Lamine Diack - jeden z najbardziej kontrowersyjnych działaczy sportowych - usłyszał wyrok. Francuski sąd co prawda nie przychylił się do końca do żądań prokuratury (4 lata bezwzględnego więzienia), ale i tak wymierzył surową karę. 87-letni Senegalczyk został skazany na 4 lata więzienia, w tym dwa w zawieszeniu. Poza tym musi zapłacić pół miliona euro grzywny. Wyrok jest nieprawomocny.
Powód? Diack, który w latach 1999-2015 kierował światową federacją lekkoatletyczną (IAAF) miał przyjmować łapówki (na sumę prawie 3,5 mln euro) oraz tuszować pozytywne wyniki testów dopingowych. W latach 2011-13 robił wszystko, aby afera dopingowa w Rosji nie ujrzała światła dziennego.
Diack został aresztowany w listopadzie 2015 roku przez francuską policję bezpośrednio po opublikowaniu raportu WADA ws. dopingu w Rosji. Przez prawie pięć ostatnich lat przebywał w areszcie domowym, pod Paryżem.
To nie koniec problemów Diacka. W odrębnym postępowaniu francuscy prokuratorzy badają udział byłego szefa IAAF w wyborze organizatorów igrzysk olimpijskich (2016 i 2020) oraz mistrzostw świata w lekkiej atletyce (2015 i 2019). Senegalczyk jest podejrzany o czerpanie korzyści finansowych (łapówek) w zamian za poparcie konkretnych kandydatur.
Adwokaci Diacka próbowali tłumaczyć, że jest niewinny, a wszystko, co złe w IAAF jest dziełem jego syna - Papy Massaty Diacka. To on miał prać pieniądze i ukrywać doping. Jego ojciec miał być nieświadomy czynów syna. Papa Massata Diack ukrywa się w Senegalu. Ten kraj odmówił jego ekstradycji do Francji.
Czytaj także: Szef lekkoatletycznej federacji ostrzegł dopingowiczów. "Złapiemy was wszystkich" >>
ZOBACZ WIDEO: US Open. Wojciech Fibak o dyskwalifikacji Novaka Djokovicia: To mogą być historyczne konsekwencje dla tenisa