Fani zgromadzeni w hali CRS i przed telewizorami obejrzeli bardzo ofensywne spotkanie. Stelmet Enea BC Zielona Góra i Rosa Radom rzuciły łącznie ponad 200 punktów, grając na niezłej skuteczności. Ostatecznie w ataku lepiej spisali się mistrzowie Polski.
- Byłem pewny, że to wygramy. Zawsze mówię, że play-off to czas weteranów. Może wcześniej moi koledzy nie trafiali, ale w końcówce nie bali się rzucić za trzy punkty. Te próby wpadły do kosza. To jest właśnie ta pewność siebie w play-off. Tak samo było rok temu, gdzie Florence czy Koszarek oddawali wielkie rzuty zza łuku, choćby w finale z Polskim Cukrem, gdy wygraliśmy, choć w pewnym momencie mieliśmy 20 punktów straty - mówi Jarosław Mokros.
Mistrzowie Polski na własne życzenie dostarczyli sobie problemów w ostatnich minutach pojedynku z radomianami. Gdy wydawało się, że Stelmet Enea BC jest na dobrej drodze do zwycięstwa, w szeregi zielonogórzan wdarła się dekoncentracja, co niemal kosztowało ich wygraną. Wspomniane przez reprezentanta Polski rzuty Jamesa Florence'a i Łukasza Koszarka, a także Przemysława Zamojskiego w kluczowym momencie uratowały biało-zielonym pierwsze zwycięstwo w play-off.
- Nerwy muszą być, bo to play-off - śmieje się Mokros. - Najważniejsze, że wygraliśmy. Teraz nie ma znaczenia, ile straciliśmy punktów. Wiemy, że mamy problem w obroną, ale trzeba zauważyć, że Rosa w czwartej kwarcie rzuciła 30 oczek. Do przeanalizowania są przede wszystkim dwie ostatnie minuty, gdzie z 12-punktowej przewagi w ciągu minuty zrobił się trzypunktowy dystans, po podaniach w rękach przeciwnika i niepotrzebnych "trójkach". Świetne rzuty Koszarka, Zamojskiego i Florence'a w końcówce dały nam zwycięstwo - dodaje.
Drugie spotkanie ćwierćfinałowe między Stelmetem Eneą BC Zielona Góra z Rosą Radom zostanie rozegrane już w sobotę.
ZOBACZ WIDEO Zobacz, jak Vital Heynen ogłaszał kadrę na Ligę Narodów. Mówił tylko po polsku