Zarówno Regal FC Barcelona, jak i Olympiakos Pireus, przegrały swoje mecze półfinałowe w dramatycznych okolicznościach. Hiszpanie prowadzili przez trzy kwarty z CSKA Moskwa, lecz w ostatnich dziesięciu minutach pozwolili rzucić rywalom aż 28 punktów i zostali pokonani różnicą czterech oczek. Tylko dwoma punktami przegrali zaś koszykarze Olympiakosu, mimo że na kilkanaście sekund przed końcem spotkania piłka była w ich posiadaniu. Ostatni rzut okazał się jednak niecelny. Według trenera greckiego zespołu, Panagiotisa Yannakisa, bolesna półfinałowa porażka miała kluczowy wpływ na losy niedzielnego spotkania o brązowy medal. - Wiedziałem, że to będzie bardzo ciężki mecz w kontekście tego, w jaki sposób przegraliśmy walkę o finał. I to było widać po nas. Mieliśmy kłopoty z koncentracją i praktycznie w ogóle nie wykazywaliśmy ochoty do gry po porażce z Panathinaikosem. Nie mieliśmy dość siły mentalnej, żeby się pozbierać - tłumaczył Yannakis po rozegraniu "małego finału".
Nieco inne podejście zaprezentował natomiast drugi ze szkoleniowców, opiekun Barcelony, Xavier Pascual. Hiszpan podkreślił, że cały czas starał się wpajać swoim koszykarzom, że trzecie miejsce również jest sukcesem i warto o nie walczyć. - Bardzo liczyłem, że od pierwszych minut moi gracze potraktują ten mecz poważnie. I tak też się stało. Od samego początku graliśmy intensywną obroną, która pozwoliła nam wyprowadzać szybkie i dynamiczne akcje, które z kolei często kończyły się punktami. Dlatego też pierwsza połowa zakończyła się naszym kilkunastopunktowym prowadzeniem i ustawiła dalszy przebieg meczu - opowiadał Pascual. Kataloński trener przyznał jednak otwarcie, że uczucie niedosytu czy braku satysfakcji towarzyszyło mu od momentu zakończenia przegranego meczu z CSKA i towarzyszyć będzie pewnie przez długi czasu. - Trzecie miejsce nie smakuje wcale tak dobrze, jak mówią. Pierwsze smakowałoby o wiele bardziej. Po to zresztą tu przyjechaliśmy - żeby zwyciężyć. Dlatego logicznie rzecz biorąc, nie możemy być usatysfakcjonowani.
W tym samym tonie wypowiadali się jego podopieczni - David Andersen i Jaka Laković. Australijczyk z duńskim paszportem udowodnił, że wart jest wielkich pieniędzy, jakie zarabia i w Berlinie był najlepszym koszykarzem swojej ekipy, rzucając przeciwko Olympiakosowi 20 oczek. Po zakończeniu spotkania nie krył jednak niezadowolenia. - To bardzo rozczarowujące uczucie nie móc zagrać w finale, bo zasłużyliśmy na grę o pierwsze miejsce. Na osłodę pozostał mały finał i cieszę się, że choć tyle udało nam się zdobyć. Ogólnie całe rozgrywki w Eurolidze były świetne. Przegraliśmy tylko pięć spotkań, ale jak widać, to wciąż za dużo. Za rok będziemy walczyć, żeby należny Barcelonie tytuł, wrócił do stolicy Katalonii - obiecywał Andersen, który przeszedł do historii Euroligi. Jako jedyny gracz wystąpił w Final Four z czterema różnymi klubami.
Nieco bardziej butny i arogancki w słowach był Słoweniec Laković. - Wracamy do domu z przeświadczeniem, że jesteśmy jedną z najlepszych drużyn Europy, jak nie najlepszą. Oczywiście przegraliśmy półfinałowy mecz, ale to była bardzo nieznaczna porażka - starał się przekonywać rozgrywający Barcelony. Zapytany o mecz o trzecie miejsce, koszykarz długo kręcił nosem, aż w końcu rzucił na odchodne. - To nie było ważne zwycięstwo, ale zawsze lepiej jest wracać do domu z brązowym medalem, niż bez niego.
Podczas gdy, mimo zwycięstwa, na twarzach zawodników Barcelony widać było wściekłość, graczy Olympiakosu charakteryzowało przygnębienie i smutek. - Zawsze czuję się fatalnie po porażkach. Osiągnięcia indywidualne nie są teraz w ogóle ważne - opowiadał Lynn Greer, autor 19 oczek. - Chcieliśmy wygrać cały turniej i przyjechaliśmy tu po dwa zwycięstwa, a nie dwie porażki. Teraz jednak już wszystko się skończyło. Pragnę pogratulować rywalom. Barcelona była po prostu lepsza, skuteczniejsza. Wszyscy, którzy wychodzili na parkiet, dorzucali coś do ogólnego dorobku zespołu. Świetnie zagrali Andersen i Navarro. Ich sukces to wielki wysiłek całej drużyny - zdobył się na ciepły komentarz pod adresem przeciwnika Amerykanin.
- Kiedy pudłuje się kilka prostych rzutów na początku meczu, część koszykarz odczuwa różne bóle po pierwszym spotkaniu, a w dodatku pojawiają się problemy z koncentracją - nie można wygrać - przyznawał Ioannis Bourousis. Grek z pewnością nie zaliczy tego turnieju do udanych. Gdyby trafił w końcówce meczu przeciwko Panathinaikosowi, do wyłonienia zwycięzcy potrzebna byłaby dogrywka i kto wie, jak dalej potoczyłyby się losy spotkania. - Ja z Berlina osobiście nie wyciągnę żadnych pozytywnych doświadczeń, gdyż przez cały weekend byłem przeziębiony i w żaden sposób nie mogłem pomóc swojemu zespołowi tak, jakbym tego pragnął - usprawiedliwiał się środkowy Olympiakosu.
Przeciwko Barcelonie zespół z Pireusu zagrał fatalną pierwszą połowę, po której przegrywał już szesnastoma punktami. Po zmianie stron było nieco lepiej, lecz nadal brakowało energii i pomysłów. - Uważam, że ten turniej to świetne doświadczenie dla mojego młodego zespołu. Inne drużyny pokazały nam miejsce w szeregu i to, w jaki sposób należy grać, by wygrać. Ta lekcja z pewnością zaowocuje w przyszłości - nie tracił nadziei trener Yannakis, zaś wtórował mu Nikola Vujcić. - Po pierwszej połowie było właściwie po wszystkim. Staraliśmy się rzucać, ale nie potrafiliśmy sprawić, by piłka wpadała do kosza. Za rok jednak ponownie jest Final Four i ponownie będziemy walczyć o najwyższe cele - opowiadał Chorwat, dla którego berliński Final Four był piątym w ostatnim sześciu latach. Po niedzielnym meczu stwierdził, że nigdy więcej nie chce już zagrać w meczu o trzecie miejsce.
I nie ma co się dziwić - spotkania tego typu są traktowane przez zawodników po macoszemu, zaś utracone nadzieje na grę w wielkim finale przygniatają chęć walki o brąz. Mimo to, zawsze jedna ekipa musi zwyciężyć. - My chyba bardziej chcieliśmy tego medalu, niż rywale. Oni z pewnością nie grali tego, co mogliby, ale to już nie moja sprawa - stwierdził Lubos Barton, skrzydłowy Barcelony, kończąc nieco sarkastycznie. - Cały sezon euroligowy oceniam na bardzo dobry, choć mogło być lepiej. Cóż, taki jest sport, że jedna porażka przekreśla cały wysiłek.