Adam Buksa jest od początku tego sezonu piłkarzem tureckiego Antalyasporu, na wypożyczeniu z RC Lens. I choć poprzednie rozgrywki ze względu na kontuzję stopy były dla niego zupełnie stracone, to obecne wyglądają już bardzo dobrze.
Buksa jest jednym z najlepszych strzelców ligi tureckiej, zresztą 13 goli w 27 meczach mówi samo za siebie.
Z kolei jeśli chodzi o kadrę, to były napastnik między innymi Lechii Gdańsk, Zagłębia Lubin, Pogoni Szczecin czy New England Revolution, zagrał w niej 13 razy, strzelił sześć goli.
Czy będą kolejne trafienia, a przede wszystkim, czy będzie awans? Buksa jest przekonany, że reprezentacja Polski ma wszelkie atuty, aby najpierw (21.03) pokonać u siebie Estonię, a następnie (26.03) okazać się lepszym w rywalizacji ze zwycięzcą starcia Walia - Finlandia.
W obszernej rozmowie z WP SportoweFakty napastnik reprezentacji Polski opowiada o grze i życiu w Turcji, planach na przyszłość, a przede wszystkim o najważniejszych meczach Biało-Czerwonych w najbliższych miesiącach.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Wróciłeś do kadry po dłuższej nieobecności. Jaką zastałeś atmosferę? Ostatnio bywało z tym różnie, natomiast gdyby probierzem atmosfery było zachowanie Roberta Lewandowskiego, to powiedziałbym, że jest nieźle. Bo widzę u niego luz, uśmiech i, co najważniejsze, dobrą formę.
Adam Buksa, piłkarz Antalyasporu i reprezentacji Polski: Faktycznie, nie miałem okazji być w kadrze w momencie, gdy mówiło się, że atmosfera była zła. Mam na myśli okres przed zatrudnieniem trenera Probierza. Leczyłem wtedy uraz, więc ominęło mnie. Natomiast jeśli chodzi o aktualne zgrupowanie, to nie mogę powiedzieć złego słowa. Jest dużo optymizmu w nas. Każdy jest świadom, jak ważne wyzwanie nas czeka. Z drugiej strony nie widzę "napinki", która mogłaby negatywnie wpłynąć na nasze przygotowania.
ZOBACZ WIDEO: Studio przed meczem Polska - Estonia. Czy mamy się czego obawiać?
Myślę, że lepsza atmosfera nie bierze się z niczego. Wielu kadrowiczów gra dobrze w klubach, więc nie mają powodów do narzekań.
Tak. Na koniec piłka nożna klubowa i reprezentacyjna niczym się nie różnią. Zasady były i są takie same: chcemy wygrać mecz, strzelić jedną bramkę więcej niż przeciwnik. Jeśli więc forma piłkarzy, którzy stanowią o sile kadry, jest dobra, to nie ma powodu, aby przyjeżdżali na kadrę w złym nastroju. Poza tym, choć zabrzmi to jak oczywistość, kadra jest spełnieniem marzeń każdego chłopaka. A w tym momencie dochodzi jeszcze jeden aspekt: drużyna chce się odwdzięczyć kibicom za wsparcie. Wyniki w ostatnich miesiącach nie były najlepsze, ale motywacja, aby to zmienić, jest bardzo duża.
Ty też przywiozłeś dobry humor. 27 meczów w lidze tureckiej, 13 goli. Wygląda to nieźle.
Jestem zadowolony z kilku powodów. Po pierwsze, przed sezonem nie wiedziałem, jak te rozgrywki będą dla mnie przebiegać. Poprzedni rok był praktycznie całkowicie stracony przez kontuzję. A jak już byłem zdrowy, to grałem jedynie ogony w kilku ostatnich spotkaniach. To był ciężki czas. Natomiast w obecnym sezonie gram od dechy do dechy. A to był dla mnie znak zapytania: jak się będzie zachowywała kontuzjowana wcześniej stopa, jak będę się prezentował fizycznie. Okazuje się, że nie ma żadnych problemów. To mój pierwszy sukces.
A co do statystyk, to jestem usatysfakcjonowany. Biorąc pod uwagę, że Antalyaspor nie jest zespołem, który się bije o mistrzostwo, nie kreuje zbyt wielu okazji, muszę bardzo szanować te liczby. Wprawdzie nie jestem fanem statystyk "pomocniczych", ale jedna z nich, czyli "spodziewane bramki" w moim przypadku jest niższa niż to, co faktycznie strzeliłem. To też pokazuje, że moja forma jest naprawdę dobra w tym sezonie.
A gdybym cię zapytał, jak wygląda czołówka strzelców w lidze tureckiej, to będziesz wiedział? Powiedzmy, że pierwsze dwie pozycje.
Oczywiście. Dzeko i Icardi.
Ile goli?
Dzeko 18, Icardi 17.
Tak. Patrzysz na tę tabelę, bo kołacze myśl, żeby powalczyć o koronę króla strzelców?
Musiałbym tu wrócić do tego, co mówiłem o Antalyasporze i o kreowaniu sytuacji.
To prawda. Pytanie, czy Antalyaspor miał kiedykolwiek króla strzelców ligi. Obstawiam, że nie.
W zeszłym sezonie ich napastnik Haji Wright, który odszedł do Coventry, miał 15 goli w lidze i to zostało ocenione jako bardzo dobry wynik. Poprawienie tego dorobku będzie moim dużym sukcesem. Natomiast w kontekście rywalizacji o koronę króla strzelców, byłoby to coś spektakularnego, ale będzie o to bardzo ciężko, bo Galatasaray czy Fenerbahce potrafią strzelać po pięć-sześć goli w meczu. Niemniej najniższy stopień podium jest w moim zasięgu. Oczywiście, będzie to wymagać świetnej dyspozycji na finiszu sezonu, ale to takie moje ciche marzenie.
Obecnie masz 13 bramek. Tyle samo zdobył w Turcji inny chłopak z Polski. Pewnie coś o nim słyszałeś.
Nawet na kadrze rozmawialiśmy z Krzyśkiem Piątkiem o lidze tureckiej. A czy rywalizujemy? W pewnym sensie tak, trochę z przymrużeniem oka, bo jeden drugiemu nie rzuca przecież kłód pod nogi, ale oczywiście, jeśli moim celem jest podium wśród strzelców, to...
...to nie ma tam dla niego miejsca.
Jak będę lepszy, to nie ma tam dla niego miejsca. Siłą rzeczy rywalizujemy ze sobą, ale kontakt mamy bardzo dobry i na pewno strzelecka rywalizacja, jakkolwiek się zakończy w tym sezonie, tego nie zmieni.
Wśród tych trzynastu goli są te strzelone gigantom ze Stambułu. Pewnie smakują najlepiej.
Turcja jest kibicowsko podzielona na trzy, w porywach cztery części. Choć bardziej na trzy. Czyli Fenerbahce, Galatasaray, Besiktas. Wielka trójka najbardziej interesuje tamtejszych kibiców. I wszystkie analizy w programach telewizyjnych kręcą się wokół nich. A te kluby, które akurat grały przeciw nim, przy okazji w tej analizie się znajdują. Dlatego faktycznie gol strzelony Besiktasowi, czy dwa, które zdobyłem z Fenerbahce, na ich stadionach, sprawiły, że i o mnie zaczęło się mówić. I o Antalyasporze również.
Pod kątem promocji czy rozpoznawalności w Turcji taki mecz daje więc niejednokrotnie więcej niż kilka dobrych spotkań z niżej notowanymi przeciwnikami. A co do smaku, to te bramki smakują bardzo dobrze. Same mecze też pozostają w pamięci. Z Fenerbahce graliśmy przy 52 tysiącach ludzi. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak głośnych gwizdów na stadionie. Na Besiktasie nie było kompletu, bo aktualnie grają gorzej, ale starcia z Fener czy Galatą to były mecze o "najwyższych decybelach".
Już wiadomo, że decyzja o pójściu na wypożyczenie do Antalyasporu była słuszna, choć raczej krótkotrwała. Klub ma opcję wykupu po tym sezonie, ale nie stać go na taki ruch.
Na dziś Antalyaspor ma zakaz transferowy i nie wiem, czy to się w najbliższej przyszłości zmieni. Nigdy nie wydali takich pieniędzy, jakie są zapisane w mojej klauzuli. Wprawdzie nie mogę na sto procent powiedzieć, że w przyszłym sezonie nie będę tam grał, ale szanse są znikome. Miałem jasny plan: odbudowanie formy i pokazanie się w Europie. OK, to już bardziej Azja, ale jednak to liga pod egidą UEFA. I to się udało. Nie wiem natomiast, co przyniesie przyszłość, ale jest cień szansy, że wyląduję w innym tureckim klubie.
To zapytam inaczej: czy jest szansa, że od jesieni będziesz mieszkańcem Stambułu?
Na pewno jakaś szansa jest, ale za wcześnie na konkrety.
Z Turcji oglądamy nie tylko obrazki z bramkami Polaków, ale i gorszące sceny, takie jak uderzenie sędziego przez prezesa klubu, czy ostatni atak kibiców Trabzonsporu na piłkarzy Fenerbahce. Spotkało cię tam coś równie nieprzyjemnego?
Jest to coś, co mi się bardzo nie podoba, zresztą nie tylko mi. To, co się wydarzyło teraz w Trabzonie, czy wcześniej w Ankarze, gdy prezes klubu zszedł z trybuny i wymierzył sierpowego sędziemu, to są sceny, które sprawiają, że na pewno dwa razy się zastanawiam, czy to na pewno miejsce, w którym chciałbym mieszkać i kontynuować karierę. Bo przecież nie wiesz, co się może wydarzyć.
Na pewno jest mnóstwo do poprawy w zakresie bezpieczeństwa i wzajemnego szacunku na stadionach. Bo można mówić o poziomie sędziowania, który w mojej ocenie nie jest najwyższy, ale poziom respektu dla sędziów jest znikomy. I to im nie ułatwia pracy.
Presja trybun jest gigantyczna. To co się czasem dzieje po meczu sprawia, że sędziowie i zawodnicy nie zawsze czują się bezpiecznie. Osobiście nic złego mi się nie przytrafiło, ale nie gram w klubie, który jest na świeczniku, nie wzbudzamy tyle emocji.
A jak się mieszka w Antalyi?
To miasto wielu narodowości. Mieszka się tu bardzo dobrze. Nigdy z narzeczoną nie przeszło nam przez głowę, że coś mogłoby się stać, gdybyśmy się udali w to czy tamto miejsce wieczorem.
Zawsze podkreślasz, że interesuje cię nie tylko piłka, ale przy okazji poznawanie innych kultur. Jak odbierasz Turcję? Jest coś, co ci się bardzo spodobało, albo coś co przeszkadza?
Turcja jest ogromnym krajem, a ja mam to szczęście mieszkać w Antalyi, czyli miejscu, które przez Turków uważane jest za najpiękniejsze. Tam gdzie mieszkam, czyli w centrum, mieszają się trzy narodowości. Pierwsza, wiadomo, Turcy. A potem emigranci wojenni, czyli Ukraińcy i Rosjanie.
To jak tam się "mieszają" Rosjanie i Ukraińcy - jak to wygląda?
Było dla mnie interesujące zobaczyć, jak funkcjonują ze sobą. I nie spotkałem się z żadną formą wzajemnej agresji. Nieraz widzę, że na jednym osiedlu auto z rejestracją ukraińską stoi obok auta z rejestracją rosyjską i nic się nie dzieje. Wiadomo, że to zapewne osoby, które nie wyjeżdżały z Rosji czy Ukrainy z workiem ostatnich rzeczy. To raczej wygląda na przemyślane decyzje, to osoby, które stać, aby kupić tam mieszkanie.
Czyli, jeśli wyjeżdżali z workiem, to raczej pieniędzy.
Tak, dokładnie. I wątpię, żeby w ich interesie było wojować. Chcą spokojnie żyć, a w Turcji mają to zapewnione. Natomiast co do kwestii, które, w małym na szczęście stopniu, negatywnie wpływają na moje odczucia co do mieszkania w Turcji, to wszechobecne palenie. Dla mnie to niesamowicie irytujące, bo naprawdę palą na potęgę. A ja jestem "chory" na ten zapach. Bardzo mi to przeszkadza. Ale to jedyny minus. Poza tym wszystko na plus. Jedzenie, pogoda, sprawy urzędowe. Połączenia z Polską też są bardzo dobre, bezpośrednio z Antalyi.
Wspomniałeś o jedzeniu. Posmakowałeś kebabu, uwielbianego również przez Polaków, czy niekoniecznie, bo to nie do końca danie dla sportowca?
Smakowałem i smakuję regularnie. Dzień przed meczem u siebie, gdy mieszkamy w naszej bazie treningowej, jest taka uczta kebabowa. Nasz kucharz klubowy przyrządza pitę, do tego mięso, warzywa. Smakuje wybornie, choć staram się nie przesadzać. Jeden kebab w tygodniu wystarczy.
Rozmawiamy dużo o Turcji, ale przecież spotykamy się w Warszawie, tuż przed meczami barażowymi. Masz przekonanie, że awansujemy, czy jest jednak nutka niepewności?
Pewności mieć nie można, bo to sport. Nie ma mowy o wywyższaniu się czy lekceważeniu przeciwnika, choć oczywiście wiemy, które miejsce zajmuje w rankingu Estonia. Natomiast powiem tak: według mnie mamy wszelkie podstawy ku temu, by myśleć i wierzyć, że ten mecz możemy pewnie wygrać. Choć wiem, że łatwo nie będzie, bo rywal też chce sprawić niespodziankę.
Estończycy mówią mi w wywiadach: "nie mamy nic do stracenia".
Dokładnie tak. I to jest najlepsze podejście, jakie mogą mieć. Jeśli przegrają, to nic się nie stanie, bo nikt w Estonii nie wymaga od nich wygranej. A jeśli zwyciężą, to będą bohaterami narodowymi. Wcale nie jest łatwo grać z przeciwnikiem o takim podejściu. Ale po naszej stronie jest jakość, doświadczenie, mamy wszystkie karty w rękach. Natomiast w tym momencie ciężko mi powiedzieć z kim byłoby lepiej zagrać w ewentualnym finale.
Wydaje mi się, że łatwiej byłoby jednak w Helsinkach z Finlandią. Walia to ciężki teren.
Ale Polakom zawsze dobrze się grało w Cardiff. Myślę, że leżą nam takie stadiony i taki styl gry. Nie pamiętam natomiast za bardzo meczów z Finlandią. Walia ma większe doświadczenie z dużych imprez, ale Finlandia też ma kilku dobrych piłkarzy. Dlatego bardzo ciężko jednoznacznie mi stwierdzić z kim wolałbym zagrać. Ale nie skupiam się na tym, bo celem numer jeden jest obecnie Estonia.
Niektórzy żartują, mówiąc tak: wygrajmy z Walią, a wtedy po meczu Finlandia.
Taką kolejność brałbym w ciemno (śmiech).
Aspirujesz do gry w ataku kadry z Robertem Lewandowskim. Jak bardzo ucieszył cię jego transfer do Barcelony? Bo jesteś przecież kibicem tego klubu.
Tak, cieszyłem się ze względu na "Lewego", bo to było jego duże marzenie. Znalazł się w legendarnym klubie. Może nie każdy, ale na pewno wielu piłkarzy, świadomych problemów finansowych Barcelony, byłoby nawet chętnych do tego, aby zrzec się części pensji, żeby tylko w Barcelonie zagrać. Pod tym kątem to wielka sprawa dla "Lewego".
Zawsze przyjeżdża stamtąd szczęśliwy i zadowolony. Widać jak dobrze mu się tam gra i żyje. Teraz jest częścią odbudowy wielkiego klubu i myślę, że to go nakręca, bo w Bayernie wygrał wszystko. Zresztą, podziwiam go za to, że tyle lat wytrwał w jednym klubie, wygrywając wszystko. Bo ja mam tak, że nawet nie wygrywając wszystkiego, ale będąc dwa lata w tym samym miejscu, już się trochę nudzę.
Ktoś jednak będzie musiał Lewandowskiego w Barcelonie za jakiś czas zastąpić. To ile procent pensji oddałbyś, żeby zagrać w tym klubie?
Ale ile procent z pensji "Lewego"?
Nie, swojej!
(śmiech) Myślę, że moja pensja to byłyby dla Barcelony "frytki", więc z niczego nie musiałbym schodzić.
Oczywiście trochę żartowaliśmy, ale na koniec całkiem poważnie: twoim celem jest gra w lidze top 5, prawda?
To byłby scenariusz idealny. Zawsze jednak mówię, że priorytetem jest klub. Top 5 to Anglia, Hiszpania, Francja, Włochy i Niemcy. Ale w Belgii, Holandii, Portugalii, czy właśnie Turcji, też są duże kluby, które grają bardzo dobrą piłkę i proponują dobre kontrakty. Dlatego różne kierunki biorę pod uwagę. Interesuje mnie klub, który gra ofensywną piłkę i który będzie potrzebował takiego napastnika jak ja.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Oglądaj mecz Polska - Estonia w Pilocie WP (link sponsorowany)