Clint Capela w trakcie tegorocznej wolnej agentury jest zastrzeżonym graczem. Oznacza to, że Houston Rockets mogą wyrównać każdą ofertę, jaka spłynie względem 24-letniego środkowego od innego zespołu z NBA.
Rakiety mogą także postarać się o szybsze załatwienie formalności i wypracowanie ze swoim zawodnikiem warunków nowej umowy, która sprawi, że szwajcarski podkoszowy zostanie w Teksasie na kilka kolejnych lat. Jak na razie jest jednak do tego daleko. Dlaczego? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, stroną sporu są oczywiście pieniądze. Władze Rockets oferują bowiem Capeli zdecydowanie mniej, niż chciałby on sam.
Pierwotna propozycja klubu wynosiła 60 milionów dolarów za 4-letni kontrakt, jednak oczekiwania koszykarza są zupełnie odmienne, jako że za taki sam okres gry, chce on się wzbogacić o 100 mln. Nie jest to dla ludzi z managementu klubu dobra wiadomość, ponieważ liczyli oni, iż zdołają na swoim zawodniku nieco zaoszczędzić.
Jednocześnie nie mogą pozwolić sobie na stratę tak ważnego ogniwa, gdyż ubytki w drużynie są już i tak spore. Ostatnio na odejście zdecydował się Luc Mbah a Moute, a jeszcze wcześniej Trevor Ariza. Mimo wszystko samemu Capeli także trudno się dziwić, gdyż pieniądze, o których marzy, od Thunder dostaje już Steven Adams, a obaj prezentują zbliżony poziom.
Ostatnie doniesienia Jonathana Feigena z Houston Chronicle mówią o tym, że druga oferta Rockets wynosiła 85 mln dolarów za 5 lat gry, ale i ona została odrzucona, gdyż nadal jest to kwota daleka od oczekiwań utalentowanego środkowego.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: odpadł z mundialu, poleciał na Bahamy i oświadczył się pięknej blondynce