Przemysław Zamojski: Klub zrobił świetne transfery

PAP/EPA / Tytus Żmijewski / Zamojski cieszy się z wyników i gry reprezentacji Polski
PAP/EPA / Tytus Żmijewski / Zamojski cieszy się z wyników i gry reprezentacji Polski

Przemysław Zamojski ma za sobą świetne tygodnie. W reprezentacji Polski był jedną z wiodących postaci, poza tym w sparingu z Albą Berlin trafił siedem trójek. To może być jego sezon. - Świetnie się czuję. Jestem głodny gry - zapowiada.

[b]

WP SportoweFakty: Ostatnie tygodnie to pasmo sukcesów Przemysława Zamojskiego. Świetne występy w reprezentacji, awans na EuroBasket 2017, siedem trójek w meczu z Albą Berlin. Jest czym się chwalić.[/b]

Przemysław Zamojski: Znasz mnie bardzo dobrze i wiesz, że ja do wszystkiego podchodzę bardzo spokojnie. Nie ekscytuję się swoimi statystykami, robię po prostu swoje. Cieszę się z faktu, że awansowaliśmy na EuroBasket. To jest najważniejsza informacja ostatnich tygodni. Poza tym zdrowie dopisuje. Od tego wszystko się zaczyna. Później przychodzą wyniki.

Pamiętam pana słowa na początku eliminacji - "ja w kadrze jestem od zadań obronnych". Tymczasem w kwalifikacjach był pan jednym z ważniejszych zawodników w ofensywie. Mike Taylor mógł na pana liczyć.

- Bo były ku temu okazje. Starałem się je jak najlepiej wykorzystać. Trener Mike Taylor z każdym z nas rozmawiał przed eliminacjami i nakreślił zadania, które mamy zrealizować. Ja byłem człowiekiem od defensywy, ale to nie oznaczało, że w ataku w ogóle nie będę nic robił. Otrzymywałem podania, z których mogłem skorzystać. Myślę, że w miarę dobrze się z tego wywiązałem. Jestem zadowolony ze swoich występów.

ZOBACZ WIDEO Chalidow: decyzji nie ma, ale nie zamierzam kończyć

W Stanach Zjednoczonych określa się takich zawodników "3-and-D".

- Tak to mogło wyglądać w tej systemowej koszykówce, którą preferował trener Mike Taylor. Byłem gościem od obrony, ale miałem także czekać na podania od kolegów w ataku. Tym bardziej, że w kadrze mamy zawodników, którzy potrafią wykreować pozycje. Mówię tutaj o naszych rozgrywających, ale także o Mateuszu Ponitce, Adamie Waczyńskim.

Mamy przyzwyczajać się do takiego Przemysława Zamojskiego? Mniej grania z piłką, a więcej rzutów z czystych pozycji?

- Każdy strzelec lubi sobie pograć z piłką, ale to wszystko tak naprawdę zależy od sytemu, jaki preferuje dana drużyna. W reprezentacji tak byłem ustawiany, ale w klubie będę ogrywał nieco inną rolę.

Swoją grą udowodnił pan, że kadra wciąż może na pana liczyć.

- Myślę, że każdy zawodnik chce grać w reprezentacji Polski. Pamiętam, że jak byłem małym chłopcem to marzyłem o występach z orłem na piersi. To niezwykłe wyróżnienie. Mogę reprezentować swój kraj na arenie międzynarodowej. Cieszę się, że spełniłem swoje marzenia. Wierzę, że ten stan będzie utrzymywał się jak najdłużej.

Kwintesencją dobrych występów w kadrze był mecz z Estonią, w którym odpalił pan pięć trójek.

- Koledzy świetnie mnie kreowali, widzieli mnie na wolnych pozycjach. Ja po prostu robiłem swoje, czyli trafiałem.

Celebrował pan te trafione rzuty. Skąd pomysł na cieszynkę z otwieraniem rewolwerów?

- Wyszło spontanicznie. Nigdy nie byłem takim graczem, który specjalnie cieszy się ze swoich dobrych akcji. Myślę, że waga tego spotkania była na tyle duża, że te emocje same się udzielały.

Z Estonią pięć trójek, z Albą siedem, z Rosą... będzie dziewięć?

- Spokojnie, aż takiego rozmachu z mojej strony nie będzie (śmiech).

Jak będzie wyglądał nowy Stelmet BC?

- Mogę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony obrotem spraw. Działacze dokonali świetnych transferów. Widać, że drużyna, mimo zaledwie kilku sesji treningowych, świetnie ze sobą współpracuje. Z każdym kolejnym dniem będziemy się rozkręcać. Jesteśmy kompletną drużyną. Na każdej pozycji mamy po dwóch wartościowych zawodników. Będziemy groźni, zwłaszcza w defensywie.

Saso Filipovski odszedł już ze Stelmetu, ale jeden element na pewno się nie zmieni. Nadal to drużyna będzie najważniejsza, a nie indywidualności.

- To prawda. Gdzieś ta filozofia po Saso Filipovskim jeszcze pozostała. Taka systemowa, drużynowa koszykówka przynosiła nam sporo korzyści. Mamy nadzieję, że dalej będzie to działało.

Jest pan zaledwie dwa lata młodszy od pierwszego trenera. Czy to jest problem?

- Nie. Nawet gdyby trener był ode mnie młodszy, to miałby mój szacunek. Zresztą w wakacje była taka sytuacja. Byłem na campach, na których głównym trenerem był Kamil Sadowski. Trzeba sobie jasno powiedzieć - każdy ma swoją rolę, którą musi pełnić. Ja jestem zawodnikiem i muszę realizować założenia trenera.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: