Po laniu w Brukseli Biało-Czerwoni odzyskali twarz. Z Rotterdamu wracają z jednym punktem, który zdobyli po remisie 2:2. Choć rywale otrząsnęli się w drugiej połowie i odrobili dwubramkową stratę, to w końcówce Polacy dzięki heroicznej obronie nie dali się pokonać i poprawili nastroje po wysokiej porażce z Belgią 1:6.
- Kiedy prowadzisz na wyjeździe 2:0 i trwonisz to w ciągu kilku minut, to możesz poczuć niedosyt z remisu. Ale z przebiegu meczu trzeba uznać ten wynik za szczęśliwy - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Artur Wichniarek, 18-krotny reprezentant Polski i strzelec czterech goli.
Były napastnik m.in. Herthy Berlin i Arminii Bielefeld zwraca też uwagę na przemianę Polaków, która dokonała się po starciu z Belgami.
ZOBACZ WIDEO: Co ten 19-latek zrobił?! Hiszpański bramkarz upokorzony
"Zapomnieli o bolesnej porażce"
- To był inny zespół. Graliśmy skrupulatnie, do tego dokładniej i odważniej w obronie. A kiedy mieliśmy okazje do wyjścia z kontrą, wychodziliśmy z przekonaniem, że ten atak to duża szansa. Widać pomysł na grę u Czesława Michniewicza. To bardzo uważna - choć według mnie trochę zbyt głęboka - defensywa, wykorzystywanie momentów po przechwycie piłki i wyjście do szybkiej kontry - wyjaśnia.
- Po trzech dniach od bardzo bolesnej porażki zobaczyliśmy zespół, który nie miał jej w głowie. Piłkarze o niej zapomnieli i zagrali bardzo dobre spotkanie. Na tyle dziś stać naszą reprezentację - docenia Wichniarek.
Bramki dla Biało-Czerwonych zdobyli Matty Cash i Przemysław Frankowski po akcji, którą zaczął szybkim podaniem za linię obrońców Krzysztof Piątek. Wichniarek chwali piłkarzy za obie akcje na wagę punktu w Lidze Narodów.
- Przy golu na 1:0 niesamowicie dobre zachowanie najmłodszego w kadrze Nicoli Zalewskiego. Niesamowicie przytomnie przerzucił ciężar gry do Casha, który się podłączył do akcji, dobrze przyjął piłkę, popisał się dryblingiem i dobrym strzałem. Było widać, że obaj grają w poważnych ligach i wykorzystali, co mają najlepszego do zaoferowania - mówi.
I dodaje: Z kolei Piątek przy akcji zakończonej drugim golem pokazał, jak powinien zachowywać się środkowy napastnik. On żyje z podań i lepiej czuje się w polu karnym, ale w tamtej sytuacji utrzymał się tyłem do bramki i zobaczył wychodzącego Frankowskiego.
Udany debiut
Ekspert Kanału Sportowego zwraca też uwagę na udany debiut Jakuba Kiwiora. Zawodnik Spezii rozegrał cały mecz. - Został przesunięty do obrony kosztem Marcina Kamińskiego, który grał cały sezon w Schalke. A jednak selekcjoner widział coś więcej w Kiwiorze i postawił na niego. To pokazuje, że mamy potencjał. Eksperymentalna linia obrony zafunkcjonowała dobrze - komentuje.
Na tyle dobra gra Polaków nie wystarczyła, by sprawić niespodziankę i zostać zespołem, który po raz pierwszy pokona Holandię od powrotu trenera Louisa van Gaala do kadry. Dwa błędy chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy okazały się kluczowe.
- Te akcje pokazały, że obranie taktyki polegającej na głębokiej obronie jest w pewnym sensie ryzykowne - wyjaśnia Wichniarek. - Wtedy rywale są często w okolicach naszego pola karnego i czasami o stracie gola wystarczy jeden błąd w ustawieniu. Jednak nie ma co się oszukiwać - Holendrzy w pierwszej połowie byli bardzo przewidywalni. Depay, choć świetnie wyszkolony technicznie, często przetrzymywał piłkę. Dobrze dla nas, bo mogliśmy się ustawić w obronie. Kiedy zdobyli bramki, grali szybciej i sprowokowali nas do błędów - dodaje.
- To cieszy, że wyciągnięto wnioski, a przecież graliśmy bez liderów - Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika. Teraz trzeba zrozumieć, że nie chodzi o jeden mecz, a o powtarzalność. I tak jak w sobotę, trzeba zagrać w każdym kolejnym spotkaniu - podsumowuje były reprezentant Polski.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Polscy piłkarze ocenieni. Wyróżnia się prawdziwy bohater
To się stało! Polacy zaskakują, wielka niespodzianka!