Kamil Kołsut z Dauhy
Kiedy przed wylotem zapytaliśmy o katarską pogodę, odpowiedział z typową dla siebie radosną rezerwą, że dopiero tam zobaczymy, co oznacza słowo "upał". Nie uprzedził, że na zmianę z ciosami gorąca będziemy przyjmować uderzenia chłodu.
Dwa światy
Spacer po ulicy nie ma tu nic wspólnego z prażeniem się w słońcu nad Bałtykiem. Dzięki 80-procentowej wilgotności powietrze jest oślizgłe, gęste. Oblepia. Opuszczenie terminala lotniska o piątej w nocy - rozum podpowiada, że to godzina, kiedy upał powinien spać pod kroplami rosy - to jak rzucenie się do sauny: okulary parują, zaduch przytyka.
A wystarczy zrobić parę kroków w tył albo przekroczyć dowolny próg - hotelu, biura prasowego, stadionu - by zderzyć się z innym światem. Pokonanie kilkumetrowej granicy budzi tęsknotę za długimi spodniami i bluzą z kapturem, bo klimatyzacja jest mocna, szczelna, bezlitośnie nastawiona na okolice 21-22 stopni.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #4: "Tanie medale się skończyły". Tomasz Majewski przed mistrzostwami świata w Katarze
Koszmar Mirana Tepesa
Przygotowanie do takiego wyjazdu jest schizofreniczne. Polacy dostali kurtki chłodzące, a Francuzi po przyjeździe do hotelu od razu ruszyli na zakupy, bo na wyposażeniu pokojów nie mieli zamrażarek. Z drugiej strony Norwegom nakazano w klimatyzowanych pomieszczeniach nosić czapki i puchowe kurtki, a na wyposażeniu reprezentacji znalazły się ponoć nawet nauszniki wyciągnięte z magazynu biegaczy narciarskich.
Sprawdziliśmy: te ostatnie przydadzą się na stadionie. Czwartkowym przedpołudniem trzy tysiące dmuchaw zdolnych ponoć w ciągu pół godziny zbić temperaturę od 40 do 21 stopni dęło tak mocno, że gdyby na wysokości bieżni był próg skoczni narciarskiej, zawody zostałyby odwołane. Podmuch niszczył fryzury, przeszywał chłodem. Akredytacje momentami latały jak żagle na wietrze.
Na Khalifa Stadium hula z dmuchaw jak na Wielkiej Krokwi. Na zewnątrz odczuwalne 46 stopni, temperatura w mixed zone - 22 #doha2019 pic.twitter.com/jd81sNB4JH
— Kamil Kołsut (@KamilKolsut) September 26, 2019
Podobno podczas zawodów organizatorzy mają dmuchawy zamykać, ale to nie rozwiąże problemu. Zawodnicy wciąż ze strefy rozgrzewkowej na świeżym powietrzu wejdą na chłodny obiekt, a po starcie ruszą w podróż przez strefę wywiadów, gdzie rozstawione co kilka metrów klimatyzatory bezlitośnie wskazują dwadzieścia jeden stopni.
Zobacz piątkowy plan startów Polaków na mistrzostwach świata w Dausze -->
Tylko farciarze przeżyją mistrzostwa w pełnym zdrowiu. Polski Związek Lekkiej Atletyki plan przelotów i powrotów naszych zawodników ustawił tak, żeby w Katarze byli jak najkrócej. Biało-Czerwoni docierają do Dauhy na raty, tak samo będą ją opuszczać. Pierwsi zawodnicy do kraju wrócą już trzydziestego września, w ostatni kurs - siódmego października - zabierze się ledwie dwunastka.
Start niebezpieczny
Uderzająca amplituda temperatur i obawa przed przeziębieniem to jedno. Inny kłopot czeka chodziarzy oraz maratończyków, którzy do walki o medale przystąpią w warunkach cokolwiek szalonych. Ich starty rozpoczną się minutę przed północą czasu miejscowego, jako pierwsze - już w piątek - do rywalizacji biegowej przystąpią panie.
Już teraz wiadomo, że w najlepszym wypadku będzie to oznaczać skrajny wysiłek przy 32-stopniowym upale i powietrzu jak z ruskiej bani.
Maratonka Helen Davies, cytowana przez "Guardiana", kiedyś biegała w podobnych warunkach podczas Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej. I dziś określa je jako "absurdalne oraz potencjalnie niebezpieczne" dodając, że sama na ostatnich kilometrach miała halucynacje, czuła zimno i strach.
Paweł Wojciechowski. Człowiek z polotem -->
Prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) Sebastian Coe twardo deklaruje, że nie ma mowy o odwołaniu maratonu ani chodu. Obiecuje dodatkowy personel medyczny, jeszcze więcej wody i dostęp do kąpieli lodowych na mecie. - Wkładamy dużo pracy w zarządzanie ciepłem - zapewnia. - Wiemy, że konkurencje rozgrywane na otwartym powietrzu wymagają dokładnego monitorowania zdrowia zawodników i mamy zespół dedykowany specjalnie do tego.
Rekordowe mistrzostwa
Nie wiadomo, czy rywalizacja w Katarze będzie pełna rekordów, choć z nadzieją na najlepszy wynik w historii dyscypliny do Dauhy przyjechał norweski płotkarz Karsten Warholm, a pościg za Usainen Boltem deklaruje Noah Lyles. Wiadomo za to, że jej termin jest bezsprzecznie rekordowy.
Nigdy najważniejsza impreza lekkoatletyczna nie była rozgrywana tak późno. Poprzedni rekord - należał do Rzymu, gdzie zawody wystartowały 28 sierpnia 1987 roku - pobije dokładnie o miesiąc. Termin skrajnie niekorzystny, wydłużający sezon do absurdalnych rozmiarów, ustalono właśnie ze względu na panujące latem w Dausze temperatury. Nie pomogło.