to, by je przezwyciężać. Nie wiem, czy kiedyś uda mi się pracować za granicą. Natomiast chciałbym tego, jest to moje marzenie. Tak samo, jak wtedy, gdy prowadziłem drużyny młodzieżowe i miałem marzenie, by kiedyś prowadzić zespół seniorski w wyższej lidze - wówczas każdego dnia starałem się tak pracować, jakbym już na tym poziomie był. Najważniejsze to nie tracić tego, co jest tu i teraz. Zbyt często skupiamy się na przyszłości. Najważniejsza jest ta chwila, w której jesteśmy i pracujemy.
W jaki sposób pozmieniał pan Motor po odejściu Goncalo Feio? Na czym chciał pan postawić szczególnie swój własny stempel?
Zmieniła się na pewno osobowość pierwszego trenera. Jestem innym typem człowieka, niż Goncalo. Nie mówię, że jestem gorszy, czy lepszy - po prostu chciałem być sobą. Zakomunikowałem to drużynie. Ponadto zmieniliśmy kilka rzeczy w sposobie gry w ofensywie. To były takie dwie pierwsze odmiany. A potem już co mecz wprowadzaliśmy pewne urozmaicenia.
To była też zmiana pod względem temperamentu trenera? Słyszałam, że pan mniej krzyczy.
Potrafię krzyknąć, kiedy trzeba. Nie uważam natomiast, że krzyk jest najlepszą metodą do zarządzania ludźmi. Wolę wyjaśniać pewne sprawy w sposób spokojny i racjonalny. Krzyk powoduje emocje, a w emocjach mamy zachwianą perspektywę. Choć generalnie emocje są potrzebne.
Kto jest dla pana trenerskim wzorcem: z polskiego i zagranicznego podwórka? Poza tymi szkoleniowcami, z którymi już pan pracował?
Nie mam takiego jednego wzorca. Szanuję ludzi, którzy chcą coś zrobić i mają swój sposób gry, są mu wierni. Ostatnio oglądałem mecze St. Pauli. Tam młody trener Fabian Hurzeler zrobił wynik ponad stan. Lubię Atalantę Bergamo, podziwiam Pepa Guardiolę, lubię też oglądać mecze polskich drużyn. Nie nakierowuję się jednak na pracę jednego trenera, szukam w wielu źródłach. I lubię czytać książki o stoicyzmie. Staram się czerpać z tej filozofii. To ciekawy temat, polecam.
Rozmawiała: Justyna Krupa, WP SportoweFakty
Przyznał się do oszustwa sprzed pół wieku. "Po kwadransie mi podziękowali"
Gattuso to dopiero początek, monumentalne plany w Splicie. "Pieniądze to nie wszystko"