Poniedziałek. Szczecin. Trefl Sopot rozgrywa mecz ostatniej szansy w kontekście walki o udział w fazie play-off. Tylko zwycięstwo przedłuża nadzieje na uratowanie tego sezonu w Energa Basket Lidze. Przed rozpoczęciem rozgrywek nikt w klubie nie wyobrażał sobie innego scenariusza. Nawet niektórzy mówili o walce... o medale.
Splot różnych wydarzeń w trakcie trwania rozgrywek sprawił jednak, że sopocianie znaleźli się tylko w środku ligowej tabeli. Po zwycięstwie - w świetnym stylu - nad Czarnymi Słupsk odżyły nadzieje na dobry wynik, ale na krótko. Dwa kolejne spotkania dobitnie pokazały, że to był jednorazowy wyskok.
Trefl w fatalnym stylu przegrał w Zielonej Górze i we wspomnianym Szczecinie. Słyszymy, że w klubie byli (i są nadal) oburzeni postawą koszykarzy, którzy nie pokazali nic, by dalej liczyć się w walce o play-offy. Zagrali - mimo wielkiej stawki - bez większego zaangażowania i determinacji. Najlepszy dowód? I kwarta meczu z Kingiem, gdzie sopocianie popełnili... aż 10 strat!
Nie wytrzymał tego też trener Marcin Stefański, który we wtorek pojawił się w siedzibie klubu. Przyszedł, by... złożyć rezygnację z dalszej pracy na stanowisku I trenera. Władze Trefla - na czele z prezesem Markiem Wierzbickim - przyjęły jego wniosek.
Słyszymy, że strony pożegnały się w dobrej atmosferze. Klub szanuje to, co Stefański przez lata zrobił dla Trefla - jako zawodnik i trener. Próbowaliśmy skontaktować się z 39-letnim szkoleniowcem, ale na razie bez efektów. Na pewno rozstanie jest dla niego trudnym momentem, bo za każdym razem podkreślał, że z Treflem był i jest związany na dobre i na złe. To jedna z legend tego klubu.
- Dziękujemy Marcinowi za ogrom pracy, który włożył w trenowanie pierwszej drużyny Trefla Sopot. Przejął zespół w bardzo trudnym momencie i najpierw utrzymał go w rozgrywkach, a następnie wprowadził do ligowej czołówki, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni - mówi prezes Marek Wierzbicki.
- Widzieliśmy jak zaangażowany jest w prowadzenie w drużyny, a obrazki takie jak radość po szalonym meczu we Włocławku z sezonu 2019/2020 czy też po awansie do TOP16 w Eilacie zawsze będziemy miło wspominać. Przez ostatnie 13 lat Marcin stał się ikoną Trefla Sopot i już na zawsze nią pozostanie - dodaje.
Na cztery mecze przed końcem fazy zasadniczej sopocianie zajmują 10. miejsce z bilansem 12:14, a szanse na awans do fazy play-off są tylko matematyczne. Drużynę w tych ostatnich starciach sezonu poprowadzi Krzysztof Roszyk, który do tej pory pełnił funkcję asystenta Marcina Stefańskiego.
Najdłużej pracował w lidze
1121 dni - tyle Marcin Stefański pracował na stanowisku I trenera w Treflu Sopot. Pod jego wodzą zespół rozegrał 109 spotkań (wygrał 53 z nich). Nikt w PLK nie może pochwalić się tak długim stażem. 39-latek obejmował zespół 4 marca 2019 roku, kiedy zastąpił Fina Jukkę Toijalę. Najpierw obronił drużynę przed spadkiem, później - w sezonie pandemicznym - zajął 6. miejsce, a w minionych rozgrywkach był na 5. pozycji (porażka ze Śląskiem w ćwierćfinale 1:3).
W tym sezonie Stefański rywalizował też w FIBA Europe Cup, gdzie udało mu się awansować do II rundy. W klubie byli bardzo zadowoleni z tego wyniku. Sęk w tym, że tak dobrze nie wiodło się na parkietach PLK, dlatego też doszło do rozstania.
Warto też dodać, że pozycja Stefańskiego wisiała na włosku już w połowie grudnia. To wtedy prezes Wierzbicki postawił przed nim ultimatum: dwa zwycięstwa z rzędu albo zwolnienie. Drużyna spięła się i wygrała z Legią i Twardymi Piernikami. 39-latek uratował posadę, ale sezonu i tak nie dokończył.
CZYTA J TAKŻE:
Trener kadry Polski: Pokora jest w mojej kieszeni [WYWIAD]
Tak właśnie wygląda "polskie piekiełko". Wrze w środowisku
Michał Nowakowski: Anwil? Powtórzyć sukcesy z przeszłości [WYWIAD]
Trener Anwilu Włocławek: Niektórzy mnie oszukali [WYWIAD]
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szokująca scena! Zdzielił rywala łokciem w twarz