Enea Astoria dokonała niemożliwego. Konkretnie jej trener

 / Na zdjęciu: Konrad Kaźmierczyk, trener Enea Astorii
/ Na zdjęciu: Konrad Kaźmierczyk, trener Enea Astorii

Oczywiście należy docenić wkład całego zespołu w końcowy cel, jaki postawił przed nim los, tym niemniej Konrad Kaźmierczyk naprawdę zrobił coś, w co wierzyła chyba jedynie garstka - utrzymał Enea Astorię w I lidze, po wygranej 3-0 serii z UTH Rosą.

To był zły sezon dla bydgoskiego klubu. W jego trakcie zdarzyło się kilka dobrych akcentów, ale te zliczyć można na palcach jednej ręki. Nie zaczęło się dobrze. Enea Astoria długo czekała na pierwsze zwycięstwo, a kiedy ono nadeszło, nie było wcale początkiem serii. Bydgoszczanie nie potrafili odnaleźć swojego rytmu.

Wygrane z silniejszymi drużynami (Spójnia i Pogoń Prudnik) pokazywały, że ci zawodnicy grać potrafią, ale nie są w stanie robić tego na równym poziomie co tydzień. Było wiele przegranych z fragmentami dobrej gry, ale za to nikt punktów nie rozdaje i tym sposobem porażka goniła porażkę. Konrad Kaźmierczyk ostatecznie został zastąpiony przez Jerzego Chudeusza, zostając jego asystentem, ale - jak się później okazało - na niewiele się to zdało.

Postanowiono ponownie dać szansę młodemu trenerowi, który przecież z powodu słabych wyników został kilka miesięcy wcześniej zastąpiony na stanowisku. Ale to nie dziwi. W tym momencie sezonu (dwie kolejki do końca) nie było opcji znalezienia kogoś innego. Poza tym Kaźmierczyk graczy znał, wiedział, na co stać każdego z nich. Obejmował ekipę ponownie, widząc ją przez trzy wcześniejsze miesiące nieco z boku. I znalazł złoty środek.

Niektórym minuty ograniczył, a z kolei z niektórych wyciągnął wszystko, co się tylko da. Przykład pierwszy z brzegu to Łukasz Paul. Już dwa ostatnie mecze w sezonie miał niezłe, ale w play-outach przeszedł samego siebie. Zdobywał po 11 punktów przy 63-proc. skuteczności z gry i notował 8,6 zbiórki. Tego się chyba nikt po nim nie spodziewał. Wraz z równie dobrze grającym Mateuszem Fatzem ograniczyli do minimum poczynania podkoszowych Rosy, a to był jeden z kluczy do wygrania serii.

ZOBACZ WIDEO Pięć goli, czerwona kartka i wygrana Barcelony! Zobacz skrót meczu Real - Barcelona [ZDJĘCIA ELEVEN]

Ze wszystkich par play-outowych, to właśnie w tej faworyt był najbardziej murowany. Enea Astoria przegrała sześć ostatnich meczów, podczas gdy rezerwy Rosy do końca walczyły o uniknięcie gier o utrzymanie. Jeszcze w marcu zespół ten pokonywał Legię, Astorię, SKK i na koniec wygrał w Łańcucie! Owszem, porażki także się przytrafiały, ale tylko jedna była dotkliwsza. Nastroje zatem musiały być dobre po niezłym finiszu.

Za zespołem z Bydgoszczy nie przemawiało nic, ale po meczach w Radomiu Enea Astoria prowadziła 2-0, co już było sensacją. Karta dla Rosy miała odwrócić się po dwóch tygodniach, ale to nie nastąpiło. W ostatnim meczu w tej serii od początku to gospodarze dominowali, prowadząc do przerwy 47:33. Kibice mogli obawiać się trzeciej kwarty, bo bydgoszczanie zazwyczaj właśnie po zmianie stron sypali się jak zamek z piasku. Ale nie tym razem. Choć Rosa wyszła z mocnymi założeniami obronnymi, Enea Astorii nadal wpadało jak na zawołanie (62 proc. z gry w całym pojedynku) i było pozamiatane.

Bydgoszczanie zagrali w ciągu sezonu tylko dwa naprawdę dobre mecze u siebie - z Pogonią i ze Spójnią, ale najlepszy zostawili na sam koniec. Wygrana 95:68 mówi absolutnie wszystko. Konrad Kaźmierczyk swoich graczy przygotował perfekcyjnie. Wytrzymali oni nerwowe końcówki w Radomiu, a u siebie byli od początku o dwie klasy lepsi. Miał pomysł, jak Rosę pokonać i wcielił go w życie, choć sytuacja, w której został trenerem na dwie kolejki przed końcem, była dla zespołu dramatyczna. Nie szło nic, gra wyglądała źle, obrona nie istniała, ale młody szkoleniowiec pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych i wyciągnął klub z dużego bagna.

Po spotkaniu numer trzy powiedział jedynie: "Nie ma co oceniać tego ostatniego meczu tylko całą serię, którą wygraliśmy 3-0. Bardzo gratuluję zawodnikom, bo - co już powtarzałem - zasłużyli sobie, żeby wygrać te mecze i utrzymać się w I lidze. Wykonywali ciężką pracę w ciągu sezonu, przetrwali go i jakby ten najważniejszy moment ich scalił, scalił nas. Poradziliśmy sobie z tym i myślę, że to jest dobre słowo". Jak na posklejanie rozbitej ekipy w monolit, to dość skromnie, prawda?

Źródło artykułu: