Latem Marcin Gortat po pięciu latach odszedł z Washington Wizards do Los Angeles Clippers. W nowym klubie wprawdzie regularnie gra, ale nie w takim wymiarze czasowym, który by zadowalał jego i kibiców. "The Polish Hammer" z tego powodu ma też słabsze statystyki niż w poprzednich sezonach.
34-latek nie ma o to do nikogo pretensji. Zdążył już pogodzić się z faktem, że obecny sezon zwiastuje nadchodzący koniec kariery w NBA. Polak mówi o tym wprost w "Przeglądzie Sportowym". - Ja powoli kończę karierę. To rozsądna decyzja szkoleniowca, że bardziej stawia na młodych zawodników, którzy są przyszłością tego zespołu. Oni będą tutaj grali w przyszłym sezonie. Ja jestem weteranem, który przecież nagle nie odmłodnieje - przyznaje.
To jednak nie znaczy, że Gortat jest niepotrzebny w LA Clippers. Polski koszykarz dobrze zna swoje zdania i stara się je wykonywać jak najlepiej. - Od tego jestem, aby poobijać rywali pod koszem, grać twardo... Jestem liderem zespołu pod względem "twardości", rozpychania się, walki na deskach. Nie zmienia to faktu, że chociaż najczęściej wychodzę w pierwszej piątce, to de facto jestem zmiennikiem. (...) Nie jestem już czołowym zawodnikiem zespołu NBA. Muszę to zaakceptować, a ludzie muszą się do tego przyzwyczaić. Nie będę miał meczów, w których zdobywam po dwadzieścia punktów - tłumaczy.
W tym sezonie Gortat rozegrał 27 meczów i wszystkie zaczynał w pierwszej piątce. Do tej pory zgromadził 133 punkty. W rozgrywkach NBA zadebiutował w 2008 roku.
ZOBACZ WIDEO Debiut Leona w kadrze Polski coraz bliżej. "Mieć go w drużynie to jak oszukiwać. Jest po prostu za dobry!"