Kawhi Leonard w czwartek, 3 stycznia pierwszy raz odwiedził San Antonio w barwach Toronto Raptors. Grał dla Spurs przez siedem sezonów, ale ostatni z nich był trudny do zdefiniowania, borykał się z urazem, a w międzyczasie mówiło się, że chce zostać wymieniony. Tak też się stało. Kibice w Teksasie mu tego nie zapomnieli, przy prezentacji został wygwizdany, a kiedy stawał na linii rzutów wolnych, z trybun usłyszeć było można różne hasła pod jego adresem, m.in. "zdrajca".
[tag=19426]
DeMar DeRozan[/tag], który trafił do San Antonio w zamian za Leonarda, zaliczył wielki wieczór. To był też istotny występ dla niego samego, chciał coś udowodnić. 29-latek zaliczył pierwsze triple-double w karierze, zdobył 21 punktów, 14 zbiórek oraz 11 asyst i poprowadził Spurs do zwycięstwa nad Raptors 125:107. "Dinozaury" poniosły 10. porażkę z rzędu w hali AT&T Center, ich ostatni sukces na tym terenie miał miejsce 28 grudnia 2007 roku.
Kawhi Leonard otworzył mecz od trafienia z faulem, Danny Green, ex Spurs, tylko się uśmiechnął, ale drużyna z Kanady później nie miała zbyt wielu powodów do zadowolenia. Gospodarze rozbili ich w pierwszej kwarcie aż 38:19, co miało spory wpływ na całe spotkanie. Teksańczycy po zmianie stron zanotowali także serię 12-0 i doprowadzili wówczas do wyniku 79:51. Ostatecznie odnieśli siódmy triumf w dziewiątym ostatnim meczu, to również ich 22. wygrana w sezonie.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niezwykłe zachowanie Marii Szarapowej
- To nie będzie po prostu następny mecz. Wiem to. Gdybym mógł, kupiłbym popcorn i zasiadł w pierwszym rzędzie. Ale chyba muszę wyjść jednak na parkiet - śmiał się LaMarcus Aldridge. I dobrze, że L-Train się na nim pojawił, bo rzucił istotne 23 punkty, trafił 10 na 13 oddanych rzutów. San Antonio Spurs wykorzystali przede wszystkim 13 na 27 prób za trzy, sam Bryn Forbes, autor 20 "oczek" miał w tym elemencie 6 na 7.
Toronto Raptors (28-12) utracili niedawno status liderów Wschodu, wyprzedzili ich Milwaukee Bucks (26-10). W czwartek Danny Green chybił wszystkie sześć rzutów zza łuku i nie zdobył nawet punktu. Kawhi Leonard w 33 minuty, miał 21 punktów oraz pięć asyst. Skrzydłowy zapytany o czas spędzony w San Antonio, odpowiadał: - To znaczy dla mnie naprawdę bardzo dużo. Kiedy nosiłem tę koszulkę, wkładałem w to wszystko krew, pot i łzy. Wierzyłem w coś - mówił. Jego ostatnie decyzje w roli zawodnika Spurs były jednak wątpliwe, czego nie zapomnieli mu fani. Leonard i trener Gregg Popovich po meczu wymienili się uściskami i rozmawiali na środku parkietu.
Końcówka 2018 i początek 2019 roku to dla Denver Nuggets bardzo dobry czas, drużyna z Kolorado zanotowała właśnie czwarty triumf z rzędu. Podopieczni Michaela Malone'a pokonali Sacramento Kings 117:113 i z bilansem 25-11 umocnili się na pierwszym miejscu w Konferencji Zachodniej. Kluczowe dwa rzuty za trzy w niespełna 30 sekund trafił Jamal Murray, po których Nuggets prowadzili 114:108. Przy drugiej próbie obwodowy był nawet faulowany, ale nie wykorzystał osobistego.
Hitowy mecz trzymał poziom i napięcie, niczym zeszłoroczny finał Zachodu. Houston Rockets odnosili ostatnio dużo sukcesów, lecz tym razem brak Chrisa Paula mocno dał się im we znaki. Pauzował też Eric Gordon, który ma problem z kolanem. Teksańczycy mimo wszystko potrafili przeciwstawić się mistrzom NBA.
Duży wpływ na początku meczu miał chwilowy brak Jamesa Hardena, który został uderzony łokciem w twarz i na kilka minut udał się do szatni. GSW wyszli w tym czasie na prowadzenie 28:18. "Brodacz" wrócił, lecz Warriors cały czas dominowali i następnie mieli też 49:37, do przerwy prowadzili za to 70:53. Ale po zmianie stron zmienił się też obraz spotkania.
Goście zaczęli odrabiać dystans, Harden rzucił 13 punktów w trzeciej kwarcie, a Houston Rockets doszli rywali na sześć "oczek" (92:98). Podopieczni Mike'a D'Antoniego systematycznie niwelowali deficyt, w drugiej połowie przez 24 minuty popełnili ponadto tylko jedną stratę! Warriors w końcówce prowadzili 119:113 i wydawało się, iż to koniec nadziei oponentów, ale Clint Capela trafił z faulem, wykorzystał rzut osobisty, a do wyrównania niesamowitym trafieniem za trzy doprowadził James Harden. On też mógł wygrać ten mecz w regulaminowym czasie, ale tym razem rzut z dalekiego dystansu nie doszedł celu. W międzyczasie pudłowali Kevin Durant i Stephen Curry.
W dogrywce Rockets wyszli na pierwsze prowadzenie od stanu 5:4, obrońcy tyłu je odzyskali (128:124), ale wszystko zmieniało się niczym kalejdoskopie. James Harden mówił przed meczem o ponownym tytule MVP. - Potrzebuję tego. Potrzebuję tego na pewno. I jestem na drodze, żeby to dostać - wiemy, że nie żartuje. Jeszcze 32 sekundy przed końcem był remis (132:132), kiedy "Brodacz" trafił dwa osobiste. Curry doprowadził do stanu 134:132, ale James Harden zrobił coś niesamowitego. Trafił sekundę przed końcem, kryty przez dwóch rywali. Rockets wygrali 135:134!
Wyniki:
San Antonio Spurs - Toronto Raptors 125:107 (38:19, 29:32, 29:24, 29:32)
(Aldridge 23, DeRozan 21, Forbes 20 - Leonard 21, Wright 15, Ibaka 14, Powell 14)
Sacramento Kings - Denver Nuggets 113:117 (30:30, 36:23, 18:31, 29:33)
(Hield 29, Bjelica 17, Fox 16 - Murray 36, Jokic 26, Harris 14)
Golden State Warriors - Houston Rockets 134:135 po dogrywce (34:22, 36:21, 28:39, 21:27, 15:16)
(Curry 35, Durant 26, Tompson 26, Looney 12 - Harden 44, Capela 29, Rivers 18)