Urbaś nie wypełnił minimum, więc w jego absencji nie ma nic dziwnego. A jednak, bowiem wymaganego czasu nie osiągnął nikt. - W tej sytuacji decydujące miały być miejsca zajęte w Szczecinie. Ja byłem drugi, za Marcinem Jędrusińskim. Na igrzyska tymczasem jadą zawodnicy z dalszych pozycji - żali się sprinter.
Inaczej sprawę widzi trener Tadeusz Osik. - Marcin Urbaś nie wypełnił minimum, więc nie może oczekiwać, że pojedzie do Pekinu. Nie umawialiśmy się, że kolejność na 200 m mistrzostw Polski będzie decydować. Decyduje zeszłoroczny regulamin Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i jego kryteria. Według nich, gdybym zabrał Urbasia, a nie zabrał np. Roberta Kubaczyka, który biega w tym roku 10,39 s, to on mógłby mieć pretensje - wyjaśnił Gazecie Wyborczej.