Reprezentant Polski nie przebrnął eliminacji podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Piotr Lisek trzykrotnie strącił poprzeczkę na wysokości 5,70 m. W rozmowie z serwisem weszło.com przyznał, że zmagał się wtedy ze stratą dziecka i start był dla niego ogromnym wyzwaniem.
- To było naprawdę parę dni wojny z głową i nie życzę nikomu takiej przeprawy psychicznej. Fizyczną ludzie są w stanie mnóstwo znieść, można się prawie poddać, a później podnieść. Ale w takich przypadkach jest trudniej - powiedział.
Tyczkarz zwrócił także uwagę na problem hejtu, z którym coraz częściej muszą mierzyć się sportowcy. Lisek jest doświadczonym zawodnikiem i może z perspektywy czasu spojrzeć na to zjawisko.
ZOBACZ WIDEO: Wskoczył za Pudzianowskiego. Dostał rekordowe pieniądze
32-latek zauważył, że skala tego problemu jest coraz większa i młodzi ludzie muszą być bardzo odporni, aby osiągnąć sukces.
- Widzę jednak na przestrzeni lat, że to się bardzo wzmogło. Jest tego więcej i więcej. Hejt stał się mocniejszy, zawierający bardziej nienawiść, niż konstruktywną krytykę. Dlatego boję się o młodych sportowców, którzy za chwilę będą na świeczniku i o nich będzie się pisać. To może stać się czynnikiem wpływającym na ich zdrowie psychiczne - podkreślił.
Lisek również miał do czynienia z hejtem. Jego największe natężenie związane było z występem na gali Fame MMA.
- Ta informacja wielu ludziom nie przypadła do gustu i sporo osób odwróciło się ode mnie. Trochę to rozumiałem, bo wiem, jakie podejście do tamtego świata mają niektóre osoby. Rozumiem też krytyczne głosy, które pojawiały się w ostatnich dniach w opinii publicznej. Ale wylało się wtedy niepotrzebnie dużo szamba, pełnego nienawiści - powiedział.