Wielki bonus w walce o play-offy. "Trzeba też mieć trochę szczęścia"

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Nick Faust
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Nick Faust

To był dla nich intensywny tydzień. PGE Spójnia Stargard w piątek sprawiła niespodziankę pokonując Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski 84:83. Wcześniej przegrała 85:86 z Pszczółką Startem Lublin i wygrała 75:73 z HydroTruckiem Radom.

- Nasz zespół stoczył ciężki bój z drużyną z Ostrowa. To było dla nas ekstra zwycięstwo z rywalem z górnej części tabeli. Zrobiliśmy kolejny duży krok do play-offów. Wykonaliśmy tytaniczną pracę żeby wygrać ten mecz - przyznał na konferencji prasowej trener Marek Łukomski.

Szkoleniowiec tym razem mógł odetchnąć. Jego zespół był o krok od tego żeby podobnie, jak we wtorkowym meczu w Lublinie, przegrać punktem. To byłaby już czwarta taka porażka w sezonie. Drużynę jednak uratował Nick Faust. Amerykanin wrócił po kontuzji. Na parkiecie spędził tylko 13 minut. Zdobył 11 punktów, ale najważniejsze trafienie należało do niego.

- To był wspaniały mecz. Oni postawili trudne warunki. W drugiej połowie wyszliśmy z większą energią. Szczególnie w obronie. Wspaniałe zespołowe zwycięstwo. Jestem bardzo szczęśliwy, że trafiłem ostatni rzut. Zespół we mnie uwierzył, a ja uwierzyłem w swoje możliwości - mówił w pomeczowym wywiadzie z klubową telewizją bohater ostatniej akcji.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienna sytuacja w polu karnym. Przyjrzyj się sędziemu

- W pierwszej połowie graliśmy trochę ospale. W drugiej części przyspieszyliśmy. Trzeba też mieć trochę szczęścia. Ten rzut na koniec Nick miał grać jeden na jeden natomiast minął jednego zawodnika, pojawił się drugi. Oddał taki rzut - dodawał trener Marek Łukomski.

PGE Spójnia ma 13 zwycięstw. To o dwa więcej od najgroźniejszych rywali do ósmej lokaty gwarantującej play-offy. Polski Cukier Toruń, GTK Gliwice i MKS Dąbrowa Górnicza mają do rozegrania o jeden mecz więcej, ale terminarz sprzyja stargardzianom, którzy zmierzą się z Anwilem Włocławek, Asseco Arką Gdynia i Polpharmą Starogard Gdański.

Duży wkład w pokonanie wyżej notowanego rywala miał Jay Threatt. Były rozgrywający Arged BMSlam Stali zdobył 16 punktów i rozdał 15 asyst. Wydawało się, że podobnie, jak w Radomiu, gdy trafił decydujący rzut również w piątkowym meczu zapewni zwycięstwo swojej drużynie. Po jego pięciu punktach było 80:75, ale rywale zdołali to jeszcze odrobić.

- Starałem się patrzeć na ten mecz, jak na każdy inny, ale nie będę kłamał, że to zwycięstwo smakuje naprawdę dobrze. Nie chodziło o to żebym zdobył 30 punktów. Chciałem pomóc drużynie w zwycięstwie i realizacji planu, który nakreślił trener - przyznał rozgrywający PGE Spójni.

Goście prowadzili przez 23 minuty, a gospodarze tylko przez dziewięć. - Bardzo fizyczne spotkanie. Bardzo twarda koszykówka. Po takim meczu i przegranej punktem nie ma co się za dużo rozwodzić. Ten ostatni rzut wpadł zespołowi ze Stargardu natomiast my doprowadziliśmy do tej sytuacji w drugiej połowie - komentował trener Arged BMSlam Stali, Igor Milicić.

- Wszyscy moi zawodnicy muszą wiedzieć, że walka trwa 40 minut. Nie ma rozluźnienia. Wygraliśmy trzy kwarty. Mieliśmy więcej zbiórek i przechwytów, mniej strat. Wszystko wskazywało, że możemy wygrać ten mecz natomiast wygrana została tutaj - dodał szkoleniowiec czwartej obecnie ekipy Energa Basket Ligi.

Zobacz także: Poważna kontuzja Nikosa Pappasa
Odrodzenie snajpera. Jakub Karolak odnalazł skuteczność w Trójmieście

Komentarze (0)