Była 10. minuta spotkania, gdy po trybunach Camp Nou zaczęło się nieść "Meeeeessi... Meeeeessi...". Tak kibice Barcelony, niczym podczas seansu spirytystycznego, wywołują 7-krotnego zdobywcę Złotej Piłki, którego powrót do Barcelony jest realny (więcej TUTAJ).
I chwilę później wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Znudzeni do tej pory fani poderwali się z krzesełek, a po trybunach przeszedł charakterystyczny dla Camp Nou jęk zachwytu. Robert Lewandowski zachował się, jakby wywoływany Messi nawiedził Barcelonę w ciele Polaka.
I to wraz z samym Johanem Cruyffem. "Lewy" swój fenomenalny rajd zaczął przecież od zwodu legendarnego Holendra, tzw. zwrotu Cruyffa. "OMG" ("O, mój Boże!") - tak na tę akcję kapitana reprezentacji Polski zareagowała Barcelona na Twitterze. A kibice nagrodzili go gromkimi oklaskami, mimo że gola nie strzelił.
Po kilku minutach po trybunach znów przeszedł pomruk ekscytacji. "Lewy" wyrwał kibiców z popołudniowej sjesty, gdy magicznym dotknięciem piłki piętą rozpruł defensywę Rojiblancos. Kibice Barcelony to wyrobiona publika, która potrafi docenić geniusza, więc takie reakcje na grę Lewandowskiego mają swoją wartość.
Nie są to akcje, które wymienimy jako pierwsze, gdy pomyślimy o wachlarzu zagrań Polaka. To znak, że mimo 34 lat na karku ciągle się rozwija i nie przeniósł się do Barcy, by tylko odcinać kupony. Uczy się nowych rzeczy i ćwiczy je w warunkach meczowych z błogosławieństwem Xaviego. Nie ma na to lepszego momentu niż teraz.
Finisz sezonu, gdy drużyna jest już pewna tytułu - bo 11-punktowej przewagi na tym etapie sezonu nie da się nazwać inaczej - to idealny poligon doświadczalny. Także dla Barcelony. Drużyna piłkarska to Sagrada Familia - jej budowa nie ma końca i nie powinna mieć.
I Xavi ma świadomość tego, że jego projekt jest daleki od wersji finalnej. Można zżymać się na grę lidera LaLigi w ostatnich tygodniach, ale wystarczy oglądać mecze bez emocji, by dostrzec, że szkoleniowiec Dumy Katalonii wykorzystuje ten czas, by dokładać do swojej budowli kolejne klocki. Efekty mają być widoczne jesienią w europejskich pucharach.
Xavi kieruje projektem, ale w skład jego zespołu wchodzi kilku architektów. W tym gronie jest też Lewandowski. Nie jest już piłkarzem, którym był w Bayernie - w Barcelonie jego rola wykracza daleko poza zdobywanie bramek i ewentualne asysty. "Napastnika rozlicza się z goli" - jego ten pusty frazes nie dotyczy.
"Lewy" uczestniczy w grze, co akurat w Barcelonie ma olbrzymie znaczenie. I jest też wzorem i mentorem dla zdolnej młodzieży, której nie brakuje. Lewandowski pracuje na to, by za kilka lat Pedri i Gavi wymienili go w swojej przemowie z okazji odebrania Złotej Piłki "France Football".
Ostatnio w rozmowie z WP SportoweFakty mówił o tym pierwszy trener tego drugiego: - Widać, że Robert ma dla niego ogromne znaczenie. Stara mu się pomóc. Tego, co ma Lewandowski, młody gracz nie kupi. Ani Gavi, ani nikt inny. Dlatego bardzo się cieszę, słysząc, że Robert jest jak starszy brat dla mojego wychowanka.
Owszem, Lewandowski rozgrywa najsłabszy pod względem skuteczności sezon od dekady. Tyle że ten jego "skromny" dorobek gwarantuje mu miano lidera klasyfikacji strzelców LaLigi, a Barcelonie fotel lidera hiszpańskiej ekstraklasy. A przypomnijmy, że Duma Katalonii czeka na tytuł cztery lata - najdłużej w XXI wieku. Nawet Messiemu w dwóch ostatnich latach na Camp Nou nie udało się zdobyć mistrzostwa.
Ktoś powie, że Barca z "Lewym" zawiodła w europucharach. I będzie miał rację. Ale Polak strzelił w nich sześć goli w siedmiu meczach. A do tego w fazie grupowej Ligi Mistrzów grał tak dobrze, że - przynajmniej wg SofaScore - pozostaje najlepszym piłkarzem tego sezonu Champions League (więcej TUTAJ). Nie w Lewandowskim tkwił zatem europejski problem Barcelony. A ostatnie zabiegi Xaviego mają na celu rozwiązanie go.
Oczywiście, trudno nie zauważyć regresu skuteczności Lewandowskiego, ale naprawdę, nie zasłużył na to, by odmieniać słowo "kryzys" przez wszystkie przypadki i okładać go nim jak obuchem. To, co jest jego kryzysem, dla wielu napastników w Europie pozostaje niedoścignionym celem.
"Lewy" już nic nie musi, za to wszystko może. Pudłem z drugiej połowy meczu z Atletico (zobacz TUTAJ) krytykantów nie uciszy, ale pamiętajmy: z golami Lewandowskiego jest jak z widzami filmów Patryka Vegi: i tak przyjdą. Wieszcząc koniec "Lewego" w 2023 roku, można się tylko wygłupić.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
ZOBACZ WIDEO: Leo Messi wraca do Barcelony!? Co z Lewandowskim?