Polska mistrzyni spędziła grudzień na Bliskim Wschodzie, tam trenując pod okiem trenera Krzysztofa Kaliszewskiego.
- Zrobiliśmy wszystko, co było zaplanowane. Oddałam przez dwa tygodnie 600 rzutów. Mam satysfakcję, że potrenowałam mocno - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Włodarczyk część zgrupowania poświęciła na trening siłowy, a resztę czasu spędziła na szlifowaniu techniki. - Popracowaliśmy nad szczegółami i jest lepiej, bo nie szarpię się z młotem, luźniej go kręcę - wyjaśnia. Jak sama mówi, poważne treningi ma jednak dopiero zacząć. Do 8 stycznia zostanie w Warszawie, ale potem poleci na kolejne zgrupowania - najpierw do RPA, później do USA.
32-latka wszystko poświęca igrzyskom w Tokio. Tam chce zdobyć trzecie olimpijskie złoto, a niewiele później zakończyć karierę. Przy okazji myśli o kolejnej poprawie rekordu świata. To jednak nie jest takie łatwe.
ZOBACZ WIDEO: Znakomity rok dla polskiej lekkoatletyki. "To wynik bez precedensu"
- Już kilka raz biłam rekord świata i wiem, że to nie jest tak, iż gdy zrobię 60-70 rzutów zamiast 40, albo dołożę kilogramów na siłowni, to młot poleci dalej. Nie jest to takie proste. Gdybym wiedziała, co zrobić, by rzucić 86 metrów, bym to zrobiła - stwierdza.
Włodarczyk kilka dni temu po raz trzeci otrzymała tytuł najlepszej lekkoatletki roku w rankingu magazynu Track&Field News. Jest też jedną z faworytek do tytuły Sportowca Roku w plebiscycie Przeglądu Sportowego.