- Czekałem na takie spotkanie, bo w ostatnich meczach mi nie szło - mówi Ivica Radić (za kkwloclawek.pl). Chorwacki środkowy od początku sezonu zawodził. Do meczu z Legią Warszawa miał 22/57 z gry (39 procent skuteczności) i 7/19 z linii rzutów wolnych (37 procent skuteczności).
Nic więc dziwnego, że był "pod lupą", a frustracja mogła rosnąć z meczu na mecz. - Ciągle słyszałem te same pytania: kiedy moje rzuty w końcu zaczną wpadać? - komentuje.
Sobotni występ w końcu ułożył się po myśli Radicia. Chorwat doskonale wszedł w spotkanie i obok Ivana Almeidy był kluczową postacią "Rottweilerów" w drodze po triumf. Zaliczył 23 punkty wykorzystując 10 z 11 rzutów z gry i trafiając wszystkie trzy rzuty wolne. Jak sam przyznaje - nie zmienił zupełnie niczego w swojej "rutynie".
ZOBACZ WIDEO: Sukces Jana Błachowicza pozwoli zerwać kłopotliwą łatkę? Joanna Jędrzejczyk: MMA to nie mordobicie!
- Nie robiłem nic odmiennego, w porównaniu z poprzednimi meczami. Po prostu uważam, że jako zespół cały czas łapiemy rytm. Wyglądamy coraz lepiej jako całość - komentuje. - Każdy z nas potrzebuje takiego meczu na przełamanie.
Nabranie pewności siebie ma być kluczem do poprawy jakości gry. - Musimy wierzyć w soje umiejętności. Kiedy czuję się pewnie i wierzę w swoje umiejętności, to potrafię być skuteczny i trafiać z najdziwniejszych pozycji - kończy Radić.
Takiego środkowego Anwil i nowy trener zespołu Marcin Woźniak potrzebują w walce o kolejne ligowe triumfy w Energa Basket Lidze. Pytanie tylko czy to był jednorazowy wyskok czy faktycznie powrót do dobrej dyspozycji.
Zobacz także:
Ivan Almeida znów wielki. Kapitalny finisz Anwilu i udany debiut Marcina Woźniaka
Męczarnie GTK w starciu z osłabioną Polpharmą. Varnado i Rhett dominowali