[tag=69017]
Adrianna Sułek[/tag] to obecnie jedna z najlepszych polskich lekkoatletek. Mistrzostwa świata w 2022 roku w Eugene zakończyła na czwartym miejscu, a rok później nie wystartowała w Budapeszcie ze względu na informację o ciąży. 24-latka wciąż jednak bardzo ambitnie podchodzi do marzenia o olimpijskim medalu, dlatego, mimo dziewiątego miesiąca ciąży, wciąż kontynuuje przygotowania do najważniejszej imprezy czterolecia.
Zawodniczka na łamach Interii ujawniła jednak, że wbrew zapewnieniom przedstawicieli PZLA, nie otrzymuje od nich należytego wsparcia.
- Nie zaskoczyli mnie swoją postawą. Takie jest prawo kobiet. Wcześniej występowałam z prośbą o pomoc i dostawałam obietnice, że będę mogła jeździć na obozy i dostanę wsparcie od związku. Gdy zgłaszałam terminy obozów, zaczęły przychodzić odpowiedzi negatywne i nikt nie chciał się pod niczym podpisać. Deklarowałam, że mogę wystawić jakieś oświadczenie, że nie będzie żadnych roszczeń, że chcę realizować na własną odpowiedzialność cykl treningowy. Ale gdy zaczęto mi wmawiać, że ja w ogóle nie jestem zdolna do realizacji planu treningowego, to wtedy się zdenerwowałam - przyznała Sułek w "Podcaście Olimpijskim" Aleksandry Szutenberg na portalu interia.pl.
ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie
Co więcej, zawodniczka twierdzi, że w przypadku innych reprezentantów Polski, PZLA nagina przepisy i faworyzuje ich, a w jej - pozostaje nieugięte. Celem zawodniczki było otrzymanie finansowania obozów sportowych w czasie ciąży. Ostatecznie udało jej się je uzyskać od sponsorów indywidualnych. Żal do PZLA i poczucie niesprawiedliwości pozostało.
O odpowiedź na oskarżenia Adrianny Sułek poprosiliśmy wiceprezesa PZLA, dwukrotnego mistrza olimpijskiego Tomasza Majewskiego.
- Od razu zaznaczę, że to nie jest żadna forma dyskryminacji zawodniczek w ciąży. Te przepisy powstały stosunkowo niedawno, by chronić i pomagać zawodniczkom w szybkim powrocie na najwyższy poziom po urodzenia dziecka. Dzięki nim Adrianna Sułek ma zapewnione stypendium w całym okresie ciąży i połogu, a po powrocie do sportu, przygotowania na tych samych warunkach, co przed ciążą - twierdzi Majewski.
Jak tłumaczy, przepisy uniemożliwiają jednoczesnego przedłużenia wypłacania stypendium z powodu ciąży i kontynuowania szkolenia. Gdyby z kolei okres ochronny z powodu ciąży nie obowiązywał, to zawodniczka - z powodu nieobecności na ostatnich MŚ - nie otrzymywałaby już stypendium, a szkolenie byłoby na znacznie niższym poziomie.
- Pieniądze państwowe musimy wydawać racjonalnie, a przecież nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć, że w czasie ciąży nie ma możliwości kontynuowania przygotowań na najwyższym poziomie. Aktywność w takich okolicznościach na pewno pomaga, ale nie ma nic wspólnego z treningami na pełnych obrotach. Przygotowania prowadzone na 60 procent nie mają znaczenia, bo przecież po porodzie zawodniczkę czeka miesiąc przerwy, który i tak sprawi, że wszystko trzeba będzie zaczynać od początku. Czekamy na Adriannę Sułek i liczymy, że po porodzie wróci do treningów, a my zapewnimy jej wtedy najlepsze możliwe warunki. Na razie obowiązują nas jednak przepisy. Dokładnie takie same warunki miała choćby mistrzyni olimpijska Małgorzata Hołub-Kowalik, więc nie ma mowy o jakichś wyjątkach - wyjaśnia Majewski.
To nie jest pierwsza odsłona konfliktu Adrianny Sułek z władzami PZLA. Podczas mistrzostw świata w Eugene zawodniczka zarzuciła działaczom, że są jedynym hamulcem w jej karierze, że ciągle kładą jej kłody pod nogi, a obóz przed mistrzostwami świata był najgorszym w jej życiu. Sprawą przez kilka tygodni żyło całe sportowe środowisko. Ostatecznie spór zakończył się wezwaniem zawodniczki do siedziby PZLA, gdzie strony wyjaśniły sprawę i ustaliły warunki współpracy.
Czytaj więcej:
Podolski: Beckenbauer dał mi ważną radę
Jest bezrobotny. Sam zgłosił się do FC Barcelony