O niskim poziomie waleczności, agresji i determinacji najlepiej świadczy fakt, że lublinianie po trzech kwartach (30 minutach gry) na swoim koncie mieli... zaledwie osiem przewinień! Trudno grając w ten sposób myśleć o zwycięstwie na terenie drużyny, która - tak jak Polski Cukier Pszczółka Start Lublin - walczy o koszykarskie życie. Asseco Arka Gdynia pokazała rywalom, jak należy grać i walczyć w meczu za "cztery punkty".
Trener Tane Spasev nie ukrywał rozczarowania postawą swoich zawodników, którzy w trakcie meczu nie wykonywali jego założeń. Nie faulowali w momentach, gdy trener z Macedonii, mający też polski paszport, wyraźnie pokazywał, by to robić. Tak gdynianie budowali przewagę i pewność siebie.
- Agresywności mentalnej i fizycznej u nas kompletnie nie było. Robiliśmy juniorskie błędy, które trudno wytłumaczyć. Mówię zawodnikom, że mamy faule do wykorzystania, z których mają skorzystać, a oni tego w ogóle nie robią. Tracimy przez to mnóstwo punktów - mówił na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: Tym wideo gwiazda sportu podbija internet. Co za umiejętności!
Lublinianie grali w ataku wolno, byli bierni i pasywni, słabo dzielili się piłką (tylko 11 asyst), kreowali mało otwartych pozycji do rzutu. Źle patrzyło się na zespół, który jeszcze przed sezonem deklarował chęć wali o fazę play-off. To oczywiście jedna strona medalu, bo druga to agresywna i twarda defensywa gdyńskiej drużyny, która wymusiła na rywalach 12 strat.
- Źle dzieliliśmy się piłką, nie było odpowiedniego ruchu. Staliśmy. Arka grała przez 40 minut agresywnie, szacunek dla tego zespołu za taką postawę. My byliśmy tym kompletnie zaskoczeni. Dobrze się komunikują w obronie - tłumaczył Spasev.
- Pięciu zawodników w Radomiu grało duże minuty i wydaje mi się, że nasi weterani - w postaci Cartera, Dziemby czy Kostrzewskiego - wystarczająco nie zregenerowali się przed tym meczem - zauważył trener Polskiego Cukru Pszczółki Start.
To był mecz, o którym zawodnicy i kibice tego klubu chcą jak najszybciej zapomnieć. Choć fani lublinian są mocno aktywni w sieci i nie szczędzą ostrych słów pod adresem klubu. Domagają się poprawy gry i wzmocnień. Nie jest tajemnicą, że trener Spasev i obecny na meczu prezes Arkadiusz Pelczar mają nad czym myśleć. Muszą naprędce coś wymyślić, by zespół zaczął seryjnie wygrywać.
- Nie jesteśmy kompletnym zespołem - podkreślił Spasev, który w Gdyni miał bardzo wąską rotację, musiał korzystać z graczy, którzy na co dzień występują w I lidze: Mikołaj Stopierzyński, Bartosz Ciechociński czy Karol Obarek. Wynika to z faktu, że Quenton DeCosey jest odsunięty od zespołu, a Damian Jeszke nabawił się kontuzji. Wzmocnienia są konieczne!
- Nie mamy szerokiego składu. Muszę rotować zawodnikami, którzy zmieniają swoje pozycje. To nie jest łatwa sytuacja. Na dodatek Damian Jeszke doznał urazu, Quinton jest poza zespołem. Szukamy na rynku, ale ciężko jest. Najważniejsza jest dla nas jakość. Nie chcemy wziąć gracza tylko na sztukę. Chcemy, by był realnym wzmocnieniem zespołu - zaznaczył Tane Spasev.
Jeśli w Lublinie myślą na temat play-off, to muszą nie tylko znacząco poprawić jakość gry, ale też - i to przede wszystkim - wzmocnić zespół. Bo występ w Gdyni przeciwko Arce był - mówiąc delikatnie - fatalny. Polski Cukier Pszczółka Start z bilansem 3:8 zajmuje 14. miejsce w PLK.
CZYTAJ TAKŻE:
Krzysztof Szubarga: Kariera jak pstryknięcie palcem. Żałuję tylko jednego
Ma wszystko, by być gwiazdą PLK. W tle gorący temat!
Tak gwiazdor pożegnał się z mistrzem Polski. "O nim nie chcę mówić"
Najmłodszy trener w lidze mówi wprost: Nie ma głupich pytań