To wszystko dało Jamesowi Hardenowi drugie triple-double w tym sezonie, a 37. w całej karierze.
Harden przyćmił nawet LeBrona Jamesa, który zapisał przy swoim nazwisku 29 "oczek", pięć zbiórek i trafił przy tym 12 na 18 oddanych rzutów z pola. Kluczowa okazała się czwarta kwarta, tam Teksańczycy nie dali szans rywalom. Od stanu 101:99 dla "Jeziorowców", Rockets zaliczyli zryw 8-0 i doprowadzili do wyniku 107:101, a następnie także 118:106. Widać było u nich ten błysk, który kilka miesięcy temu doprowadził ich do finału Konferencji Zachodniej.
Leworęczny lider drużyny z Houston w tym spotkaniu dawkował siły, trener Mike D'Antoni dał mu odpocząć, a Harden wrócił na parkiet na około pięć minut przed końcem spotkania. W sumie spędził na nim zaledwie 35 minut. Chris Paul był zaskoczony. - Bardzo rzadko zdarza się, żeby James lub ktokolwiek z nas po prostu poprosił o zmianę. Ale... myślę, ze ten krótki oddech był czymś, co potrzebował. Dzięki temu wrócił i dokończył dzieła na swoim warunkach - komentował.
- Granie w meczu przez 45, 46 minut, to coś niezwykle trudnego dla każdego w tej lidze. Chłopacy są teraz tak utalentowani i sprawni fizycznie, że nawet krótki okres odpoczynku sprawia, że są w stanie wrócić i być gotowym do rywalizacji na nowo. Ja tym razem potrzebowałem spędzić chwilę na ławce - mówił "Brodacz".
Ostatecznie drużyna z hali Toyota Center triumfowała 126:111, a James Harden 17 ze swoich 50 punktów zdobył w ostatnie 12 minut meczu. Trafił 14 na 26 oddanych rzutów z gry oraz 18 na 19 osobistych. Środkowy Clint Capela dodał ważne 16 "oczek" oraz zebrał 14 piłek. Chris Paul trafił natomiast trzy rzuty zza łuku i rozdał dziewięć kluczowych podań. Co istotne, Rockets wykorzystali w całym spotkaniu 15 na 34 rzuty za trzy, czyli uzyskali w tym elemencie 44-procent skuteczności. Lakers mieli o pięć celnych rzutów zza linii 7 metrów i 24 centymetrów mniej.
Podopieczni Mike'a D'Antoniego niedawno przegrali trzy mecze z rzędu, ale teraz zanotowali drugi następny sukces, co pozwala im podreperować bilans do stanu 13-14. Jest on wciąż i tak daleki od oczekiwań, ale widać, że Houston będą piąć się do przodu i jest to tylko kwestia czasu. Drużyna z Hollywood pomimo porażki plasuje się na 5. lokacie w swojej konferencji, ma idetyczny wynik, jak Los Angeles Clippers (17-11). Oprócz Jamesa, w czwartek nieźle wypadli też Kyle Kuzma i rezerwowy Lance Stephenson. Skrzydłowy zdobył 24 punkty, a Stephenson miał 17 "oczek".
Duża zwyżka formy, San Antonio Spurs zanotowali właśnie czwarte zwycięstwo z rzędu. Tym razem absolutnie zdominowali Los Angeles Clippers, pokonując tę drużynę 125:87. Goście z Hollywood trafili bardzo słabe 36-procent rzutów, co nie pozwoliło im nawiązać równorzędnej walki. U zwycięzców siedmiu koszykarzy zdobyło 10 lub więcej punktów, przewodził im LaMarcus Aldridge, autor 27 "oczek".
Marcin Gortat spędził na parkiecie 23 minuty. Polak w tym czasie oddał pięć prób, z których jedna doszła celu. Środkowy miał też osiem zbiórek oraz pięć asyst. Grał więcej, niż Boban Marjanović czy Montrezl Harrell. Clippers ponieśli 11. porażkę w sezonie.
Wyniki:
Houston Rockets - Los Angeles Lakers 126:111 (29:24, 33:32, 28:32, 36:23)
(Harden 50, Capela 16, House Jr. 15 - James 29, Kuzma 24, Stephenson 17)
San Antonio Spurs - Los Angeles Clippers 125:87 (38:27, 28:30, 32:20, 27:10)
(Aldridge 27, Gay 21, DeRozan 14 - Harris 17, Gallinari 15, Bradley 15, Gilgeous-Alexander 13)
Orlando Magic - Chicago Bulls 97:91 (24:26, 27:20, 26:25, 20:20)
(Vucevic 26, Augustin 15, Isaac 10, Fournier 10 - LaVine 23, Holiday 18, Portis 15)
Phoenix Suns - Dallas Mavericks 99:89 (25:21, 25:19, 28:27, 21:22)
(Warren 30, Crawford 17, Jackson 14 - Barnes 15, Jordan 14, Doncic 13, Brunson 13)
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: wielki wyczyn jednonogiego kolarza. Ukończył wyścig na 200 km