To znów była wielka koszykówka. Półfinały Wschodu rozpoczęły się w fantastyczny sposób. Toronto Raptors byli bardzo blisko zwycięstwa, ale Cleveland Cavaliers pokazali charakter, którym zdobywali mistrzostwo NBA w 2016 roku. Jeszcze w niedzielę toczyli walkę z Indiana Pacers w siódmym meczu o pozostanie w play offach, teraz zrobili pierwszy duży krok w kierunku wyeliminowania rozstawionych z pierwszym numerem Dinozaurów. Cavaliers pierwszy raz w całym spotkaniu prowadzili dopiero w 49. minucie. Do wyłonienia lepszej drużyny potrzebna była dogrywka. Co za scenariusz.
Toronto Raptors mieli 105:101 na minutę i 47 sekund przed końcem, po trzech celnych rzutach osobistych Serge'a Ibaki. Jak się okazało, były to ich ostatnie punkty w regulaminowym czasie. W międzyczasie dwukrotnie trafił LeBron James, co dało winno-złotym wyrównanie wyniku. Gospodarze mieli także sposobność, aby zadać rywalom decydujący cios, ale zza łuku chybił Fred VanVleet, a trzy dobitki tria DeMar DeRozan, C.J. Miles, Jonas Valanciunas tylko niefortunnie odbijały się od tablicy i obręczy.
Cleveland zostało 0,6 sekundy, Tyronn Lue poprosił o przerwę, a LeBron w tym posiadaniu i tak zdołał się uwolnić od obrońców, skrzydłowy oddał rzut z odchylenia, lecz tym razem nawet on się pomylił. Goście z Ohio do tego momentu nie prowadzili w meczu ani razu. Dogrywka to był dla nich nowy strat, Kyle Korver błyskawicznie dał Cavaliers wynik 108:105. James w ofensywie odnajdywał partnerów, po jego podaniu J.R. Smith trafił niezwykle ważny rzut za trzy, a po ofensywnej zbiórce i dobitce Tristana Thompsona, Cleveland Cavaliers prowadzili nawet 113:107.
Było to niespełna dwie i pół minuty przed zakończeniem dogrywki i także ostatnia skuteczna akcja winno-złotych w tym spotkaniu. Toronto Raptors mieli punkt straty, 16 sekund i piłkę w swoich rękach. Hala Air Canada Centre zamarła, a DeMar DeRozan próbował wbić się pod kosz, aczkolwiek dobra defensywa rywali zmusiła go do podania na obwód do Freda VanVleeta. Ten, podobnie jak w czwartej kwarcie, nie trafił. Cavaliers zwyciężyli 113:112.
24-latek, dla którego to dopiero drugi sezon w NBA, miał tego dnia dziewięć "oczek" i 1 na 5 za zza łuku. Wszyscy przedstawicieli drużyny z Kanady radzili sobie kiepsko w tym elemencie, bo cała drużyna wykorzystała tylko 9 na 28 oddanych rzutów zza linii 7 metrów i 24 centymetrów. DeRozan miał 0 na 4, a Ibaka 0 na 3. DeMar rzucił w całym meczu 22 punkty, Litwin Valanciunas miał ich 21, a także 21 zbiórek, w tym aż osiem ofensywnych.
W Cavaliers słabszy dzień, pod względem celności zaliczył James, ale koledzy z drużyny potrafili rozwiązać ten problem. Trzykrotny mistrz NBA i tak zdobył 26 punktów, 11 zbiórek oraz 13 asyst. J.R. Smith dodał bardzo cenne 20 "oczek" przy skuteczności 5 na 6 zza łuku, Kyle Korver miał 19 punktów, Jeff Green 16, a Tristan Thompson 14. - Moi koledzy z drużyny byli dziś niewiarygodni. Grali naprawdę fantastycznie, kiedy ja nie zaprezentowałem swojej najlepszej odsłony - mówi LeBron.
Cavaliers pokonali Raptors w finale Konferencji Wschodniej 4-2, kiedy wygrywali rozgrywki w 2016 roku. W poprzednim sezonie odprawili Kanadyjczyków w drugiej rundzie i to 4-0. Jak będzie teraz? Te wspomnienia powinny dodatkowo zmotywować Raptors.
Stephen Curry wrócił do składu po ponad miesiącu przerwy i od razu był mocnym punktem Golden State Warriors, którzy znów pokonali New Orleans Pelicans we własnej hali i w serii do czterech zwycięstw prowadzą już 2-0. MVP z 2015 i 2016 roku w marcu rozegrał tylko cztery mecze, w kwietniu ani jednego. Początkowo przez problemy z kostką, później kolanem. Teraz trener Steve Kerr mógł skorzystać z jego usług pierwszy raz od 23 marca. Curry spędził na parkiecie 27 minut, a w tym czasie zdobył 28 punktów, trafił 5 na 10 rzutów za trzy, zaliczył siedem zbiórek oraz wskaźnik plus/minus na poziomie +26.
O ile pierwszy mecz od razu ułożył się pod dyktando obrońców tytułu, tak tym razem New Orleans Pelicans stoczyli z nimi zażarty bój. Luizjańczycy lepiej weszli w mecz i przez pierwsze fragmenty utrzymywali się na prowadzeniu. GSW po przerwie mocno zaatakowali, co dało im wynik 63:55, lecz rywale szybko doprowadzili do remisu 68:68. Było także 86:86 i przed rozpoczęciem czwartej kwarty wszystko możliwe.
Tam mistrzowie udowodnili, co mistrzowskie. Dwa szybkie rzuty zza łuku Draymonda Greena i błyskawicznie zrobiło się 94:86. Kevin Durant wchodził na wyższe obroty, dzięki czemu drużyna z Oakland prowadziła 108:98. Finalnie Warriors pokonali Pelicans 121:116. Wspominany KD rzucił 28 punktów. Gospodarzom nie przeszkodził nawet fakt, iż trafili tylko 13 na 40 rzutów zza łuku. Dla pokonanych 25 "oczek" i 15 zbiórek uzbierał Anthony Davis, a 22 "oczka", osie siedem zbiórek, 12 asyst i pięć przechwytów miał Rajon Rondo.
Wyniki:
Toronto Raptors - Cleveland Cavaliers 112:113 po dogrywce (33:19, 27:38, 27:25, 18:23, 7:8)
(DeRozan 22, Valanciunas 21, Lowry 18 - James 26, Smith 20, Korver 19)
Stany rywalizacji: 1-0 dla Cavaliers
Golden State Warriors - New Orleans Pelicans 121:116 (27:29, 31:26, 30:31, 33:30)
(Durant 29, Curry 28, Green 20 - Davis 25, Holiday 24, Rondo 22)
Stan rywalizacji: 2-0 dla Warriors
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: na Real przyjdzie czas. Lewandowski bawi się z córką