- Spokojnie. Przeszliśmy grupę i jest dobrze, ale jest też wiele pracy przed nami - przyznał szkoleniowiec w rozmowie z klubową telewizją po wygranym 93:86 meczu z Ironi Ness Ziona.
Igor Milicić wspomniał o ważnej kwestii - udało pokonać się mocnego rywala pomimo faktu, że na niektórych zawodników "nałożono" limit minutowy.
- Cieszymy się, że w tym ostatnim meczu - jako drużyna - pokazaliśmy charakter. Paru zawodników dostało limitowane minuty, ale nie z powodów kontuzji. Tych nie było, co cieszy - wyjaśnił.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz z Serie A uczcił pamięć Bryanta. Niezwykły popis!
Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski we Włocławku wygrała swoje wszystkie trzy mecze. To wielka sprawa. Dzięki temu zwyciężyła w grupie i zespół będzie rozstawiony w kolejnej fazie. - Na pewno ta praca, którą zawodnicy wykonali w ostatnim miesiącu dała nam znać, że to wystarczy na takie trzy bardzo fizyczne mecze - wyciąga wnioski Milicić.
Powrót do włocławskiej Hali Mistrzów przywołał wspomnienia. - Serce bije mocniej. Tutaj przeżyłem piękne chwile, tutaj stałem się dużo lepszym trenerem. Te wspomnienia będą cały czas mi towarzyszyć, to naprawdę piękne miejsce do koszykówki - oznajmił.
Teraz Milicić tworzy nową historię w nowym miejscu. Odkąd w połowie grudnia dołączył do Arged BMSlam Stali zespół jest niepokonany. Wyniki budują atmosferę. - Jak się wygrywa, to jest fajnie. Musimy jednak wiedzieć, jak do tego doszliśmy - komentuje, ale i przestrzega. - Nawet chwila rozluźnienia w meczach pokazała, że gdy nie gramy w 100 procentach skoncentrowani to nie jesteśmy tak świetną drużyną, jakby się wydawało.
Czasu na świętowanie w Stali nie będzie - już w poniedziałek czeka ligowy mecz z Kingiem Szczecin, w czwartek ze Śląskiem Wrocław i w niedzielę z Legią Warszawa. - Jedziemy dalej, mamy maraton w lidze przed Pucharem Polski. Musimy twardo stąpać po ziemi. To wszystko dopiero początek, głęboko w to wierzę - zakończył Milicić.
Zobacz także:
Zastal jedzie mocno. W Tallinie mistrzowie Polski wygrali bez Ponitki i Tabaka
Bezbarwny i bezradny Anwil. Na nic zdały się powroty Jerrellsa i Jonesa