Adamek odpowiada na ostrą krytykę. "Nie jestem bankrutem"

Newspix / Mateusz Porzucek / PressFocus / Tomasz Adamek podczas gali Fame 22
Newspix / Mateusz Porzucek / PressFocus / Tomasz Adamek podczas gali Fame 22

31 sierpnia Tomasz Adamek stoczył na PGE Narodowym kolejną walkę we freak-fightach, a część środowiska sportowego wciąż nie może się pogodzić się z tym, że były mistrz świata legitymizuje nazwiskiem wydarzenia, które sport przypominają tylko z nazwy.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Dariusz Michalczewski krytykuje pana postawę i nazywa to kabaretem. Przeciwny jest także uznany trener Zbigniew Raubo, który uważa, że były mistrz świata nie powinien robić z siebie "małpy". Co pan na to?

Tomasz Adamek, były mistrz świata w boksie: Miałem okazję porozmawiać z trenerem Raubo i przekazałem mu swoją perspektywę. Mam 47 lat i nie mam nic lepszego do roboty. Skoro mogę tu dobrze się bawić i zarobić duże pieniądze, to dlaczego miałbym odmawiać. Gadać może każdy, ale jestem przekonany, że gdyby Raubo dostał w młodości podobną propozycję, to też by walczył.

Spodziewał się pan, że przed walką będzie wyzywany od "pijaków", czy oskarżany o to, że jeździ samochodem pod wpływem alkoholu?

Wchodząc do świata freak-fightów, byłem świadomy, że tak to może wyglądać. Wiele osób - w tym nawet sam szef FAME MMA - ostrzegało mnie, że mogę usłyszeć o sobie wiele kłamstw. Ja jednak jestem odporny na takie gadki. Wielką karierę sportową zakończyłem już bardzo dawno, a teraz jedynie bawię się sportem i zarabiam przy tym spore pieniądze.

Nie ma pan jednak wrażenia, że uczestniczy w rynsztokowym wydarzeniu?

Przyjeżdżam na gale, wychodzę do ringu, a potem zostawiam to wszystko i lecę do siebie. To wszystko, co mnie nie interesuje. Jestem dumny, że jako 47-latek mam okazję walczyć przy pełnych trybunach na PGE Narodowym. Wiadomo, że w tych wydarzeniach chodzi o dużą burzę medialną i wiedziałem o tym od początku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pudło roku już znamy. Niewyobrażalne!

To dlaczego pan się na to zdecydował?

Znam się z Mateuszem Borkiem od ponad 20 lat. On sam pewnego dnia do mnie zadzwonił i zaproponował, bym przyjechał na taką galę i dał ludziom trochę radości. Pomyślałem, że skoro w domu mam wszystko poustawiane, to lepiej pobawić się sportem niż siedzieć bezczynnie w domu. Z tego powodu podpisałem kontrakt z Fame MMA na dwie walki.

Naprawdę czerpie pan radość z takich walk?

Czuję się zdrowy i nie mam obecnie lepszych rzeczy do roboty. W takich walkach praktycznie nie ponosi się ryzyka, bo to nie są walki na śmierć i życie, jak w zawodowym boksie. Przy tym wszystkim cały czas zachowuję dobrą dyspozycję i mam dobre samopoczucie.

Przy okazji ostatniej walki dość mocno zaatakowano nie tylko pana, ale także menedżera Mateusza Borka. Nie doszliście do wniosku, że obaj macie jednak zbyt duży dorobek na przepychanki na tak niskim poziomie?

Naprawdę ja takie rzeczy wpuszczam lewych uchem, a prawym wypuszczam. Śmiać mi się chciało, jak to wszystko słyszałem. Traktuję to jako zabawę i tak długo, jak będę miał zdrowie, to pewnie będę to robił.

Ani razu nie pojawiły się u pana wyrzuty sumienia, że jako wielki mistrz przykłada pan rękę do promocji patologii?

W ostatnim czasie naprawdę często dostaje takie pytania. Mnie jednak nie interesuje to, kto coś robi prywatnie. Nie interesuje mnie, z jakiego środowiska się wywodzi i jakie grzechy popełnił. Podchodzę do tego jak sportowiec i skupiam się tylko na walce w klatce. Kilka ostrzejszych zdań na konferencji powiedziałem, ale pilnowałem, by miało to jakiś poziom. Mój rywal ciągle przeklinał, ale ja nie widziałem sensu, by odpowiadać mu w ten sam sposób. Mam jednak nadzieję, że fani wykupują transmisje z tego wydarzenia, by zobaczyć w klatce gladiatorów.

Nie obawia się pan, że teraz kolejnymi rywalami będą ludzie, którzy jeszcze mocniej będą skupiali się na prowokacjach? 

Nie uda im się sprowokować Tomasza Adamka. A poza tym nawet w boksie zdarzały się prowokacje i wyzwiska, więc jestem do tego przyzwyczajony. W Fame MMA jest faktycznie trochę więcej ubliżania, ale i to zniosę. Pomaga mi to, że w życiu nic złego nie zrobiłem, nie mam nic na sumieniu, afer z moim udziałem praktycznie nie było.

Z tym ostatnim trudno się zgodzić, bo przecież nie każdy został wyproszony z samolotu przez Straż Graniczną za wulgarne zachowanie i niestosowanie się do poleceń załogi.

W takich momentach zawsze proszę o dowody. Wsiadłem do samolotu mocno poobijany po walce. Jedna z pasażerek poszła do załogi i zgłosiła, że czuje się w moim towarzystwie zagrożona. Bała się, że mogę wszcząć awanturę w trakcie lotu. Podeszła do mnie kierowniczka załogi i zrobiła się afera, że nie mogę lecieć samolotem. Zapewniam, że nic nie zrobiłem.

Straż Graniczna ujawniła później, że podczas badania alkomatem miał pan około 1,22 promila alkoholu we krwi.

Wcześniej wypiłem trochę wina i jedno piwo. Byłem po walce, więc nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.

Z tego powodu dziś jest pan wyzywany od pijaków.

To takie typowe gadanie w celu wywołania skandalu. Równie dobrze ktoś mógł mnie nazwać narkomanem, czy kobieciarzem. Takie teksty nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Nie żałuje pan tej drogi?

Absolutnie nie. Nie dość, że zarobiłem spore pieniądze, fajnie się bawiłem, to jeszcze pokazałem młodzieży, że da się ładnie walczyć i warto uprawiać sport. Mam wrażenie, że mogę być przykładem, że nie trzeba się obrażać na konferencjach prasowych, by później triumfować w klatce.

Jaki ma pan pomysł na przyszłość?

Dopiero zakończył się mój kontrakt z Fame MMA, więc sprawa jest bardzo świeża. Dałem sygnał Mateuszowi Borkowi, by załatwiał kolejne walki. Jestem przekonany, że to jeszcze nie koniec, a pierwsze konkrety pojawią się zapewne już za kilka dni.

Zamierza pan zastrzec w kontrakcie, że będzie walczył tylko z prawdziwymi sportowcami, a nie ludźmi skupionymi na robieniu sensacji?

Nie ma dla mnie żadnego znaczenia, z kim będę walczył. We freak-fightach mało jest sportowców. Szkoda, że Krzysztof Włodarczyk nie pojawił się na konferencji, bo on też mógłby wnieść coś fajnego do freak-fightów.

Będzie pan kontynuował karierę w Fame MMA, czy jednak wróci do KSW, gdzie walczył  z Mamedem Chalidowem?

Na jedną walkę w KSW zgodzili się działacze Fame MMA. Wiem, że Mateusz Borek jest blisko związany z Fame MMA, a Rafał Pasternak (jeden ze współwłaścicieli Fame - red.) to jego dobry przyjaciel. Obecnie czekam na propozycje. Na pewno zawalczę jeszcze w tym roku.

Czyli mimo wieku zamierza pan teraz walczyć jeszcze częściej niż w trakcie kariery?

Takie walki, jak ta ostatnia, mógłbym toczyć właściwie co tydzień. To krótki wysiłek, który praktycznie nie zostawia śladu w organizmie. Za mną walka i długi powrót do domu, a i tak czuję się na tyle dobrze, że już dziś znów mógłbym wejść do klatki i stoczyć nie gorszą walkę niż ta ostatnia.

Wielu kibiców uważa, że stał się pan bankrutem i dlatego musiał przystać na ofertę z Fame MMA. To prawda?

Każdego dnia dziękuję Panu Bogu, że nie straciłem zarobionych pieniędzy i już do końca życia nie muszę się martwić o pieniądze. Teoretycznie nie muszę pracować. Tak jak mówiłem, treningi sprawiają, że nie czuję się na 47 lat. Wolę taki styl życia niż leżenie na kanapie.

Ale przecież mógłby pan cały rok spędzać na egzotycznych wakacjach. To wciąż lepsza wizja niż bycie obrzucanym wyzwiskami przy okazji gal freak-fightowych.

