Portugalski pomocnik Francisco "Chico" Ramos ten moment zapamięta do końca życia. W 78. minucie meczu Radomiaka z Cracovią w walce o piłkę zderzył się z rywalem, co miało dla niego koszmarne skutki. Ramos złamał nogę i prosto ze stadionu trafił do szpitala w Krakowie.
Długo nie był w stanie o tym rozmawiać, ale czas goi rany. Dosłownie i w przenośni.
Teraz, w rozmowie z WP SportoweFakty, pomocnik Radomiaka wraca do tamtego feralnego momentu, opowiada o trudnej rehabilitacji, zdradza też, jak zachował się klub w obliczu tego nieszczęścia.
I choć Ramos dochodzi do zdrowia w Portugalii, to wybiera się do Polski na mecz inaugurujący nowy stadion Radomiaka. 5 sierpnia rywalem jego klubu będzie... Cracovia.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak się czujesz nieco ponad trzy miesiące po tej koszmarnej kontuzji?
Chico Ramos, piłkarz Radomiaka: Czuję się o wiele lepiej niż trzy miesiące temu. W zasadzie każdego dnia obserwuję poprawę. Choć z drugiej strony wiem, jak długa droga jeszcze przede mną. To będzie wiele godzin fizjoterapii i innych działań mających przywrócić mi pełną sprawność. Ale jestem bardzo zmotywowany. Wiem, że choć ta meta z napisem "wyleczony" jest daleko przede mną, to jednak gdzieś tam jest. I prędzej czy później do niej dotrę.
Jak obecnie wygląda twój dzień?
Praktycznie wszystko jest podporządkowane powrotowi do zdrowia. Każdego dnia rano mam dwie godziny zajęć fizjoterapeutycznych. Po południu z kolei jestem poddawany specjalnym masażom. Naprawdę dużo tego wszystkiego. Ale wierzę, że efekt będzie wart tych wszystkich poświęceń.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Benzema nieszczęśliwy w Arabii Saudyjskiej? Ten film jest wymowny
A jak dokładnie było z tymi operacjami? Bo miałeś ich w Krakowie kilka.
Tak. Choć zaplanowana była jedna. Ale po niej pojawiły się komplikacje i potrzebne były trzy kolejne operacje. W sumie w ciągu tygodnia byłem operowany aż cztery razy. W pewnym momencie pojawiło się niestety ryzyko amputacji, sytuacja stała się bardzo poważna, ale na szczęście lekarze stanęli na wysokości zadania. Jestem im bardzo wdzięczny, bo wykonali świetnie swoją pracę.
Powiedziałeś, że pojawiło się ryzyko amputacji. Aż tak źle to wyglądało?
W pewnym momencie tak. Noga mi bardzo spuchła, trzeba było szybko reagować. Powiedziano mi, że gdyby nie podjęto wtedy błyskawicznych działań w ciągu kilku godzin, to mogłoby się skończyć amputacją.
Ten koszmarny moment na boisku... Oglądałeś powtórki?
To wciąż jest bardzo trudne dla mnie. Do tej pory nie oglądałem tego zajścia, nie jestem w stanie. Nawet w myślach nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz. Ale z drugiej strony widząc, że każdy dzień jest lepszy, staram się szukać pozytywów. Progres w rehabilitacji pomaga mi zebrać siły, również te mentalne. I z tego powodu jestem bardzo zadowolony. Że zaczynam sobie coraz lepiej z tym wszystkim radzić.
Delegacja Radomiaka odwiedziła Francisco Ramosa w szpitalu w Krakowie Piłkarz Zielonych jest już po udanej operacji.
— RKS Radomiak Radom (@1910radomiak) April 19, 2023
Chico, jesteśmy z Tobą! pic.twitter.com/zM6M2O6OyB
A zaraz po tym zdarzeniu miałeś świadomość, jak poważna jest to kontuzja?
Wiedziałem, że stało się coś złego, ale nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji, że ta kontuzja jest aż tak koszmarna. Dopiero po pierwszej operacji tak naprawdę dotarło do mnie, jak ciężki to przypadek.
To był najgorszy moment w twoim życiu?
Jeśli chodzi o życie zawodowego piłkarza, to tak. Bez żadnych wątpliwości to najbardziej bolesny moment. Niestety, również w sensie dosłownym. To było piętnaście bardzo trudnych dni. Cztery operacje na przestrzeni tygodnia, a do tego pewne problemy językowe. Bardzo trudno było mi się komunikować, zwłaszcza w tych sprawach medycznych. Dlatego tym większe moje szczęście, że trafiłem w ręce lekarzy, którzy okazali się wielkimi profesjonalistami. Kiedy wyszedłem ze szpitala, poprosiłem moją żonę, aby kupiła 40 babeczek budyniowych, to typowy produkt kuchni portugalskiej. Zostały dostarczone do szpitala w ramach moich podziękowań za ratowanie mi zdrowia.
Jak rozumiem, rehabilitację przechodzisz w Portugalii?
Tak. Muszę bardzo podziękować prezesowi Radomiaka i Oktawianowi (to dyrektor sportowy klubu - przyp. red). Zachowali się super względem mnie. Nie zaniedbali niczego. A z ludzkiego punktu widzenia też postąpili wspaniale, pozwalając mi dochodzić do siebie w Portugalii, blisko mojej rodziny i przyjaciół. Mam tu świetną opiekę lekarską, ale czynnik psychologiczny też ma duże znaczenie. To, że jestem z rodziną i wśród przyjaciół, bardzo mi pomaga.
Ta kontuzja była tak poważna, że pojawiły się wątpliwości, czy w ogóle będziesz w stanie wrócić do gry.
To prawda. Sam się wystraszyłem konsekwencji tego urazu. Ale wszyscy lekarze, z którymi rozmawiałem, zapewnili mnie, że mam duże szanse, aby wrócić do gry. I właśnie na tym się skupiam. Żeby każdego dnia robić postępy, a potem wrócić do gry i odwdzięczyć się Radomiakowi za to jak się wobec mnie zachowali.
A wiesz, kiedy mniej więcej mógłbyś wrócić do grania?
Nie. Nie wyznaczam sobie żadnych dat. Chcę iść krok po kroku. Może być trochę wcześniej, albo trochę później. To nie ma większego znaczenia. Byle wrócić do gry i dobrej formy. I znów być szczęśliwym.
Wiemy, że przyjaźnisz się z Bruno Fernandesem, gwiazdą Manchesteru United. Wspierał cię w tych trudnych momentach?
Tak, jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Nawet 10 minut przed tym wywiadem rozmawiałem z nim na FaceTime. Rozmawiamy codziennie. Bardzo mnie wspierał, od pierwszego momentu, zaraz po kontuzji. Jestem wdzięczny losowi za to, że mam takiego przyjaciela. Ale nie tylko Bruno okazywał wielkie wsparcie. Tak samo zachowywał się mój kuzyn Luis Neto, który gra w Sportingu Lizbona.
Po tak strasznym urazie łatwiej się odbudować fizycznie czy mentalnie?
Muszę przyznać, że obie sfery są bardzo trudne. Zdecydowałem się na współpracę z psychologiem, aby pomógł mi właśnie w sferze mentalnej. Poza specjalistą, tutaj bardzo pomaga też wsparcie rodziny i znajomych.
W którym momencie ból był największy?
Od momentu kontuzji do pierwszej operacji. Ale i po pierwszym zabiegu, przez te komplikacje, ból powrócił. Generalnie cały pierwszy miesiąc pod tym względem był trudny. Nadal nie mam pełnego czucia w nodze, bo wiele nerwów i tkanek zostało uszkodzonych. Ten proces powrotu do zdrowia jest bardzo trudny.
Wiem, przez co przechodzę i uważam, że przez cały ten trud zasłużyłem, aby wrócić do piłki i znów dobrze grać. Natomiast jeszcze raz: dziękuję mojej żonie, rodzinie, znajomym i Radomiakowi, że w trudnej sytuacji mogę liczyć na ich wsparcie. Z głębi serca dziękuję wszystkim, którzy przejęli się i wciąż przejmują tym co mnie spotkało. Wrócę silniejszy!
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Zdzisław Kręcina: "Pewnie nikt Santosowi tego nie powiedział"
Popis Lewandowskiego w szatni