Latem temperatura w Kalifornii przekracza grubo ponad 30 stopni. W biurach Golden State Warriors odczuwalna była jednak zdecydowanie wyższa. 6-krotni mistrzowie NBA musieli zmierzyć się z zadaniem przebudowy drużyny. "Dream Team", jak przez ostatnie lata nazywano "Wojowników" z Oakland, przestał faktycznie istnieć.
Chude lata?
Jako pierwszy z Kalifornii odszedł Kevin Durant, który wybrał ofertę Brooklyn Nets. Skrzydłowy rozstał się z klubem w burzliwej atmosferze. Były MVP doznał poważnej kontuzji w finale NBA w pierwszym meczu po... wyleczeniu urazu uda. Amerykanin pauzował 31 dni i z marszu pojawił się w składzie Golden State Warriors. Wiele osób zarzuca drużynie z Kalifornii, że wynik sportowy był ważniejszy od zdrowia koszykarza. W takim tonie wypowiada się choćby Kyrie Irving.
- Wiele osób ponosi za to odpowiedzialność. Wszyscy wiemy, że Kevin nie był gotowy na powrót. Wystawili go do gry na wielkiej scenie, by sprzedać produkt, jakim się stał - mówił w trakcie spotkania z dziennikarzami.
ZOBACZ WIDEO: Serie A. Napoli - Hellas: Milik się odblokował! Dwie bramki Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Nad Zatoką nie ma już DeMarcusa Cousinsa czy rezerwowego Andre Iguodali, który w trudnych chwalił musiał ratować "tyłek" kolegom. Odeszło 11 zawodników, tożsamość drużyny musi zostać zbudowana na nowo. W ich miejsce przyszło wielu młodych graczy, którzy dopiero będą pracować na swoje nazwisko.
Zobacz także: Wielka kasa dla gwiazd. Zobacz najlepiej zarabiających koszykarzy
- Opinie o końcu dynastii są przedwczesne. Mamy w końcu dwukrotnego MVP ligi, mamy obrońcę roku, dodaliśmy D'Angelo Russella, który rozkwita na prawdziwą gwiazdę NBA. Straciliśmy co prawda weteranów, ale podobają mi się nasze wzmocnienia - zapewnia Klay Thompson, który latem także mógł odejść z Golden State Warriors. Nie jest tajemnicą, że kuszony był przez Los Angeles Lakers, jednak został wierny "Wojownikom".
29-latek występuje w tym klubie od początku kariery. Nie zostawił go na lodzie, jednak do gry wróci dopiero w lutym. To efekt koszmarnej kontuzji, której nabawił się w finale NBA z Toronto Raptors. - Nie chcę wracać szybciej, bo mam zamiar grać nawet do 40 roku życia - podkreśla Klay.
Wyjątkowy sezon Curry'ego
Z trzech muszkietów zostanie chwilowo jeden. Stephen Curry, jeden z najlepszych koszykarzy w historii NBA, będzie musiał sam ciągnąć ten wózek. 31-latek ma jednak mistrzowski charakter. W pojedynkę jest w stanie dokonywać cudów.
Jego kariera już na samym początku była na pole position. Historia życia Curry'ego to nie story w stylu od "pucybuta do milionera" czy "z złych ulic Nowego Jorku na salony". Urodził się w rodzinie o wysokim statusie społecznym - jego ojciec był koszykarzem NBA, który od małego zaszczepił mu bakcyla. Zmysł do efektownej i kombinacyjnej koszykówki nie wziął się przypadkiem.
Curry jest specjalistą od "trójek". Miał szczęście, że wybuch jego znakomitej formy połączył się w czasie ze zmianą tendencji w NBA. Nawet podkoszowi zmuszeni byli grać szybko i rzucać z dystansu. Można zaryzykować stwierdzenie, że to on zrewolucjonizował koszykówkę w XXI wieku.
Odpowiedzialność na jego barkach będzie ogromna. Musi poradzić sobie z presją oraz wielkim wysiłkiem fizycznym. Jest jednym z najbardziej eksploatowanych graczy w Warriors. W sezonie zasadniczym nie będzie miał jednak taryfy ulgowej. Stawka drużyn w konferencji zachodniej jest tak wyrównana, że każde zwycięstwo może okazać się na wagę złota. Czasy luksusu już minęły.
Nowa hala, inny wymiar
Latem 2019 roku głowy najważniejszych osób w Golden State Warriors zaprzątnięte były nie tylko rewolucją kadrową, ale także przeprowadzką do nowej ultranowoczesnej hali w San Francisco. To najlepsza hala sportowa w całych Stanach Zjednoczonych.
- Uznaliśmy, że skoro nowy obiekt powstaje w San Francisco, musi być znakomity. To ma być dom dla prawdopodobnie najlepszej drużyny na świecie - tłumaczył dyrektor klubu Rick Welts, cytowany przez "ESPN".
Czytaj także: Menedżerowie klubów NBA wytypowali mistrza
Przenosiny do większego ośrodka zapewnią organizacji Golden State Warrors zdecydowanie większe możliwości biznesowe. Przekonaliśmy się o tym jeszcze przed oficjalnym otworzeniem hali. Ekipa z Kalifornii zarobiła już ponad dwa miliardy dolarów na nowym obiekcie.
"Chase Center" jest pierwszą areną sportową w NBA finansowaną ze środków prywatnych. - Przekształcamy się z drużyny koszykówki, która wynajmuje swój budynek, w organizację sportową i rozrywkową, która jest odpowiedzialna za każdy aspekt jej działalności - powiedział Welts na łamach "Washingtonpost".