Piotr Małachowski w nowym miejscu czuje się już na tyle dobrze, że niedługo wakacje wcale nie będą mu się już kojarzyły z plażą i palmami, a z... Polską. Całkiem bowiem możliwe, że rodzina Małachowskich zostanie na Dominikanie znacznie dłużej niż pierwotnie planowała, a do ojczyzny będą wracać tylko na wakacje.
- Oczywiście brakuje mi tu przyjaciół i polskiego jedzenia, ale coraz częściej przechodzi mi przez głowę, by spędzić tu resztę życia, a do Polski wracać tylko na letnie miesiące, gdy mój syn będzie miał tutaj przerwę w nauce - mówi WP SportoweFakty wybitny polski lekkoatleta. - Za kilkanaście dni przylatujemy do Polski na kilka dni i już się martwię, jak zniosę mróz. Na Dominikanie też mamy teraz chłodniejsze miesiące, ale to oznacza spadek temperatury z 35 stopni Celsjusza na 28. W końcu można się chociaż przykryć prześcieradłem, bo wcześniej było na to zbyt ciepło - dodaje.
Wciąż mogą pracować
O koszty życia dwukrotny wicemistrz olimpijski nie musi się martwić, bo nie dość, że na Dominikanie nie są one zbyt wysokie (policjant zarabia tam 320 dolarów miesięcznie), to po latach kariery ma już nie tylko emeryturę olimpijską, ale także wojskową. Był on bowiem jednym z pierwszych polskich sportowców, którzy mieli okazję wstąpić do armii. Dodatkowo jego żona Katarzyna nadzoruje z Dominikany swój salon stylizacji paznokci i co jakiś czas wraca do Warszawy, by doglądać interesu. On sam z Dominikany będzie pracował nad zapełnieniem list startowych na najbliższy Memoriał Kamili Skolimowskiej, który przez pięć najbliższych lat będzie odbywał się w ramach cyklu Diamentowej Ligi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Gdy żona wylatuje do Polski, opiekę nad synem jednoosobowo sprawuje tata. Pech chciał, że właśnie w takim okresie przytrafiła się choroba małego Henryka. To właśnie on jako pierwszy "przetestował” tamtejszą służbę zdrowia. Okazało się, że prywatne kliniki funkcjonują całkiem nieźle i dość szybko pomogły dziecku uporać się z bakterią. Problemem - podobnie zresztą jak w innych sytuacjach - jest słaba znajomość języka angielskiego u Dominikańczyków. Wszyscy porozumiewają się tutaj po hiszpańsku, a obcokrajowcy muszą szybko uczyć się tego języka, albo pogodzić się z koniecznością korzystania z translatora.
Cel - nie spieszyć się
Słaba jakość służby zdrowia to zresztą nie jedyny mit o Dominikanie, który udało się obalić rodzinie Małachowskich. Przed przyjazdem sporo słyszeli także o niebezpieczeństwach czyhających na mieszkańców i choćby z tego powodu wynajęli mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Do dziś nie zetknęli się jednak z żadnym przejawem agresji i na wyspie czują się zupełnie bezpiecznie. Syn od września chodzi do szkoły międzynarodowej, a w zupełnie nowym środowisku radzi sobie zaskakująco dobrze.
Prawdziwą przeszkodą dla Europejczyków okazuje się przystosowanie do specyficznego stylu życia. Codzienne "problemy" mogą zaskakiwać.
- Tutaj nikt się nie spieszy, a proszę mi wierzyć, że to też potrafi denerwować. Dzisiaj musiałem czekać w sklepie 14 minut aż kasjerka przyjmie ode mnie pieniądze. Najpierw zobaczyła znajomego i ucięła sobie pogawędkę, a potem dostała SMS-a i przez kilka minut wymieniała się wiadomościami. W Polsce potraktowalibyśmy to jako oznaka braku szacunku, a tutaj po prostu tak się żyje i trzeba się do tego przyzwyczaić. Tak samo jak do tego, że ludzie potrafią głośno rozmawiać pod czyimś oknem o szóstej nad ranem - relacjonuje.
Mieszkania szukali na lotnisku
Najważniejsze jednak, że po latach ciągłych wyjazdów na zgrupowania i zawody Piotr Małachowski ma w końcu czas, by spędzić go z rodziną. Obowiązków przybyło mu w okresie świątecznym, bo w szkołach na Dominikanie z tej okazji przerwa trwa prawie miesiąc, a w tym czasie tata musi jeszcze więcej uwagi poświęcać synowi, a to oznacza godziny spędzone na grze w piłkę nożną i pływaniu.
Co ciekawe, decyzja o wyjeździe na dłużej na Dominikanę zapadła na tyle spontanicznie, że państwo Małachowscy mieszkania na wynajem szukali dopiero w drodze na wyspę, podczas międzylądowania w Paryżu. Ostatecznie wybór padł na typowo turystyczną część wyspy z dala od większych miast. W Bavaro Polacy mają wszystko, czego potrzebują. I to w zasięgu krótkiego spaceru.
- Byliśmy tu podczas tegorocznych wakacji. Ja pojechałem komentować mistrzostwa świata w Eugene, a żona została na miejscu i gdy wróciłem, to była już przekonana, że warto byłoby tu przyjechać na dłużej. Długo nie musiała mnie przekonywać i do Polski wróciliśmy tak naprawdę tylko po to, by zabrać rzeczy na wyjazd. Podczas kariery sportowej obiecywałem sobie, że na emeryturze zwiedzę dokładnie całą Polskę, a zamiast tego zwiedzam Dominikanę. Tak przyzwyczaiłem się do chodzenia w japonkach i krótkich koszulkach, że nie wyobrażam sobie innego życia - mówi.
Święta były po polsku
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia były dla niego wyjątkowe, bo po raz pierwszy spędzał je poza Polską. W okolicy jest jednak polska restauracja, a dzięki temu na wigilii nie zabrakło tradycyjnych potraw, jak barszcz czy pierogi, a jedynym problem okazał się brak bigosu. Okazuje się, że kiszona kapusta w tamtych rejonach świata jest mało znana. Syn napisał także list do św. Mikołaja i dostał prezenty.
- Ludzie żyją tutaj znacznie skromniej niż w Europie, ale są o wiele szczęśliwsi niż Europejczycy. Oni są tak spontaniczni, że potrafią spotkać się w środku dnia przy ognisku, by upiec prosiaka. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę, bo dzięki temu syn otworzył się na nowe kultury, uczy się języków obcych, a i dla nas z żoną jest to wspaniałe doświadczenie. To nasz "high life" i naprawdę coraz częściej rozważamy, by zostać tu na dłużej - mówi na zakończenie Małachowski.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Tną koszty przygotowań nawet dla gwiazd
Dramat polskiej lekkoatletki