EBL. Anwil nie złamał Legii Warszawa. Stołeczni mieli dwóch liderów

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Wojciech Kamiński
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Wojciech Kamiński

Dariusz Wyka i Jamel Morris poprowadzili Legię Warszawa do zwycięstwa nad Anwilem Włocławek (85:76). - Wytrzymaliśmy wojnę nerwów i wygraliśmy - komentuje trener Wojciech Kamiński.

Bemowo jest prawdziwą twierdzą Legii Warszawa. W jedenastu spotkaniach stołeczni przegrali tam tylko raz. Nie dość, że była to porażka z rozpędzoną drużyną z Zielonej Góry, to na dodatek legioniści nie poddali się bez walki i ulegli rywalom dopiero po dwóch dogrywkach (78:85).

Anwil Włocławek od początku sezonu nie jest drużyną, która nawet zbliżyła się do poziomu Stelmetu. Początek niedzielnego meczu przebiegał jednak pod dyktando zespołu Przemysława Frasunkiewicza, który w pierwszej kwarcie zdobył 26 punktów.

Od drugiej odsłony gra legionistów wróciła jednak na właściwe tory. - Nie weszliśmy w ten mecz dobrze. Przegrywaliśmy na samym początku, Anwil nas trochę zdominował w pierwszej kwarcie. Od drugiej kwarty było widać ambicję, walkę i wróciliśmy do gry. W drugiej połowie, kiedy mecz stał się trochę mniej widowiskowy - szczególnie w czwartej kwarcie - wytrzymaliśmy wojnę nerwów i wygraliśmy - podkreśla trener Wojciech Kamiński.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gol piłkarki FC Barcelona. Trafiła idealnie!

Legioniści w czwartej kwarcie byli zdecydowanie lepszym zespołem od rywali. Gdy spojrzymy na statystyki, pierwszoplanową postacią gospodarzy był Jamel Morris, który zdobył 25 punktów. Oglądając jednak mecz to z całą stanowczością można stwierdzić, iż był to one man show Dariusza Wyki.

- Daro był wielki w całym meczu, wykorzystywał swoje okazje, rozciągał obronę rywala, co ułatwiło pozostałym naszym zawodnikom grę. Broniliśmy dobrze przez większość meczu i to pomogło nam odnieść zwycięstwo - tłumaczy Morris.

Wyka ma w tym sezonie wahania formy, jednak w niedzielę pokazał swoją najlepszą wersję. Jego niektóre decyzje były bardzo odważne, jednak kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

- Myślę, że to była trochę ułańska fantazja. Przy jednym i drugim rzucie krzyczałem 'nie', bo miałem w pamięci kilka ostatnich rzutów, które nie wpadły. Chciałem, żebyśmy w tych akcjach zagrali dłużej, cierpliwie. Oczywiście powinienem powiedzieć - tak, taka właśnie była taktyka. Ale tak nie było. Całe słowa uznania dla Darka, który wytrzymał presję - dodaje Kamiński.

Zobacz także: Panathinaikos chciał Żana Tabaka! Co z Reynoldsem? Czy PGE wspomoże klub?

Zobacz także: Anwil Włocławek walczy... z kalendarzem. Czy będą kolejne zmiany?

Komentarze (1)
avatar
HalaLudowa
18.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Nie bardzo wiem, dlaczego w Lublinie czepiali się ciągle Lestera Medforda. To nie jest gracz, który będzie wielka gwiazdą w pojedynkę wygrywająca mecze, ale jest ważnym ogniwem swoich zespołów.