Kosmos - to było prawdziwe określenie tego, co polscy lekkoatleci pokazali na ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio. Zdobyli dziewięć medali, z czego aż pięć złotych! Z całej grupy polskich sportowców, jacy wystartowali w stolicy Japonii, tylko oni wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego.
I nie był to przypadek, co pokazały wcześniejsze trzy edycje mistrzostw świata. Pekin 2015 - osiem medali. Londyn 2017 - także osiem, Doha 2019 - sześć. Jeśli do tego dołożymy jeszcze bardziej obfite w krążki mistrzostwa Europy w Amsterdamie (zwycięstwo w klasyfikacji medalowej) i w Berlinie (drugie miejsce), wyłaniał się obraz lekkoatletycznej potęgi.
W Eugene nie musi być jednak tak kolorowo. Oczywiście, szans medalowych nie brakuje, ale nie wszyscy nasi lekkoatleci znajdują się w tak wysokiej formie jak w ostatnich latach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Wielcy nieobecni
Zacznijmy od tego, że w Oregonie nie zobaczymy wielkiej Anity Włodarczyk, której celem było zdobycie piątego w karierze złotego medalu MŚ w rzucie młotem. I byłoby to bardzo prawdopodobne, gdyby nie pechowa kontuzja. Polka doznała urazu przed MP w Suwałkach, podczas... gonienia złodzieja, który chciał ukraść jej samochód. Konieczna była operacja mięśnia uda, która wykluczyła ją z udziału w imprezie.
W USA nie zobaczymy też Marcina Lewandowskiego, który dość niespodziewanie postanowił wiosną zakończyć karierę, a na MŚ na pewno walczyłby o medal na 1500 metrów. Przeważyły względy rodzinne i nikt nie mógł mieć do biegacza pretensji. W czasie swojej kariery 35-latek zrobił dość, by zasłużyć na zrozumienie.
Jeszcze wcześniej, bo już zimą, kolce na kołek postanowił odwiesić Adam Kszczot, dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 metrów. Choć był daleko od swojej najwyżej formy, przez lata przyzwyczailiśmy się do jego obecności w takich imprezach. I zawsze stawialiśmy go w gronie kandydatów do walki o czołowe lokaty.
Jeśli dodamy do tej listy Piotra Małachowskiego, który zakończył karierę po igrzyskach olimpijskich w Tokio, gołym okiem widać zmianę pokoleniową w reprezentacji Polski.
Polskie gwiazdy w formie. Oto co mówią przed MŚ--->>>
O medal w rzucie oszczepem nie powalczy też Marcin Krukowski, który przez nieporozumienia z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki został w kraju. Inna sprawa, że zawodnik walczył z kontuzją i trudno byłoby się włączyć w Eugene do walki o podium.
Problemy
W USA jest za to Maria Andrejczyk, która przed rokiem w Tokio sięgnęła po swój wymarzony medal igrzysk olimpijskich. Czy oszczepniczka ma szanse na powtórzenie tego wyniku w Eugene?
Niestety, sytuacja zdrowotna lekkoatletki nie jest najlepsza. Andrejczyk nadal ma problemy z barkiem, przyjmuje zastrzyki, co przekłada się na wyniki. Wprawdzie kilka dni temu zwyciężyła w konkursie rzutu oszczepem w Pihtipudas, jednak w najlepszej próbie uzyskała wynik 57,53 metra. I to jest jej najlepszy rezultat w tym sezonie, a na światowych listach zajmuje dopiero... 66. miejsce. Aby zdobyć medal w Eugene, musiałaby poprawić się aż o kilka metrów.
Do skakania o tyczce w pobliżu 6 metrów próbuje wrócić Piotr Lisek, którego dyspozycja jest równa i kręci się wokół 5,75 - 5,80 m. Aby jednak rywalizować o czołowe lokaty, musiałby skakać powyżej 5,90 m. A możliwe że i to byłoby za mało na takich asów jak Chris Nielsen czy Thiago Braz, o Mondo Duplantisie nawet nie wspominając.
2022 rok jest trudny także dla Malwiny Kopron, która pod nieobecność Włodarczyk będzie naszą największą nadzieją na medal w rzucie młotem. Polka przyznała niedawno w rozmowie z TVP Sport, że była tak zdołowana swoją niedawną formą, że poprosiła o pomoc psychoterapeutę. W najlepszym swoim rzucie w tym sezonie osiągnęła 75,08 m (6. miejsce na światowych listach), jednak wiele zawodów kończyła z rezultatem o trzy-cztery metry krótszym. Przez to nie chce zapowiadać zdobycia medalu.
Trudno też spodziewać się podium ze strony naszych kulomiotów - Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka. Zwłaszcza ten drugi nie może w tym sezonie odnaleźć formy i dopiero podczas mistrzostw Polski wypełnił minimum na MŚ. Dalej pcha w tym roku Bukowiecki (21,66 m), jednak poziom ich dyscypliny jest obecnie tak niesamowity, że do medalu mogłoby nie wystarczyć pobicie rekordu kraju (22,32 m).
Świetną wiadomością dla kibiców jest powrót do startów po długiej przerwie Sofii Ennaoui, która pobiegnie w Eugene na 1500 metrów. W jej przypadku awans do finału będzie już dużym sukcesem - trzeba pamiętać, że sympatyczna lekkoatletka nie startowała wcześniej przez 20 miesięcy!
Życiową formą w tym roku prezentują Ewa Swoboda (100 m), Pia Skrzyszowska (100 m/p) i Damian Czykier (110 m/p), którzy pobili swoje rekordy życiowe. Jednak w ich przypadkach walka o medal możliwa będzie chyba dopiero w sierpniu w Monachium, na mistrzostwach Europy. Na ich dystansach rywalizacja na świecie jest nieprawdopodobna.
Kibice będą też zapewne liczyć na kolejny wielki sukces Dawida Tomali, mistrza olimpijskiego z Tokio w chodzie na 50 km. Jego występ będzie jednak niewiadomą, bo w USA będzie się musiał zmierzyć z nowym dla wszystkich specjalistów od tej konkurencji dystansem 35 km. Trudno więc upatrywać w nim murowanego kandydata do medalu.
Najgorsze nie znaczy złe
A kto nim jest z naszej ekipy? Największe szanse na podium będą miały w Eugene nasze sztafety 4x400 metrów - kobiet i mieszana, Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek w rzucie młotem, Patryk Dobek na 800 m i Adrianna Sułek w siedmioboju.
Podopieczne Aleksandra Matusińskiego są w tym sezonie bardzo mocne i mogą powalczyć też o finał w biegu indywidualnym. Natalia Kaczmarek i Anna Kiełbasińska są w czołowej "10" światowych tabel, wysoką formę na MŚ miała przygotować też niezastąpiona Justyna Święty-Ersetic.
Nowicki jest liderem światowych tabel, Fajdek go goni, choć po niedawnych zawirowaniach z wylotami na zawody jego forma jest lekką niewiadomą.
Zawsze pewną zagadką jest też Dobek, którego możliwości są gigantyczne, jednak w tym sezonie jeszcze nie zaprezentował takiej formy jak w ubiegłym roku. Podopieczny trenera Zbigniewa Króla może jednak wszystkich zaskoczyć i podium w jego przypadku nie byłoby już sensacją.
Sułek ma z kolei w tym momencie trzeci wynik na światowych listach i po zdobyciu srebra HMŚ w Belgradzie ma ogromną ochotę na medal na otwartym stadionie. Dowód? W tym sezonie poprawiła już swój rekord życiowy (6429 punktów), a zrobiła to mając jeszcze duże rezerwy.
Jeśli Biało-Czerwoni przywiozą z Oregonu np. pięć medali, będzie to najgorszy wynik naszej reprezentacji od 9 lat, gdy z Moskwy wrócili z trzema krążkami. Nie oznacza to jednak, że będzie to rezultat rozczarowujący. Wręcz przeciwnie - nie dość, że bardzo możliwy, to w takich okolicznościach byłby to nie lada sukces.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty