Kadrowicz kontra... przyszły reprezentant? "Nie było złej krwi"

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Schenk i Mathews
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Schenk i Mathews

Jakub Schenk zagrał szefa w meczu z Anwilem (98:94) w Pucharze Polski, mimo że zmaga się z urazem ręki. Toczył zażarte boje z Jonah Mathewsem, który ma już niedługo wzmocnić polską kadrę! - Nie było złej krwi - mówi rozgrywający Kinga.

- Coś niesamowitego. Pierwszy raz wystąpiłem w takim meczu, cieszę się, że jestem po tej stronie barykady - uśmiecha się Jakub Schenk, rozgrywający szczecińskiego zespołu. Co to był za mecz! Ten kto go oglądał, na pewno nie żałuje. Nie brakowało w nim emocji, zwrotów akcji i gwiazdorskich zagrań.

King Szczecin w ćwierćfinale Pucharu Polski odrobił... 26-punktową stratę do Anwilu Włocławek i awansował do kolejnej rundy. Szczecinianie pokazali wielki charakter, udowadniając, że nie można ich lekceważyć i przedwcześnie skreślać.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo na lotnisku. "Zaniemówiłem"

- Pokazaliśmy serce, mam nadzieję, że jak najwięcej młodych adeptów oglądało ten mecz, w którym drużyna niżej notowana odrobiła 26 punktów straty z pierwszej połowy. Nie zwiesiliśmy głów, powiedzieliśmy sobie kilka mocnych słów i wróciliśmy do gry. Byliśmy jak prawdziwy zespół - podkreśla Schenk.

Kadrowicz kontra... przyszły reprezentant?

Rozgrywający rozegrał kapitalną partię, choć jego występ stał pod dużym znakiem zapytania. W ostatnim meczu nabawił się urazu ręki, nie wziął udziału w porannym treningu, przyjął nawet zastrzyki, by pomóc drużynie w czwartkowym spotkaniu. Polski rozgrywający zdobył 21 pkt i miał 8 asyst. Na dodatek toczył zażarte boje z Jonah Mathewsem (25 pkt), gwiazdą Anwilu i całej ligi. Między nimi iskrzyło, obaj w pewnym momencie zostali ukarani przewinieniami technicznymi.

Pikanterii dodaje fakt, że Amerykanin ma już niedługo zostać reprezentantem Polski. PZKosz jest nim zainteresowany, chce, by Mathews wzmocnił kadrę Igora Milicicia. Słyszymy, że w Lublinie ma dojść do spotkania prezesa Radosława Piesiewicza z obozem zawodnika, który rozgrywa drugi sezon w Europie. W rozmowie z WP SportoweFakty zadeklarował chęć przyjęcia polskiego obywatelstwa i gry w koszulce z orzełkiem na piersi. Czy te informacje zmotywowały Schenka do jeszcze lepszej gry?

- Trzeba zacząć od tego, że to jak na razie są plotki, nikt niczego oficjalnie nie powiedział. Nie chciałem nic nikomu udowodniać. Chciałem wygrać mecz. Podszedłem do tego ważnego spotkania jak do każdego innego. Dlaczego mam poturbować zawodnika, który być może pomoże kadrze? Nie widzę w tym sensu - odpowiada.

- Jonah lubi sobie pogadać w meczu, można w nim wejść w interakcję, zwłaszcza, że ja też lubię gadać. Nie było żadnej złej krwi między nami - komentuje Schenk.

Takie samo pytanie otrzymał Mathews, który był mocno niepocieszony faktem, że jego drużyna już po pierwszym dniu musiała opuścić Lublin. Włocławianie - mimo świetnego występu Amerykanina - odpadli z turnieju na etapie ćwierćfinału. Jak komentuje pojedynkiem z Schenkiem i trash-talking?

- Wszyscy teraz grają twardo, próbują wybić z rytmu, to nic nowego. Trzeba być przygotowanym. W przeszłości miałem już takie sytuacje. Najgorsze jest to, że odpadamy. Taka porażka bardzo boli - uważa Mathews.

Trice czy Mathews?
Trice czy Mathews?

Kto MVP ligi?

W przestrzeni publicznej coraz głośniej jest o wyborze MVP fazy zasadniczej w Energa Basket Lidze. Najczęściej wymienia się dwa nazwiska: Mathews i Travis Trice ze Śląska Wrocław. Obaj prezentują się rewelacyjnie, są gwiazdami polskiej ligi.

A warto też dodać, że podczas meczu Anwil - Śląsk gwiazda włocławian Jonah Mathews po skutecznej akcji w I połowie wykonał gest w kierunku Trice'a, że ten jest za niski, by go kryć. Między nimi doszło do trash-talkingu, co... okazało się dodatkową motywacją dla Trice'a, który wskoczył na wyższe obroty i zaczął grać jeszcze lepiej.

"Którego trudniej powstrzymać?" - pytamy Schenka. Ten wskazuje na... Trice'a, który - jego zdaniem - jest w tym momencie półkę wyżej od Mathewsa.

- Zacznę od tego, że obaj są bardzo trudni do powstrzymania. Trice jest prawdziwym rozgrywającym, to jest duża różnica między nimi. Znakomicie dowodzi drużyną Ślaska Wrocław. Jest też graczem dojrzalszym, Mathews rozgrywa świetny sezon, ale na ten moment Trice jest półkę wyżej, to lepszy zawodnik. Obaj mają ogromny arsenał ofensywny, mogą trafić z dystansu, półdystansu, wykonać penetrację - zauważa Schenk.

Jeszcze niedawno zawodnika Anwilu - za duże pieniądze - chciało wykupić tureckiego Fenerbahce Beko Stambuł. Trice, który jest graczem starszym, ma z kolei za sobą występy w bardzo mocnych ligach. W PLK pokazuje, że nie przez przypadek grał wcześniej m.in. w Galatasaray, Strasbourgu czy Tofasie.

Mathews w Lublinie już nie zagra, Trice z kolei nadal ma szansę zdobyć Puchar Polski. Jego Śląsk w ćwierćfinale zagra z liderem PLK, Czarnymi Słupsk.

Półfinałowym rywalem Kinga (spotkanie odbędzie się w sobotę 19 lutego, godz. 15:00) będzie Polski Cukier Pszczółka Start Lublin, który sensacyjnie pokonał Enea Zastal BC Zielona Góra.

CZYTAJ TAKŻE:
Prezes rewelacji ligi: Zawodnicy chcą u nas grać. Zainteresowanie jest ogromne!
Amerykanin czeka na kasę z polskiego klubu. Padły gorzkie słowa
Nowy Polak w Anwilu, czyli transfer win-win
To on mógł wzmocnić Anwil. "Dziennikarz pisał do żony"

Komentarze (0)