Domantas Sabonis był świetnie dysponowany. Litwin, były klubowy kolega Przemysława Karnowskiego z Gonzaga Bulldogs zanotował 22 punkty, 15 zbiórek, 10 asyst i wykorzystał 10 na 16 oddanych rzutów z gry, co dało mu w sumie pierwsze w karierze triple-double. Jego wysiłek okazał się kluczowy podczas meczu w Denver, bo on i Doug McDermott (24 punkty) poprowadzili drużynę Indiana Pacers do triumfu 115:107.
Gospodarze mieli po trzech kwartach siedem punktów zaliczki (81:74), ale ostatnia odsłona była popisem w wykonaniu duetu McDermott - Sabonis, dzięki czemu Pacers byli w stanie odwrócić losym meczu. 28-letni Amerykanin trafił za trzy na niewiele ponad cztery minuty przed końcem spotkania i wyprowadził drużynę z Indianapolis na prowadzenie 98:97.
Sabonis dodał później sześć punktów z rzędu, w międzyczasie środkowy Denver, Mason Plumlee spudłował dwa rzuty wolne. Pacers mieli 104:99, ale wciąż wszystko było możliwe, bo faulowany Nikola Jokić dwukrotnie przymierzył z linii. Kluczowy i bolesny cios zadał rywalom wspominany McDermott, po którego "trójce" Pacers prowadzili 107:101. Efektownym wsadem przewagę przyjezdnych potwierdził jeszcze Malcolm Brogdon.
ZOBACZ WIDEO F1. Czy w Formule 1 pojawią się nowi Polacy? "Mamy talenty. Wszystko zależy od finansów"
- McDermott nas załatwił. Sabonis nas załatwił - mówił trener Nuggets, Mike Malone, cytowany przez ESPN. - W czwartej kwarcie mieli sześć ofensywnych zbiórek. Byli od nas bardziej fizyczni, dobijali po swoich niecelnych rzutach. To dla nas rozczarowująca porażka - nie krył Malone, którego drużyna przegrała u siebie po raz szósty.
Nikola Jokić w 32 minuty zapisał na swoim koncie 30 punktów, 10 zbiórek, cztery asysty i trzy przechwyty, ale drużyna z Kolorado miała inne problemy, bo notorycznie pudłowała z dystansu. Gospodarze trafili tylko trzy rzuty za trzy w całym meczu na 23 oddane próby.
Indiana Pacers z bilansem 28-15 plasuje się aktualnie na piątym miejscu w Konferencji Wschodniej. Ich lider, Victor Oladipo zapowiedział, że wróci do gry po kontuzji 29 stycznia.
San Antonio Spurs wzięli rewanż na Miami Heat za porażkę sprzed kilku dni i po zaciętym spotkaniu triumfowali nad rywalami w stosunku 107:102. Ciekawie było aż do końca, a drużyna prowadząca zmieniała się kilka razy jeszcze w czwartej kwarcie.
Gospodarze mieli pięć punktów zaliczki (95:90), na co Heat odpowiedzieli zrywem 8-0 i doprowadzili do wyniku 98:95. Jednak wtedy znów Spurs zaatakowali i po kilku świetnych akcjach zdobyli 10 punktów z rzędu. Marco Belinelli trafił za trzy na niewiele ponad dwie minuty przed końcem spotkania i dał im prowadzenie 105:98.
Czytaj także: Giannis Antetokounmpo, czyli dowód, że fizyczna koszykówka jeszcze istnieje
Miami było w stanie zniwelować dystans do zaledwie trzech punktów (102:105), ale następnie nie wykorzystali dwóch szans, aby doprowadzić do wyrównania. Jimmy Butler nie trafił za trzy, a później, 10 sekund przed końcem zza łuku spudłował również Duncan Robinson.
- To był ważny moment. Chciałem trafić ten rzut dla mojego zespołu. Ale tego nie zrobiłem. Jestem sobą rozczarowany, ale to miłe, że ci chłopacy wspierają mnie na dobre i na złe - komentował Robinson (za ESPN), który rzucił 12 punktów. Butler dodawał, że "podoba się mu, jak ich drużyna walczy do końca".
Edrice Adebayo zdobył dla Heat 21 punktów, 16 zbiórek i sześć asyst, a Goran Dragić dodał 19 punktów z ławki rezerwowych. Heat opuszczali parkiet na tarczy po raz 13 w sezonie, a San Antonio Spurs odnieśli 18. zwycięstwo. Teksańczyków poprowadził duet DeMar DeRozan (21 punktów) - LaMarcus Aldridge (20 punktów), a 18 "oczek" zaaplikował rywalom Patrick Mills.
Wyniki:
San Antonio Spurs - Miami Heat 107:102 (28:31, 32:23, 26:30, 21:18)
(Aldridge 21, DeRozan 20, Mills 18 - Adebayo 21, Dragic 19, Nunn 18)
Denver Nuggets - Indiana Pacers 107:115 (21:15, 29:29, 31:30, 26:41)
(Jokic 30, Grant 16, Barton 16, Plumlee 13 - McDermott 24, Sabonis 22, Warren 22, Brogdon 22, Holiday 14)
Czytaj także: Kolejna wymiana w NBA, Portland Trail Blazers tną wydatki