Najmłodszy duet w polskim sporcie zaczyna walkę o wielkie sukcesy

Instagram / Maria Żodzik
Instagram / Maria Żodzik

Ona ma 27 lat, a on 23. Są najmłodszym duetem zawodnik-trener w polskim sporcie i mają apetyt na wielkie sukcesy. - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i dobrze czujemy się ze sobą na treningach - mówi nam Paweł Wyszyński, trener Marii Żodzik.

W tym artykule dowiesz się o:

Tuż przed igrzyskami w Tokio (2021 r.) została skreślona z kadry Białorusi. Nie zastanawiała się długo, spakowała rzeczy i ruszyła w podróż w nieznane. Wybrała Polskę, bo stąd pochodzili jej dziadkowie. W 2023 roku złożyła podanie o paszport i wróciła do profesjonalnych treningów skoku wzwyż. W kadrze Polski zadebiutowała podczas igrzysk, ale już przed nimi stała się jedną z kandydatek do medalu. Występ w Paryżu zupełnie jej nie wyszedł i choć była w dobrej formie, to skoczyła zaledwie 1,83 m i zajęła przedostatnie miejsce w eliminacjach.

Po porażce zmieniła trenera, a do tej roli zatrudniła... 23-letniego byłego kolegę z grupy treningowej, Pawła Wyszyńskiego. W pierwszym tegorocznym starcie udowodniła, że ma gigantyczne możliwości i osiągnęła rekord życiowy 1,98 m.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ale akcja! Ten gol wstrząsnął Brazylią


Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że jako 23-latek dostał pan szansę prowadzenia kariery jednej z największych nadziei medalowych naszej reprezentacji?

Paweł Wyszyński, trener Marii Żodzik: Jakiś czas po igrzyskach Maria się ze mną skontaktowała i zaproponowała pracę w roli trenera. Nie ukrywam - to było z jej strony bardzo duże ryzyko. Sam długo zastanawiałem się, czy przyjąć propozycję. Doskonale zdaję sobie sprawę, że też sporo ryzykuję, a odpowiedzialność za formę takiej zawodniczki to duża sprawa. Ostatecznie zważyliśmy wszystkie plusy i minusy, a potem uznaliśmy, że warto spróbować.

Rzadko się zdarza, by trener był młodszy od zawodniczki, zwłaszcza gdy podopieczna ma dopiero 27 lat.

Wiem, że to jeszcze wielokrotnie będzie wyciągane, ale jestem na to przygotowany. Mam sporą wiedzę i własne doświadczenie, a ostatnie miesiące pokazują, że na razie nasza współpraca jest udana. Oczywiście wspólna praca przez ostatnie cztery miesiące nic by nie dała, gdyby nie wspaniałe przygotowanie przed igrzyskami i podstawy, które zostały wykonane w poprzednim sezonie.

Po czwartkowym występie w Gorzów Jump Festival i nowym rekordzie życiowym (1,98 m) Maria Żodzik chwaliła pana za wsparcie psychologiczne. To wystarczy do osiągania sukcesów?

Zawsze mówię Maszy, że ona musi się po prostu cieszyć kolejnymi skokami. Jeden z trenerów powiedział mi też, że trenera i zawodnika musi łączyć przyjaźń, bo bez tego trudno stworzyć zgrany duet. Myślę, że to właśnie jest nasz przepis na sukces. Jesteśmy przyjaciółmi, a we dwójkę kochamy to, co teraz robimy.

Jak to wszystko się zaczęło?

Jeszcze rok temu trenowaliśmy razem z Maszą w grupie trenera Roberta Nazarkiewicza. Ja specjalizowałem się w skoku w dal, a ona w skoku wzwyż.

Wasz były trener nie ma do pana pretensji o "podkradzenie" najlepszej zawodniczki?

Rozmawialiśmy na ten temat z trenerem, bo od początku chcieliśmy uniknąć takich oskarżeń. Masza nie wiedziała kogo wybrać i zdecydowała się postawić na mnie, bo akurat kończyłem uprawianie sportu. To była luźna propozycja, która wyszła od zawodniczki.

Co stało się w Paryżu, że Żodzik skoczyła w eliminacjach zaledwie 1,83 m? W środowisku mówi się, że nie wytrzymała emocjonalnie całej otoczki, ale też odcisnął się na niej konflikt z trenerem.

Nie czuję się odpowiednią osobą do oceniania tego, co poszło tam nie tak. Od początku powiedziałem, że nie chcę wnikać w sytuację pomiędzy Marię a naszego byłego trenera. Nie znam powodów rozstania, nie było mnie na tych treningach i nie skupiałem się na tym.

Starsi trenerzy są zazdrośni, że to właśnie pan został jej trenerem?

Na razie nie mam z tym żadnego problemu. Mogę liczyć na wsparcie bardziej doświadczonych trenerów i nie boję się pytać ich o porady. Bardzo pomaga mi choćby Michał Tittinger, tak samo trener Włodzimierz Michalski, który powiedział, bym szedł swoją drogą. Nie pozjadałem wszystkich rozumów i wiem, że przede mną jeszcze długa droga. Cały czas się edukuję, ale oczywiście wiadomo, że dużo dały mi też lata treningów z trenerem Nazarkiewiczem. Sprawdzam także techniki treningowe od innych polskich szkoleniowców.

Jeszcze rok temu sam startował pan w zawodach. Decyzję o zakończeniu kariery podjął pan dopiero po propozycji od Marii Żodzik?

Nigdy nie byłem świetnym zawodnikiem. Jeszcze rok temu startowałem w kilku zawodach, ale zdawałem sobie sprawę, że to już końcówka mojej kariery i myślałem o tym, by przebranżowić się na trenera. Wtedy nie przypuszczałem, że od razu trafię na zawodniczkę na najwyższym światowym poziomie.

Czy spodziewał się pan, że początek waszej współpracy będzie aż tak udany? Pierwszy konkurs i od razu rekord życiowy oraz pierwsze miejsce w światowym rankingu.

To była bomba. Zupełnie nie spodziewałem się aż tak wysokich skoków. Tuż przed zawodami zastanawialiśmy się, czy Masza w ogóle da radę wystartować w konkursie. Być może kluczowy był właśnie głód skakania. Nie ma się co oszukiwać, ten skok nie był dobry technicznie, ale wiemy, nad czym musimy pracować. W grudniu mieliśmy problem z kontuzją, a dopiero od dwóch tygodni staramy się normalnie trenować technikę.

Jeszcze w zeszłym roku Paweł Wyszyński sam startował w zawodach w skoku w dal. Szybko zdał sobie sprawę, że szans na wielką karierę nie ma
Jeszcze w zeszłym roku Paweł Wyszyński sam startował w zawodach w skoku w dal. Szybko zdał sobie sprawę, że szans na wielką karierę nie ma

Jeśli taki jest początek sezonu, to czego należy się spodziewać dalej?

Cały czas zastanawiam się, czy ta forma nie wystrzeliła zbyt wcześnie. Chcemy wystartować w halowych mistrzostwach Europy i to będzie najważniejszy start pierwszej części sezonu. Nie chcę składać zbyt odważnych deklaracji, ale wiadomo, że każdy zawodnik myśli o medalach.

Jeszcze niedawno słyszeliśmy o tym, że Żodzik po przyjeździe do Polski musiała pracować w McDonaldzie przy smażeniu frytek, by stać ją było na treningi. Teraz jest już lepiej?

W zeszłym roku Maria otrzymała polskie obywatelstwo i faktycznie ogromne wsparcie od innych ludzi. Obecnie trenujemy na sto procent i nie musimy sobie zaprzątać głowy innymi sprawami. W listopadzie byliśmy na zgrupowaniu w Zakopanem, a całkiem możliwe, że niedługo pojedziemy też gdzieś za granicę. Masza ma wsparcie z miasta i aktualnie jakoś sobie radzi. Wiadomo jednak, że zawsze mogłoby być lepiej.

Widać też po niej, że czuje się w naszym kraju coraz lepiej.

Chyba tak. Nie ma co ukrywać, że widać po niej, że jest szczęśliwa i czuje się dużo bardziej swobodnie. Płynnie mówi w języku polskim, a to też dodaje jej pewności siebie. Weźmy pod uwagę, że ona dopiero niedawno przyjechała do naszego kraju. Miała tutaj co prawda przodków, ale wszystko było dla niej nowe. Ona sama musiała dojść do wielu kwestii i wydaje mi się, że wszystko poszło zgodnie z planem.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (3)
avatar
Jacek NH
26 min temu
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Żydzik. Aha, miała w Polsce przodków 
avatar
Trebor
1 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Powodzenia:) 
avatar
Greatiers
3 h temu
Zgłoś do moderacji
5
1
Odpowiedz
Bardzo dojrzałe wypowiedzi trenera jak na tak młodego człowieka. Widać, że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy.