Na początku drugiej połowy Wojciech Szczęsny błysnął kapitalną interwencją po strzale głową Kieffera Moore'a. Z kolei w konkursie rzutów karnych spisał się świetnie w piątej serii, gdy obronił strzał Daniela Jamesa, dzięki czemu reprezentacja Polski może cieszyć z awansu na mistrzostwa Europy.
- Zawsze jestem spokojny. Cieszę się, ale za bardzo się nie podniecam, bo uważam, że awans był naszym obowiązkiem od samego losowania. Graliśmy beznadziejnie przez całe eliminacje, dostaliśmy szansę w barażach i wykonaliśmy obowiązek - powiedział Szczęsny w rozmowie z TVP Sport.
- Trenowaliśmy rzuty karne jeszcze w Warszawie. Po dogrywce poszedłem do szatni, żeby spokojnie sobie usiąść i przeanalizować zawodników, ale jak się okazało nie miało to żadnego znaczenia, bo każdy uderzył inaczej. Wszyscy zaczęli strzelać w środek, choć wcześniej nigdy tego nie robili. Ostatni rzut karny jest bardzo trudno strzelić. Dochodzi straszna presja, a podszedł młody chłopak. Byłem bardzo spokojny, że uda mi się to obronić - przyznał Szczęsny.
Ale nie zakłamywał rzeczywistości. Z perspektywy boiska zdawał sobie sprawę, że to nie był wielki mecz reprezentacji Polski.
- Wiem, że są mecze, w których gra się w piłce, ale są też takie, które po prostu trzeba wygrać, przepchnąć w jakikolwiek sposób: w 90. minucie, w 120., w rzutach karnych. W tym momencie nie ma to żadnego znaczenia. Awans daje nam odskocznię i możliwość rozpoczęcia czegoś nowego, bo to, co działo się przez ostatnie półtora roku było nieakceptowalne - powiedział Szczęsny.
I jednocześnie dał do zrozumienia, że Euro 2024 będą jego ostatnim wielkim turniejem w reprezentacji.
- Może być mnie ciężko namówić na dalszą grę - odparł.