Pewnie tak, ale to nie mój styl. Kocham ruch i lubię coś robić. Całe życie byłem związany ze sportem, więc nie zamierzam się odciąć.

Dużo mówi pan o zaletach freak-fightów, a jednocześnie w wielu wywiadach przyznawał, że nie ogląda innych walk i gal tego typu.

Przyznam, że ja nie oglądam nawet całych gal bokserskich. Zwykle wybiorę sobie jedną, dwie ciekawe walki i je oglądam. Zresztą nawet w czasie kariery sportowej oglądałem walki rywali dopiero, gdy było już zaplanowane nasze starcie. Największą przyjemność sprawiało mi oglądanie wielkich mistrzów jak Floyd Mayweather, Roy Jones, Oskar de la Hoya, czy Evander Holyfield.

Dlaczego w Polsce boks zawodowy cieszy się coraz mniejszą popularnością, a zyskują właśnie gale znanych amatorów?

Niestety, ale nie mamy w naszym kraju fachowców, którzy mogliby wyszkolić młodych zawodników. Trenerzy muszą się rozwijać i stawać coraz lepszymi. Mam jednak wrażenie, że nawet młodzi szkoleniowcy nie mają się od kogo uczyć. Mamy stagnację, a to powoduje, że nie ma kto przekazać wiedzy. Musi się zmienić podejście, Polacy muszą się otworzyć na wyjazdy szkoleniowe do USA, bo inaczej będzie jeszcze gorzej niż jest obecnie. Moim zdaniem obecnie tylko treningi w USA są w stanie pomóc w wejściu na najwyższy poziom.

Nie ma pan pomysłu, by wrócić na stałe do Polski?

Jestem już dziadkiem, a w USA są moje dzieci i wnuki. Nie ma więc szans, bym mógł wrócić na stałe do Polski. Oczywiście nikt nie wie, co przyniesie życie, ale zadomowiłem się w USA i dobrze mi tam. Mieszkam w New Jersey od 2008 roku. Dziękuję Panu Bogu, że wyjechałem z Polski, bo dzięki temu rozwinąłem swoją karierę. W Polsce byłoby trudno wejść aż na tak wysoki poziom.

Nie przesadza pan?

To w USA mają boks na najwyższym poziomie. To tutaj odbywa się najwięcej walk, jest mnóstwo świetnych sparingpartnerów oraz specjalistów od boksu. Wychodzę z założenia, że jak chce się coś osiągnąć, to trzeba obracać się w gronie najlepszych na świecie.

Przez lata był pan patriotą lokalnym i mieszkał w Żywcu. Co dziś dzieje się z pana domem?

Wynająłem go firmie, która prowadzi tam teraz ośrodek dla ludzi z problemami narkotykowymi, alkoholem, a także innymi uzależnieniami. Podczas mojej poprzedniej wizyty w Polsce miałem nawet okazję odwiedzić ludzi, którzy tam przebywają. Terapeuta poprosił mnie, bym miał dla nich jakieś dobre słowo. Jako że ten dom jest niedaleko domu mamy, to postanowiłem pomóc. Okazało się, że na spotkanie przyszło ponad 30 osób, a ja spędziłem z nimi pół godziny i zapewniłem, że nawrócenie zaczyna się od wizyty w kościele. Ogólnie jestem przerażony, że takie problemy dotykają coraz młodszych ludzi.

Część tych młodych ludzi to właśnie odbiorcy kolejnych gal freak-fightowych. Nie obawia się pan, że temu pokoleniu Tomasz Adamek już nie będzie kojarzył się jako wielki mistrz, a bardziej będzie znany z wulgarnych konferencji?

Zależy jak na to spojrzymy. Wielu z tych młodych ludzi nie było jeszcze na świecie, gdy ja toczyłem najważniejsze walki. Część z nich kliknie w internecie, by dowiedzieć się, kim jestem, a być może zobaczą także parę walk. To może być dla nich przykład, że warto trenować, bo potem można być mistrzem świata, a po karierze dorabiać we freak-fightach.

Część środowiska sportowego boli to, że swoim nazwiskiem zdecydował się pan legitymizować freak-fighty w Polsce.

Wychodzę z założenia, że jeśli młodzi ludzie mają iść na ulicę i robić innym złe rzeczy, to niech inspirują się galami Fame MMA i też zaczną swoje kariery sportowe.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Lewandowski złożył ofertę Barcelonie

Radni dorabiali w Stadionie Wrocław. Kwoty szokują

Źródło artykułu: WP SportoweFakty