NBA: Orlando i Houston przedłużają swoje szanse, Gortat bez punktów

Wszystko wyjaśni się w najbliższą niedzielę. Zarówno Boston Celtics jak i Los Angeles Lakers nie potrafili wygrać na parkiecie swoich rywali i jeśli chcą awansować do finałów konferencji, to muszą wnieść się na wyżyny swoich możliwości przed własną publicznością. Na pewno jednak łatwo skóry nie sprzedadzą czwartkowi triumfatorzy, czyli Orlando Magic i Houston Rockets.

Tegoroczne play offy są zabójcze dla Boston Celtics. Po niesamowitej serii z Chicago Bulls, obrońcy tytułu znów muszą rozegrać maksymalną ilość spotkań, aby wywalczyć upragniony awans. W czwartkowy wieczór podopieczni Doca Riversa toczyli wyrównany bój w Amway Arena, lecz końcówka należała już do Magików. Jeszcze na początku trzeciej odsłony po trafieniu Glena Davisa Celtowie wyszli na 10-punktowe prowadzenie. Orlando było wtedy w ogromnych kłopotach, ponieważ pudłowali zarówno Rashard Lewis jak i Hedo Turkoglu. W ich szeregach jedynym jasnym punktem do tej pory był Dwight Howard, autor 23 punktów i 22 zbiórek.

"Superman" narzekał po ostatnim meczu, że dostaje zbyt mało piłek. Tym razem było inaczej i najlepszy center ligi mógł wielokrotnie ośmieszać podkoszowych Celtów. Howard trafił 9 z 16 rzutów gry, choć po raz kolejny zawiódł na linii rzutów wolnych - 5/12. - Jeżeli ma się w drużynie dominatora, to pozwólcie mu dominować - powiedział Howard. Mimo niekorzystnego biegu wydarzeń w trzeciej kwarcie, gospodarze potrafili odrobić straty i dopiąć swego w ostatnich 12 minutach.

Wówczas przebudził się słabo grający tego dnia Turkoglu. Celna "trójka" tureckiego skrzydłowego oraz skuteczne próby Lewisa i Rafera Alstona załatwiły sprawę. Celtowie nie byli już w stanie podnieść się, zdobywając ledwo 13 punktów w ostatniej części gry. Po raz kolejny w ich szeregach zawiódł Ray Allen, który zdobył 5 punktów przy skuteczności 2/11, w tym 0/7 za trzy! Rzuty z dystansu były piętą achillesową mistrzów (3/18), podobnie jak bardzo duża ilość strat - 19. - W ofensywie zdecydowanie mieliśmy kłopoty. Graliśmy jednak wystarczająco dobrze w obronie, aby zwyciężyć w tym meczu. Niestety popełniliśmy zbyt wiele strat - analizował Paul Pierce.

Nieco ponad 5 minut na parkiecie spędził Marcin Gortat. Nasz rodzynek w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie nie oddał żadnego rzutu, lecz do swojego dorobku dopisał zbiórkę w ataku. Dodatkowo stracił piłkę na rzecz Rajona Rondo.

Houston Rockets nie przestają zaskakiwać! Przed sezonem słusznie stawiało się zespół z Teksasu w gronie faworytów Zachodu, argumentując to świetnym tercetem Ming-McGrady-Artest. Tymczasem dwóch pierwszych w ogóle nie gra, a Ron Artest od trzech spotkań prezentuje mizerną dyspozycję. Jakim więc cudem Rakiety po raz kolejny pokonały Los Angeles Lakers i to w takim dobrym stylu? Odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet Kobe Bryant, który podczas szóstego meczu wielokrotnie kręcił głową. Lider Jeziorowców zdobył 32 punkty, lecz chybił aż 16 z 27 rzutów z gry.

Gospodarze szybko zapomnieli o 40-punktowej porażce z piątego meczu. Po 5 minutach na tablicy wyników widniał rezultat 17:1 dla Houston! Niesamowite rzeczy na parkiecie wyprawiał Luis Scola, zdobywca 14 punktów i 7 zbiórek w inauguracyjnej kwarcie! Lakers szybko poprosili o przerwę, lecz nawet niecodzienne sposoby motywacji stosowane przez Kobe’ego Bryanta nie przyniosły rezultatu. Do prezerwy Houston prowadzili 52:36, a do punktującego Scoli dołączył filigranowy Aaron Brooks.

- Oni mają tę samą mentalność i walczą o wszystko, co jest ważne. Dlatego właśnie jesteśmy w takiej, a nie innej pozycji. Oni nie rezygnują, więc siódmy mecz zapowiada się niezwykle interesująco - przyznał Bryant, który zdobył co prawda 32 punkty, lecz skutecznością nie grzeszył. Koszykarze z Kalifornii rozpoczęli trzecią kwartę od serii 16:2, która jednak nie miała większego wpływu na losy rywalizacji. W szeregach gospodarzy sytuację kontrolował Brooks, a z ławki świetne zmiany dawał Carl Landry. Wsad zeszłorocznego debiutanta w połowie czwartej odsłony niewątpliwie był akcją meczu.

- Skończyłem pojmować tą drużynę. Kiedy wydaje się, że jesteśmy w dołku i nie potrafimy się podnieść, ten zespół prezentuje nieprawdopodobny wysiłek i zaangażowanie. Być może nie jesteśmy najbardziej utalentowanym zespołem, ale z całą pewnością nie ma drużyny bardziej walecznej w całej lidze. Udowodniliśmy to już wiele razy - powiedział Shane Battier, który w niedzielę wraz z kolegami postara się o kolejną niespodziankę.

Orlando Magic - Boston Celtics 83:75

(D. Howard 23 (22 zb), R. Lewis 20, R. Alston 11 - R. Rondo 19 (16 zb), P. Pierce 17, K. Perkins 15 (10 zb))

Stan rywalizacji: 3:3

Houston Rockets - Los Angeles Lakers 95:80

(A. Brooks 26, L. Scola 24 (12 zb), C. Landry 15 - K. Bryant 32, P. Gasol 14 (11 zb), J. Farmar 13)

Stan rywalizacji: 3:3

Źródło artykułu: