Mimo że Ewa Swoboda wygrywała swoje serie w eliminacjach i półfinale na Halowych Mistrzostwach Europy, mogło się wydawać, że w finale ciężko jej będzie powalczyć o coś więcej niż brązowy medal.
W innych seriach szybciej od niej biegały Szwajcarka Mujinga Kambundji i reprezentantka Wielkiej Brytanii Daryll Neita i wydawało się, że one rozegrają między sobą walkę o złoto. Jednak Ewy Swobody nie można nigdy lekceważyć.
Wprawdzie najszybsza była Kambundji (7,00 s), ale to Polka wpadła na metę na drugim miejscu, wyrównując najlepszy rekord sezonu - 7,09 s.
- Czas niby tylko na "może być", ale liczy się miejsce! Na takich imprezach się biega po medale i bardzo mi to pasuje. Jest super! Trochę może zostałam w blokach, ale szczerze mówiąc to się już nie liczy - powiedziała po biegu w rozmowie z TVP Sport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Co ciekawe, mimo że w ubiegłym roku w hali Ewa Swoboda zeszła poniżej 7 sekund (6,99 s), nie zdobyła medalu dużej imprezy. Na Halowych Mistrzostwach Świata w Belgradzie musiała się zadowolić czwartym miejscem.
- Przegoniłam w końcu demony, odbiłam dzisiaj to, co chciałam po HMŚ w Belgradzie w ubiegłym roku. Pozdrowienia dla pani trener Iwony Krupy? Tak, była wobec mnie bardzo cierpliwa, sezon był sinusoidą, ale wszystko skończyło się dobrze - oceniła.
- Ten sezon nauczył mnie cierpliwości, trochę pokory i tego, żeby się cieszyć z małych rzeczy. Rok temu biegałam szybciej, ale nie można co roku bić rekordów - podsumowała.
Dla Ewy Swobody to trzeci medal Halowych Mistrzostw Europy w karierze i drugi srebrny. Ma też srebro za HME z 2017 roku z Belgradu i złoto z Glasgow dwa lata później.
Dla Polski to drugi medal na HME w Stambule - kilkadziesiąt minut przed finałem 60 m kobiet srebro w pięcioboju wywalczyła w wielkim stylu Adrianna Sułek.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty