Porażka kadry Polski. "Dawno nie mieliśmy tak słabej sytuacji"

Materiały prasowe
Materiały prasowe

- Liczyliśmy na dużo więcej. Sześć medali nie pozwala uznać tych zawodów choćby za zadowalające - przyznaje wprost wiceprezes PZLA Sebastian Chmara. Były wieloboista dość mocno studzi nastroje przed zbliżającymi się igrzyskami w Paryżu.

PZLA na mistrzostwa Europy do Rzymu wysłała praktycznie wszystkich zawodników, którzy uzyskali prawo do występu na tej imprezie. Rekordowa 96-osobowa kadra nie przełożyła się na liczbę medali, a nawet punktów w klasyfikacji punktowej mistrzostw. Ostatecznie nasi lekkoatleci opuścili w czwartek Rzym z sześcioma medalami. To ponad dwa razy mniej niż na ostatnich mistrzostwach Europy w Monachium, gdzie nasi zawodnicy wywalczyli 14 medali. Niestety tym razem słabych wyników nie można zrzucić na kontuzje czy inne okoliczności. W polskiej lekkoatletyce coraz wyraźniej widać nadchodzący kryzys.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jaką ocenę wystawiłby pan naszej reprezentacji za udział w mistrzostwach Europy w Rzymie?

Sebastian Chmara, wiceprezes PZLA: Osobiście liczyłem na 8-10 medali, więc w moim odczuciu te sześć medali nie daje powodów by uznać te mistrzostwa choćby jako zadowalające. Nie da się ocenić całej kadry, bo dla niektórych byłoby to krzywdzące. Niemal wszystkie medale zdobyte przez Polaków na mistrzostwach Europy w Rzymie były wkalkulowane. Z niespodzianek wyskoczył jedynie Michał Haratyk i faktycznie już dawno nie mieliśmy tak słabej sytuacji, jeśli chodzi o zaskoczenia. W naszej dużej reprezentacji było jednak sporo minusów. Na szczęście zadaniu sprostali liderzy, a Natalia Kaczmarek i Wojciech Nowicki zaprezentowali się nawet lepiej niż oczekiwaliśmy.

Jakie wnioski można wyciągnąć na przyszłość?

Wnioski nie są optymistyczne. Poziom większości konkurencji był niesamowicie wysoki, a Europa przed igrzyskami jest bardzo dobrze przygotowana. W naszej ekipie zawiodła młodsza część, dla której mistrzostwa Europy miały być - tą teoretycznie łatwiejszą - okazją do pokazania się. Taktycznie błędy popełnił Filip Rak. Żałuję, że na wysoki poziom na ważnej imprezie nie udało się wrócić Marii Andrejczyk i widać po niej wyraźnie, że przerwa zostawiła ślad.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!

Zabrakło także medalu tych, na których do tej pory można było liczyć niemal zawsze, czyli sztafety 4x400 metrów kobiet. Na igrzyskach o medal będzie jeszcze trudniej.

Ostatecznie nasze panie pobiegły nieźle, ale poziom tej konkurencji poszedł bardzo do góry. Na 250. metrze ostatniej zmiany naszej sztafety byłem przekonany, że będzie medal. Podczas ME w Berlinie w 2018 roku złoty medal zapewnił nam wynik 3:26, a tym razem 3:23 nie dał nawet podium. Przeczuwam, że na igrzyskach trzeba będzie biegać jeszcze szybciej, ale akurat nie wykluczałbym, że uda nam się nawiązać walkę o medal. Potrzebujemy trzech pań, które pobiegną swoje zmiany w granicach 50.50, a moim zdaniem to nie jest niemożliwe. Resztę zrobi Natalia Kaczmarek.

Sam pan mówi o pesymistycznych wnioskach po tej imprezie. Negatywny trend da się odwrócić jeszcze przed igrzyskami?

Od wielu lat byliśmy na krzywej wznoszącej, a teraz następuje korekta. Pierwsze symptomy problemów były widoczne podczas mistrzostw świata w Eugene. Negatywnego trendu nie odwrócimy w rok czy dwa. Możemy być już pewni, że igrzyska nie będą dla nas łatwe. Realnie możemy liczyć tylko na 2-3 medale, a i to trzeba będzie uznać za dobry wynik.

Kto jest w takim razie polskim kandydatem do medalu w Paryżu w lekkoatletyce?

Najpewniejsi wydają się w tym momencie Natalia Kaczmarek i Wojciech Nowicki. Wierzę, że do czołówki dołączy niedługo także Paweł Fajdek. Kilka metrów dalej w Paryżu powinna rzucać także Anita Włodarczyk, a to da jej prawo do walki o medal. Bardzo wyrównany poziom jest w skoku o tyczce, a Piotr Lisek może to wykorzystać. Maria Andrejczyk jest blisko strefy medalowej, podobnie jak Norbert Kobielski. Bardzo trudne zadanie czeka za to Pię Skrzyszowską i Ewę Swobodę, a w tych przypadkach konkurencja jest tak mocna, że nawet finał będzie mógł być uznany za sukces.

Czy to oznacza, że dla polskiej lekkoatletyki nadchodzą chude lata?

Na pewno jesteśmy w czasach "korekty” kursu. Niedługo nasz wynik z Paryża będzie porównywany do osiągnięć z Tokio, ale przecież wszyscy mieliśmy wtedy świadomość, że tamten występ nie do końca odzwierciedlał naszą pozycję na świecie. Nie lubię mówić, że mieliśmy szczęście, ale faktycznie wiele konkurencji rozegrało się po naszej myśli. Teraz nie dość, że szans medalowych będziemy mieli mniej, to trudno liczyć na tak dużo szczęścia, jak ostatnio.

W jakich nastrojach do Polski wracała 96-osobowa reprezentacja?

Liczyliśmy na więcej, a nawet sami zawodnicy liczyli na więcej i nikt tego nie ukrywa. Wracając z Rzymu możemy być nieco smutni. Wiele rzeczy naszej reprezentacji się nie udało. Liczyliśmy na więcej zwłaszcza po naszych płotkarzach, czy średniodystansowcach. Wprost można też powiedzieć, że zawiodła młoda część ekipy.

Władze PZLA mają pomysł, jak naprawić sytuację?

Mamy trochę młodych zawodników, ruszyliśmy z ważnymi programami dla talentów, ale cały proces odbudowy naszej kadry chwilę będzie musiał zająć. Niestety zapowiada się, że w tym roku sporo zasłużonych zawodników zakończy kariery i w wielu przypadkach trzeba będzie budować wszystko od nowa. Musimy być cierpliwi i cieszyć się, że mamy kilku zawodników, którzy są w stanie walczyć o czołowe miejsca na najważniejszych zawodach.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Bolesny dzień Polski na ME
Ile Euro 2024 będzie kosztować Polaków?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty